Gdy 1 sierpnia 1944 r. o wybuchu powstania w Warszawie dowiedziano się w Berlinie, niemieckie
władze podjęły decyzję o likwidacji miasta, eksterminacji ludności i przekształcenia stolicy
okupowanej Polski w twierdzę, mającą stanowić kluczowy punkt obrony wojsk niemieckich na linii
Wisły.
Na Woli tymczasem trwały walki, które rozpoczęto mimo niepełnej mobilizacji i braków w uzbrojeniu.
Jeszcze 26 lipca na terenach obrzeżnych dzielnicy, gdzie znajdowały się magazyny broni AK,
rozlokowano jednostki niemieckie, co uniemożliwiło wykorzystanie przechowywanego uzbrojenia.
Sam rozkaz mobilizacyjny dotarł do dowództwa Rejonu dopiero 1 sierpnia rano, co znacząco
utrudniło zorganizowanie oddziałów powstańczych. Między innymi to właśnie z tych powodów Wola
szybko znalazła się niemal w całości pod kontrolą Niemców.
5 sierpnia między godziną 9.30 a 11.00 na Wolę wkroczyły specjalnie w tym celu ściągnięte oddziały
SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha, wśród których znajdowały się jednostki niezwykle brutalne i
zdemoralizowane, jak pułk Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej czy pułk SS-Standartenführera
Oskara Dirlewangera, złożony z kryminalistów. Żołnierze tych oddziałów dokonali szeregu gwałtów i
mordów na ludności cywilnej, jednak wzięły także udział w regularnych walkach z powstańcami. Za
ich plecami szły natomiast oddziały żandarmerii, nie narażone na kontratak ze strony polskiej, które
dokonywały masowej i systematycznej eksterminacji ludności dzielnicy. Ludzi przeważnie wyciągano
z mieszkań na podwórka lub ulice, a następnie rozstrzeliwano karabinami maszynowymi. Nieliczni
trafili do obozów przejściowych, a potem na roboty przymusowe w głąb Niemiec.
Szacuje się, że w ten lub podobny sposób zginęło w sierpniu 1944 r. od 15 do nawet 60 tys.
mieszkańców Woli.