Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka
Kolegium redakcyjne:
Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska
Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa
tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10
e-mail: swiatelko@pzn.org.pl
To ziemia - JONASZ KOFTA
Jak najbliżej słońca - ROBERT WIĘCKOWSKI
Pieśń III - EDWARD STACHURA
Hakuna matata - MONIKA DUBIEL
Ciekawostki
Komunikacja to wielka atrakcja - ANNA KOWALSKA
Językowe potyczki: Zasypiać gruszki?! - KROPKA
Cooltura: Szkoła według cwaniaczka
Cooltura: Do trzech razy sztuka - KONRAD ZYCH
Skąd biorą się Wielkie Oceaniczne Plamy Śmieci? - PRZEMYSŁAW BARSZCZ
Coś pysznego: Orzech do zgryzienia
Trashion – nie tylko moda - BEATA NIEDZIELA
Z informatyką za pan brat: Komputerowa mapa dla niewidomych - GRZEGORZ ZŁOTOWICZ
Spróbuj rozwiązać
Z uśmiechem łatwiej
Rozwiązania zagadek:
Uśmiechów wiele ma
Godzina szarego dnia
Nie zginiesz w tłumie
Póki jeszcze umiesz
Przystanąć
Gdy zaśpiewa ptak
Daleka droga twa
Za dalą jest inna dal
Choć nie ma kresu, dobrze wiesz
Że droga ta prowadzi gdzieś
Nie wyśpiewany jeszcze świat
Nie zapalone jeszcze światła
Co ludzką twarz
Jak dobry sen rozjaśnią
Obłoków zamyślona biel
Owoce, drzewa, barwy dnia
To wszystko dzięki tobie trwa
Wśród swoich ludzkich spraw
Pamiętaj, nie jesteś sam
Ptak przelatuje
Kwitnie kwiat
To Ona
To Ziemia
Ziemia
Ojczyzna ludzi
zaznacz i zamknij wróć do góry
Są piękne, choć nie każdy jest w stanie dostrzec ich urok i nie chodzi w tym wypadku o możliwość widzenia lub jej brak. Są dzikie, kpią z cywilizacji, za nic mają starania usiłującego je sobie podporządkować człowieka, zawsze, gdy tylko trafia się taka okazja, manifestują swą niezależność, bezwzględność, siłę. Są jak magnes. Każdy, kto chociaż raz dał się wciągnąć w ich świat, zasłuchał w ich opowieści, czuje od czasu do czasu niepokój, który zmusza go do tego, by znowu spakować plecak i ruszyć przed siebie, w górę, by znaleźć się jak najbliżej słońca. Góry, góry, góry...
Robi się o nich głośno, stają się sławne, opanowują powszechną wyobraźnię najczęściej wtedy, gdy znowu kogoś odbiorą temu światu, gdy kolejny raz przypomną, jak bardzo kruchy, w porównaniu z ich majestatem, jest człowiek. W tym roku było o nich wyjątkowo głośno i to o tych najwyższych, o Himalajach. Dwie wyprawy, które dla aż trzech wspinaczy zakończyły się tragicznie. Najpierw Broad Peak, potem, ostatnio Gaszerbrum; najpierw Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski, potem, ostatnio Artur Hajzer. Trzech facetów, którzy ukochali góry, dla których opowieść snuta przez wiatr, śnieg i sunące po zboczach skały stała się najważniejszą melodią życia, zostało w górach już na zawsze. Czy było warto? Artur Hajzer, twórca programu „Polski himalaizm zimowy”, programu, dzięki któremu polscy wspinacze znowu stali się sławni i podziwiani na całym świecie, bo znowu wytyczyli nowe drogi, bo ponownie dokonali w górach czegoś, co jeszcze nigdy nikomu się nie udało, odpowiadał zawsze na takie pytanie, że nie. Nie ma takich gór, nie istnieją takie szczyty, które warte byłyby nawet nie życia, ale po prostu zdrowia. Człowiek jest ważniejszy, a każdy wspinacz zawsze powinien wiedzieć, kiedy się wycofać, zejść do bazy, uznać swoją porażkę w tej wyprawie, ale zapewnić sobie możliwość podjęcia kolejnej wędrówki.
Powtarzał te słowa wielokrotnie, powtarzał jak mantrę, ale nie udało mu się potwierdzić ich swoim życiem. Przeważył jeden raz...
Miłość od pierwszego wrażenia
Droga w góry dla każdego jest inna. Niektórych pierwszy raz zabierają w nie rodzice, inni jadą z przyjaciółmi, jeszcze inni trafiają w nie zupełnie przypadkiem, w czasie przerwy podczas zupełnie innej podróży. Są wreszcie tacy, a jest ich szczególnie wielu w ostatnich latach, którzy rozpoczynają swoją górską przygodę z dala od szlaków i szczytów – w mieście, na wspinaczkowej ściance. Każdy sposób jest dobry, każdy jest tak samo ważny. Są też oczywiście tacy, i jest ich zdecydowana większość, którzy nigdy nie zachwycą się górami, nie nauczą się tęsknić za kolejną wyprawą z plecakiem, mają do tego prawo, ich historia jest inna. Ci jednak, dla których zabije mocniej kamienne serce Ziemi, powtarzają często, że miłość do gór spadła na nich nagle, bez ostrzeżenia, zachwycili się nimi od pierwszego spotkania. Tak było też w moim przypadku. Zwykła, jedna z wielu wycieczek klasowych, zwykły spacer Doliną Strążyską i nagle szlak na Giewont. Kilka godzin trudnej, jak się wtedy wydawało, wspinaczki pod górę, niezaplanowanej, nieprzygotowanej, pełnej niespodzianek i olśnień i, co najważniejsze, zakończonej szczęśliwie. Szczyt zdobyty, dotknięty ogromny metalowy krzyż, który górale wnieśli na plecach na Giewont na początku XX wieku, miejsce w serduchu dla gór zrobione.
Było to prawie 30 lat temu i do tej pory uczucie nie ustało. Góry stały się ważne i takie pozostały, domagają się, by odwiedzać je przynajmniej raz w roku, by spędzić z nimi choć chwilę. I nic tego nie zmieniło, utrata wzroku też nie. Można widzieć bardzo słabo lub wcale nie widzieć i potrafić cieszyć się górami, rozumieć sens wypraw, chcieć się zmęczyć podczas kolejnej wędrówki w stronę słońca. Dwa razy musiałem tylko uczyć się wspinaczki. Pierwszy raz, gdy jeszcze dobrze widziałem, drugi – gdy wzrok przestał być mi pomocny. Można się wspinać, gdy widzi się bardzo słabo (jak ja) lub nie widzi się nic (jak mój kolega z Anglii). Trzeba tylko bardzo chcieć, trzeba wierzyć, że jest to możliwe, trzeba mieć więcej – niż widzący – siły i umiejętności technicznych. Bo my potrzebujemy więcej, niż oni, czasu na znalezienie odpowiedniej drogi czy miejsca, gdzie będzie można założyć stanowisko. Bo nie od razu jesteśmy w stanie znaleźć dobre oparcie dla nóg (najważniejsza sprawa we wspinaczce) czy odpowiedni uchwyt dla rąk, a więc jakaś krawędź czy skalne ucho, które pozwolą nam utrzymać się na niemal pionowej ścianie. Bo trochę później zlokalizujemy wiszący na ścianie wspinaczkowy ekspres, w który wepniemy ciągniętą za nami z dołu linę i w ten sposób zapewnimy sobie bezpieczeństwo. Nie zrobimy tego wszystkiego tak szybko, jak widzący, bo nie widzimy tych miejsc, bo, aby je znaleźć, musimy obadać dłońmi skałę, bo musimy usłyszeć podpowiedź kogoś widzącego. W końcu jednak to zrobimy, możemy się wspinać; chodzić po szlaku też, ale to jest oczywiste. I nie są to cuda, są to zwykłe sprawy świata tego, sprawy czynione możliwymi przez człowieka. Cud to góry, jak napisał prawie sto lat temu Jalu Kurek w „Księdze Tatr”. Od tamtej pory nic się nie zmieniło.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Lato dłużej by żyło
w falujących żaglach
złotych słoneczników
Mgła by nie dusiła czy śnieg
Smutek nawet
zdjąłby palce z czarnych klawiszy
i zamilkł...
Ej zaszumi kiedyś zaszumi
świtu różowa muzyka
Noc się spłoszy z czarnych dziupli
Stare wierzby wschód podpali
A teraz
czuwajmy
Cyt
Jeszcze zegar nie usnął
zaznacz i zamknij wróć do góry
Dziś odwiedzimy państwo we wschodniej Afryce, będące ojczyzną zebr, antylop i nosorożców. Kenia, bo o niej tu mowa, leży nad Oceanem Indyjskim. Graniczy od północy z Somalią, Etiopią i Sudanem Południowym, od zachodu z Ugandą, a od południa z Tanzanią. jest jednym z 15 krajów, przez których terytorium przebiega równik. Zamieszkuje ją mniej więcej tyle samo osób co Polskę, choć ma niemal dwa razy większą powierzchnię. Na ulicy, poza angielskim, najczęściej można usłyszeć suahili, z którego to pochodzi rozsławione przez przyjaciół młodego Simby motto: Hakuna Matata, czyli „nie martw się”.
Historia
Jako pierwszy europejczyk odkrył Kenię płynący do Indii w 1498 r. Vasco da Gama, w efekcie czego zaczęli kolonizować ją Portugalczycy. W XVIII w wyparli ich Arabowie. Pod koniec XIX w powstał Protektorat Brytyjskiej Afryki Wschodniej, w 1920 przekształcony w kolonię brytyjską. posiadała ona swoje zgromadzenie parlamentarne, lecz miejscowa ludność nie miała możliwości wyboru swoich przedstawicieli, co budziło jej ostry sprzeciw. Powstawały różne organizacje wyzwoleńcze i wybuchały powstania aż ostatecznie w 1963 r. Kenia uzyskała niepodległość.
Obecnie Kenia należy do najbardziej zróżnicowanych kulturowo i językowo krajów. Afryki. Żyje tam ok. 30 grup plemiennych. Niektóre posługują się kilkoma dialektami jednocześnie, dlatego uważa się, że w tym kraju używanych jest w sumie ponad 40 języków. Taka struktura społeczna jest niestety przyczyną ciągłych konfliktów wewnętrznych między plemionami i klanami.
Życie na sawannie
Kenia Jest krajem zdecydowanie rolniczym. Aż 3/4 społeczeństwa para się tym zajęciem. Ostatnio jednak coraz większe zyski zaczyna przynosić turystyka, a to za sprawą wyjątkowej kenijskiej przyrody, która przyciąga pasjonatów z całego świata. Jeśli chcemy zobaczyć lwią rodzinę przy posiłku, albo pościg geparda za gazelą, trzeba wybrać się do jednego z licznych kenijskich parków narodowych.
Park Narodowy Amboseli słynie z wielkich stad słoni afrykańskich. a Masai Mara z krokodyli leniwie czyhających na swe ofiary przy wodopojach. Najbardziej znany jest niewątpliwie park Tsavo, największy w Kenii i jeden z największych na świecie. Pasące się spokojnie wśród morza traw wielkie stada antylop i zebr pośród rzadko rozsianych ogromnych baobabów to widok najbardziej typowy dla tego miejsca.
Najszybsi ludzie świata
Od wielu lat kenijscy biegacze wygrywają olimpiady i mistrzostwa świata zwłaszcza na długich dystansach. Najlepsi zawodnicy, tacy jak: Vivian Cheruiyot, Emmanuel Mutai, David Rudisha, Michael Komen pochodzą właśnie z Doliny Ryftowej. Jak to się dzieje, że sportowcy z zagubionego wśród traw sawanny kraju osiągają tak spektakularne sukcesy? Jest to pytanie, które od dawna zadaje sobie cały świat. Z pewnością duże znaczenie mają geny wojowniczych plemion odpowiadające za wytrzymałość i determinację w walce. Krąży też anegdota o tym, że w Kenii każdy od małego jest biegaczem, gdyż uczniowie muszą biegać do szkoły wiele kilometrów. Nie można zapominać, również o przyczynach ekonomicznych. W niezbyt bogatym kraju jakim jest Kenia, bieganie daje szansę na sukces finansowy i awans społeczny.
Ciekawostki
1. Stolica Kenii Nairobi jest obok Nowego Jorku, Genewy i Wiednia, jedną z czterech głównych siedzib ONZ na świecie.
2. Kenię jako pierwsza w świecie rozsławiła Karen Blixen, duńska arystokratka, która przed wojną założyła tam wraz z mężem plantację kawy, a wspomnienia z tego okresu zamknęła w słynnej, wydanej w 1937 r., powieści "Pożegnanie z Afryką", gdzie opisuje piękną kenijską przyrodę, barwne obyczaje rdzennych mieszkańców oraz analizuje zachowanie białego kolonizatora na czarnym lądzie.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wilk prerii
Wilkiem prerii nazywa się często północnoamerykańskiego kojota, blisko spokrewnionego z wilkami, szakalami i domowymi psami. Mimo licznych wrogów i przeciwności, zwierzę to – w przeciwieństwie do naszego wilka - rozszerza swoje terytoria. Przed stu laty żyło głównie na prerii, dziś spotkać je można prawie wszędzie od Alaski do Kostaryki. To pustynne zwierzę widuje się teraz nawet w gęsto zamieszkanych okolicach. Zawdzięcza to swoim niezwykłym umiejętnościom przystosowania się do każdych warunków.
Pożera wszystko, co znajdzie – od arbuza do izolacji elektrycznej. Najbardziej smakuje mu jednak mięso. Podkrada się więc do różnych hodowli i dlatego pasterze są od dawna głównymi wrogami kojota. Często buduje on swoją jamę na ugorze w pobliżu farmy, skąd skrada się, by coś upolować albo przynajmniej pobuszować w pryzmach kompostu. Skrada się niepostrzeżenie jak duch, bo jego rudobrązowe ubarwienie w czarne i szare plamki pozwala mu znakomicie wtopić się w krajobraz. Słynne jest wycie kojota, a jest to tylko środek porozumiewania się. Po jednym głosie zawsze następuje odpowiedź kolegi, a fragmenty rozmowy kończą się żałosnym przeciągłym skowytem.
Kojoty to zwierzęta wesołe, lubiące bawić się, pozorować walkę, kręcić się w kółko. Ze złapaną myszą bawią się jak koty – podrzucają ją ,puszczają i znów łapią. Na równej drodze osiągają prędkość 50-60 kilometrów na godzinę. Wystarczy jednak choćby cień jakiegoś ponętnego zapachu, by zwierzę momentalnie zmieniło kierunek biegu w poszukiwaniu zdobyczy.
Na zające kojoty polują zespołowo, okrążając je coraz ciaśniejszym kołem. Podobnie wygląda polowanie na antylopy. Jeden zespół goni zwierzę aż do wyczerpania sił, po czym pogoń podejmuje następna zmiana, bo trzeba wiedzieć, że kojoty to zbyt odważne nie są. Zasadą jest unikanie walki, co zapewne przyczynia się do przetrwania gatunku. Wystarczy, że wystraszona owca nagle się obróci, by wilk prerii sromotnie uciekł. Zaatakowany kojot może również pierzchnąć przed gęśmi wysiadującymi jaja, byle tylko dość energicznie pomachały skrzydłami.
Wojaże Voyagerów
W 1977 roku w kierunku gazowych gigantów (Jowisz, Saturn, Uran i Neptun) wystrzelono 2 identyczne sondy kosmiczne – Voyager 1 i 2. Obie doleciały do Jowisza i Saturna, odkrywając nieznane wcześniej niewielkie księżyce i ujawniając złożoność systemu pierścieni Saturna. Następnie Voyager 1 wyruszył ku granicy Układu Słonecznego. Natomiast Voyager 2 w 1986 roku poleciał w kierunku Urana, a w 1989 - Neptuna. W pobliżu tych 2 planet odkrył nowe pierścienie i łącznie 16 księżyców. Potem sondy zostały skierowane ku zewnętrznym warstwom heliosfery.
Heliosfera to niewidzialna otoczka Układu Słonecznego. Chroni nas przed docierającym z głębi kosmosu promieniowaniem kosmicznym. Gdyby nagle zniknęła, jego natężenie mogłoby wzrosnąć nawet kilkakrotnie. Wpływałoby to między innymi na poziom zachmurzenia ziemskiej atmosfery, a zatem i na ilość energii otrzymywanej przez naszą planetę od Słońca.
Po 35 latach od startu pierwsza w historii sonda kosmiczna (Voyager 1), opuściła Układ Słoneczny i wypłynęła na ocean galaktycznej pustki. Wysyłane przez nią dotąd komunikaty docierały do nas z 16-godzinnym opóźnieniem. W pobliże innej niż Słońce gwiazdy zawędruje dopiero za 40 tysięcy lat. Voyager 2, który porusza się po zupełnie innej trajektorii, będzie wędrował jeszcze dłużej – 300 tysięcy lat. Natomiast sondy Pioneer 10 i 11, wystrzelone na początku lat 70., błądzić będą między gwiazdami 4 miliony lat.
Prawdopodobieństwo, że te 4 sondy trafią do jakichś istot rozumnych jest bardzo małe, ale mimo wszystko wysłaliśmy za ich pomocą listy do obcych cywilizacji. Na korpusie każdego Pioneera umocowana jest plakietka o umieszczeniu Układu Słonecznego w Galaktyce, w tym Ziemi, a także o wyglądzie istot, które skonstruowały próbnik. Dużo bogatsze przesłanie niosą Voyagery. Każdy ma na pokładzie płytę fonograficzną (dysków kompaktowych wtedy nie było!), na której zakodowano 116 zdjęć, liczne dźwięki naturalne (wiatr, grzmot, głosy ptaków itd.), fragmenty utworów muzycznych z różnych epok i kultur oraz orędzia prezydenta USA i sekretarza generalnego ONZ. Ciekawe, czy ktoś przeczyta te nasze listy. Warto sobie uświadomić, że 4 miliony lat to zaledwie galaktyczny tydzień, ponieważ jest to jedna pięćdziesiąta druga okresu, w którym Słońce obiega centrum Galaktyki.
Latające kolosy
Pierwsze aktywnie latające kręgowce w historii życia na Ziemi to pterozaury. Były to też największe stworzenia, jakie kiedykolwiek unosiły się w przestworzach. Ważyły do 200 kilogramów, a rozpiętość ich skrzydeł sięgała 12 metrów. Zdaniem naukowców, te blisko spokrewnione z dinozaurami zwierzęta mogły latać tylko przy sprzyjającej pogodzie.
Z powodu gigantycznych rozmiarów trudno im było nie tylko wystartować, ale również utrzymać się w powietrzu, jeśli wiał silny wiatr. Najlepiej sobie radziły, szybując przy łagodnej bryzie.
Budowa ich czaszki wskazuje, że były mięsożerne. Prawdopodobnie żywiły się także rybami i padliną.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Jeden ze znanych polskich aktorów, nie pamiętam który, na egzaminie do szkoły filmowej jako środki komunikacji wymienił: tramwaj i autobus. Skoro opowiadał tę anegdotę już jako artysta, to znaczy, że do szkoły się dostał, a nawet ją skończył i zyskał rozgłos. Komunikacja miejska komunikacją jest. Mało tego, sprzyja komunikacji międzyludzkiej przez psychologów nazywanej interpersonalną. Bo: to niecierpliwy pasażer cierpliwszego przy wsiadaniu pogoni, że za wolno; a to starsza pani młodzież napomni, że za głośno, a w ogóle należałoby starszym miejsca ustąpić; a to innemu komórka zadzwoni i opowie całemu autobusowemu zgromadzeniu porywającą historię swoich wizyt u lekarza ze szczegółowymi zaleceniami medyka. Czasem to nawet jeden pasażer drugiego w ramie postuka, żeby coś za oknem pokazać. A może i spiorunuje wzrokiem, żeby dać do zrozumienia, że zachowanie piorunowanego w tym miejscu nie jest na miejscu. We wszystkich wymienionych sytuacjach chodzi o komunikację i to nie miejską, choć tam się dzieją, tylko interpersonalną.
Kiedy wysiądziemy z autobusu i wejdziemy do szkoły lub sklepu, też będziemy się porozumiewać z panią woźną, panią nauczycielką, panem sprzedawcą. Będziemy się porozumiewać słowem i ciałem, bo zarówno to, co mówimy, jak mówimy, kiedy mówimy, jak i to, co robimy podczas mówienia z naszym ciałem. to komunikaty dla słuchacza. Innego stylu komunikacyjnego używamy w rozmowie z dorosłym, innego z rówieśnikiem, inaczej mówimy do osoby znanej, inaczej do obcej. Inaczej, to znaczy, że mówimy innymi słowami, poruszamy inne tematy. Nie rzucamy się na szyję pani w sklepie, gdy poda nam sok pomarańczowy, tak jak ulubionej cioci. Do nauczyciela nie zwracamy się: cześć, nara, do zobaczyska - choć tak mówimy do kolegi. W szkolnej rozprawce lepiej nie pisać, że bohater to fajny gość lub ziomal. Chyba, że polonistka poprosi o styl luźny, młodzieżowy.
Komunikatem dla otoczenia jest nasz wygląd. Nasz strój mówi, dokąd się wybieramy. Biała bluzka i czarna spódnica mówią, że wybieramy się na egzamin lub uroczystość, a nie na zajęcia sportowe. Dziewczyna w ładnej sukience, z misterną fryzurą, pachnąca perfumami podczas randki mówi chłopcu, zależy mi na tobie, nasza znajomość jest dla mnie ważna.
I tu się zaczyna… Bo skąd masz wiedzieć, czy dziewczyna, z którą się spotkałeś, zawsze używa perfum, czy zrobiła to tylko dla Ciebie? Jak zdobyć informację o tym, czy pan polonista przyjmie wypracowanie napisane innym stylem niż zwykle? Słuchać należy, droga młodzieży. Słuchanie zapobiega nieporozumieniom. Jeśli naprawdę śledzę, co mówi mój rozmówca, poznam treść jego wypowiedzi. I nie będzie jak w głuchym telefonie, że nadaliśmy „coca-cola”, a dotarło „Jaś Fasola”. Zakłócenia pomiędzy nadawcą a odbiorcą powstają wtedy, kiedy nie skupiają się na rozmowie, gdy domyślają się tego, co drugi zamierza powiedzieć, na przykład: no wiem, byłeś zdenerwowany, kiedy zaczynają rozmowę z nastawieniem, na przykład: ta Kaśka to nigdy nie powie prawdy; ten Krzysiek to zawsze się wtrąca. Kiedy nie słuchają, ponieważ w głowie układają odpowiedź: ja mu zaraz odparuję; ja mu powiem, aż mu w pięty pójdzie; powiem mu, że nie ma racji. Kiedy słuchają co trzecie słowo z przekonaniem, że sens sam przyjdzie, zapuka i powie „oto ja, esencja wypowiedzi, zapamiętaj mnie”. Kiedy rozmowa to pole bitwy i rozmówcy chcą udowodnić, który jest silniejszy, mądrzejszy.
Niesłuchanie zatem to największy grzech przeciwko skutecznej komunikacji. A ze słuchania rodzą się pytania. Bowiem jeśli masz otwarte uszy, jesteś naprawdę zainteresowany wypowiedzią rozmówcy, będziesz chciał zapytać, dowiedzieć się więcej. Dobre pytania są otwarte, czyli takie, które pozwalają rozmówcy powiedzieć więcej niż tylko „tak” lub „nie”. Toteż jeżeli naprawdę chcesz dowiedzieć się czegoś o swoim rozmówcy, warto zapytać „jaki lubisz sok?”, a nie, „czy lubisz sok pomarańczowy?”. Pytania, które zaczynają się od „czy”, zamykają usta, a właściwie pozwalają je rozmówcy otworzyć tylko na jedno słowo „tak” lub „nie”.
Komunikacja z drugim człowiekiem to przygoda. Sokrates twierdził: wiem, że nic nie wiem. Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu, że scharakteryzuję jego postawę wobec rozmówcy jako otwartą, taką, którą można opisać słowami: nie wiem, ale chcę się dowiedzieć, opowiedz mi.” Tak, tak, ten filozof umiał się porozumiewać, ponieważ pytał i słuchał rozmówców. Rozmowa to przygoda, w której spotykają się ludzie, żeby ze sobą być, żeby wymieniać poglądy, żeby się razem cieszyć i martwić, żeby się poznawać i wspierać.
zaznacz i zamknij wróć do góry
„Gruszek w popiele nie mogą zasypiać administratorzy budynków z antenami zbiorczymi” - alarmowała prasa przed wprowadzeniem telewizji cyfrowej. Można też czasem usłyszeć: „no ja nie zasypiam gruszek w popiele” albo: „rząd nie zasypia gruszek w popiele”. Myślę, że ten zwrot dla wielu osób w Polsce bywa już niezrozumiały. Świadczą o tym choćby takie charakterystyczne przejęzyczenia, jak „nie zasypuję gruszek w popiele”. Niby logiczne, bo przecież zasypać je nawet i w popiele łatwo, ale jak można gruszki zasypiać?
Otóż można! I wtedy takie gruszki już do niczego się nie nadają. Trzeba jednak wiedzieć co nieco o dawnych zwyczajach, które zostawiły swój trwały ślad w języku. Niegdyś – jak może wiecie – chleb piekło się w domu w specjalnych piecach chlebowych. Po upieczeniu chleba piec był jeszcze na tyle gorący, że można w nim było upiec albo ususzyć gruszki (mogły też być śliwki, ale w przysłowiu przetrwały właśnie gruszki). Trzeba było jednak trochę na to poczekać i wtedy łatwo było zasnąć. Zmorzony snem człowiek przegapiał odpowiedni moment, a skutkiem były zwęglone, a nie ususzone gruszki.
Nie zasypiać gruszek w popiele oznacza więc zachować czujność, nie zwlekać, nie zaniedbywać pilnych spraw, dbać o nie, nie spuszczać ich z oka. Nie zasypiać właśnie!!!
zaznacz i zamknij wróć do góry
No i znowu się zaczyna… Kolejny rok szkoły przetrwania. Miesiące lawirowania między podstępnymi pytaniami nauczycieli i strzelania w ciemno na arcytrudnych testach. A jeszcze do tego trzeba uważać, by nie narazić się zbytnio tym, którzy rządzą na szkolnych korytarzach…
Przez to wszystko przeprowadzi Cię Greg Heffley, który wie dobrze, że bycie nastolatkiem to prawdziwy kanał. Zmagania ze szkolną rzeczywistością opisuje w „Dzienniku Cwaniaczka”, który kazała prowadzić mu mama. „Chciałbym ogłosić oficjalnie, że moim zdaniem gimnazjum to najgłupszy pomysł na świecie” – czytamy w pierwszym wpisie.
I z każdym miesiącem utwierdzamy się w przekonaniu, że rzeczywiście - nie jest łatwo utrzymać się na powierzchni w szkole, gdzie chuderlawe słabeusze dzielą korytarze z dzieciakami, które są wyższe, wredniejsze i już się golą. Człowiek musi mieć dużo sprytu. Choć i to nie zawsze pomaga, a właściwie prawie nigdy nie pomaga, bo Greg ciągle pakuje się w kłopoty. Najczęściej razem ze swoim najlepszym kumplem - Rowleyem Jeffersonem, który – zdaniem głównego bohatera - zupełnie nie umie się „lansować”.
Problemy szkolne to jedno, kłopoty w domu - drugie. Bo jak tu poradzić sobie z dwoma braćmi, z których jeden jest gorszy od drugiego? Młodszy – Manny - to straszny skarżypyta, do tego mówi na brata „Bab”, co raczej nie przysporzy Gregowi popularności. Starszy - Rodrick jest już prawie dorosły, założył kapelę heavymetalową o nazwie „Bródna Pieluha” i też umie zrobić niezły obciach. O rodzicach już nie wspomnę...
Jeśli masz ochotę na coś lekkiego, co przeczytasz jednym tchem, lubisz krótkie, smsowe zdania i trochę głupawy humor – polecam cały cykl. A gdy już zerkniesz i Ci się spodoba, może też założysz dziennik, to w końcu zupełnie co innego niż pamiętnik…
Pięć z ośmiu części „Dziennika Cwaniaczka” w wersji dźwiękowej i tekstowej dostępnych jest w Działe Zbiorów dla Niewidomych Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego przy ul. Konwiktorskiej (audiobooki czyta: W. Apostolakis-Gluziński).
Osoby słabowidzące mogą również spróbować przeczytać wersję drukowaną – czcionka w książce wydanej przez Naszą Księgarnię jest całkiem wyraźna.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Choć Dawid Podsiadło ma dopiero 20 lat i zaledwie jedną płytę na koncie, na scenie nie jest żółtodziobem. I nie chodzi wyłącznie o zwycięstwo w telewizyjnym talent show, duet z Katie Melua czy występ przed samą Laną Del Rey.
Co prawda, daleko mu do tryumfatora pierwszej edycji „X Factora”, Gienka Loski, który jeszcze przed startem w programie nagrał trzy płyty z zespołem Seven B (pojawił się też na solowym albumie Alka Mrożka „Lepiej niż wczoraj”), jednak jak na debiutanta muzycznych doświadczeń ma już całkiem sporo. Dawid jest liderem dwóch zespołów, Curly Hades i Reaching For The Sun, z którymi wykonuje alternatywnego rocka w stylu Artcic Monkeys czy The Strokes. Z tym pierwszym wziął nawet udział w popularnym programie „Mam Talent”. Niestety, występ chłopaków nie przypadł jurorom do gustu. Duże wrażenie zrobił na nich natomiast śpiew Dawida, któremu złożyli propozycję nie do odrzucenia: albo przejdzie do następnego etapu bez zespołu, albo może pożegnać się z programem. Przyjaźń okazała się silniejsza. Młody muzyk postawił sprawę jasno: „Jeśli przyszliśmy tutaj jako Curly Heads, to wyjdziemy jako Curly Heads” – powiedział, czym podbił serca publiczności w studiu i przed telewizorami. Warto podkreślić, że nie była to jego pierwsza porażka. Wcześniej wokalista – tym razem solo – próbował swoich sił w pierwszej edycji „X Factora”. Niestety, jego przygoda z telewizją zakończyła się szybko: Dawid doszedł zaledwie do „Eliminacji”. „Do trzech razy sztuka” – zwykło się jednak mawiać.
„Jestem pewien, że ciebie branża nie zepsuje, bo jesteś za dobrze wychowany” – powiedział Czesław Mozil po wykonaniu przez Dawida w finale piosenki „With or Without You” z repertuaru grupy U2. „Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jak ty śpiewasz, jak ty się zachowujesz i jak sobie radzisz z emocjami” – chwaliła swojego podopiecznego Tatiana Okupnik (Dawid, wraz z Eweliną Lisowską i Anną Antonik, znalazł się w trójce uczestników, którą prowadziła). Kuba Wojewódzki komplementował zaś wokalistę w swoim stylu: „Nigdy nie spotkałem tak zdolnego, tak neurotycznego krasnala, jak ty”. Dawid, poza talentem wokalnym, urzekł bowiem jurorów czymś jeszcze: spokojem, nieśmiałością i brakiem gwiazdorskich manier. Urzekł też publiczność, która w esemesowym głosowaniu właśnie jemu, a nie Marcinowi Spennerowi czy zespołowi The Chance, przyznała palmę pierwszeństwa. Stawka była wysoka: sto tysięcy złotych i kontrakt z wytwórnią BMG gwarantujący zwycięzcy wydanie debiutanckiej płyty. Dla Dawida finał był jednak wyjątkowy także z innego powodu: w drugiej części programu spełniło się jego wielkie marzenie – zaśpiewał u boku samej Katie Melua! „Boję się, że tym występem wygrałeś ten program” – skomentował ich wykonanie „Better Than a Dream” Kuba. Jak się wkrótce okazało, miał rację.
Pomysły z laptopa
Dziś młody wokalista jest wschodzącą gwiazdą polskiej sceny muzycznej a jego debiutancka płyta, „Comfort and Happiness” zbiera niemal same pozytywne recenzje. Niektórzy krytycy okrzyknęli ją nawet „debiutem roku”. Czy słusznie? Na pewno coś jest na rzeczy. Dawidowi udała się w końcu sztuka niezwykła. Nie tylko wygrał popularny telewizyjny program, lecz także nagrał płytę, która nie jest muzycznym kompromisem. Nie wszyscy uczestnicy talent show mieli tyle szczęścia. Kto dziś pamięta debiutanckie płyty tryumfatorki pierwszej edycji „Idola”, Ali Janosz czy zwycięzcy „Drogi do Gwiazd”, Jarka Webera? Nawet Monika Brodka, choć jej debiut sprzedawał się świetnie, przeszła długą drogę od popowego „Albumu” do znakomitej, ambitnej „Grandy”.
Tymczasem „Comfort and Happiness” to album dojrzały i bardzo na czasie. Nic dziwnego, Dawid miał w studiu solidne wsparcie. Za produkcję płyty odpowiada Bogdan Kondracki, były muzyk Kobonga i Neumy (jeśli lubicie ciężkiego, awangardowego rocka, koniecznie zapamiętajcie te nazwy), który współpracował wcześniej m.in. z Tomkiem Makowieckim i wspomnianą już Brodką. Autorką tekstów do polskich wersji piosenek „S&T” i „Little Stranger” jest zaś Karolina Kozak, wokalistka występująca m.in. z zespołami Silver Rocket i oxy.gen (można ją także usłyszeć na trzecim solowym albumie Smolika). Sukces nie byłby jednak możliwy, gdyby nie talent samego Podsiadły. To od niego wyszły szkice wszystkich utworów. Sam muzyk zachowuje jednak godną podziwu skromność. „Po prostu otworzyłem laptop, wyciągnąłem z niego wszystkie pomysły, które nagrywałem od czterech lat, wybraliśmy najlepsze z nich, a te które się nie nadawały, zastąpiliśmy wymyślonymi już w trakcie naszej wspólnej pracy” – opowiadał o przygotowaniu „Comfort and Happiness” dziennikarzowi „Teraz Rocka”.
Komfort i szczęście
Efekt? Na pewno robi wrażenie. Album powinien spodobać się nawet tym, którzy do twórczości uczestników telewizyjnych show podchodzą z dystansem. Lubicie takich wykonawców, jak Coldplay, Mumford & Sons, The Lumineers czy Bon Iver? W takim razie „Comfort and Happiness” to płyta dla was. Nie brak tu jednak także mniej oczywistych klimatów. W niektórych kawałkach Dawid brzmi jak Jónsi z Sigur Rós, w innych słychać, że lubi Radiohead i solową twórczość Toma Yorka, w jeszcze innych modny jakiś czas temu retro rock czy indie pop. Poszczególne piosenki, choć utrzymane w podobnym stylu i w większości dość do siebie podobne, tworzą udaną, spójną całość. Wśród nich kilka lśni jednak wyjątkowym blaskiem. Na przykład otwierający płytę „And I”, w którym ekspresyjny śpiew Dawida kojarzyć się może tyleż z Chrisem Martinem z Coldplay, co Glenem Hansardem z The Frames (irlandzkim piosenkarzem znanym z głównej roli w filmie „Once”). Takich utworów jest tu zresztą więcej: choćby zbliżony pod względem nastroju „!H. A. P. P. Y.!” czy ozdobiony brzmieniem fortepianu i ciekawą solówką gitary „Vitane”.
Na tym tle wyróżnia się skoczny „No”, chyba najbardziej popowy numer w zestawie. Mocny beat perkusji, charakterystyczny motyw klawiszy i tekst o kimś, kto - jak mówił Dawid na łamach „Teraz Rocka” – „lubi udzielać się towarzysko i nawiązywać wiele znajomości”, czynią z niego kawałek idealny na imprezy czy letnie festiwale. Zupełnie inny jest oparty na tym samym motywie klawiszy „No Part II” - to już rzecz bliższa Islandczykom z Sigur Rós niż radosnej muzyce pop. W podobnej stylistyce utrzymany został chyba najlepszy na płycie „Elephant”: organowy wstęp, śpiew dobiegający jakby z innej przestrzeni, nowoczesny beat, skrecze, do tego ten „atmosferyczny” refren... Genialny numer! Wyróżniają się także dwa kawałki z polskimi tekstami: promujące płytę „Trójkąty i kwadraty” oraz wytypowany na drugi singiel „Nieznajomy”. W obu wypadkach wersja z polskim tekstem przebija ich anglojęzyczne odpowiedniki! Kto wie, może w przyszłości Dawid powinien częściej sięgać po język ojczysty?
zaznacz i zamknij wróć do góry
Gdy w 1997 roku Charles J. Moore żeglował po Oceanie Spokojnym, wracając jachtem do domu z transpacyficznych regat, napotkał coś, co sprawiło, że resztę życia poświęcił badaniom oceanów i działaniom na rzecz ich ochrony. „Gdy patrzyłem z pokładu na powierzchnię, która powinna być dziewiczym oceanem, jak okiem sięgnąć widziałem plastik. To nieprawdopodobne, ale nie było ani jednego wolnego od plastiku miejsca. Podczas tygodnia, jaki poświęciłem na przepłynięcie tej szerokości geograficznej, niezależnie od pory dnia, plastikowe odpadki były wszędzie.”
Według różnych szacunków opisany przez niego obszar, nazwany Wielką Pacyficzną Plamą Śmieci, zajmuje od 700 tysięcy do 15 milionów kilometrów kwadratowych, czyli być może nawet 8 procent powierzchni największego oceanu świata. W późniejszych latach podobnych, olbrzymich plam, występujących w rejonach cyrkulacji prądów morskich na wszystkich oceanach świata, zlokalizowano jeszcze kilka.
Większość śmieci dociera do mórz i oceanów z lądów. Oprócz plastikowych butelek, worków, starych sieci rybackich, pudełek po różnych produktach spożywczych itp. oceaniczne plamy śmieci tworzy przede wszystkim unosząca się w górnych warstwach wody gęsta papka, powstała z rozłożonych pod wpływem światła drobnych cząsteczek plastiku.
Podczas procesu fotodegradacji, czyli rozpadu plastiku pod wpływem światła, do wody morskiej uwalniają się różne szkodliwe substancje. Ponadto na unoszących się w wodzie cząsteczkach plastiku rozwijają się glony i inne organizmy planktonowe. Są one zjadane przez ryby i inne stworzenia morskie i w ten sposób plastik zaczyna krążyć w całym łańcuchu pokarmowym, zatruwając kolejno cały ekosystem, włącznie z ludźmi, korzystającymi ze środowiska morskiego.
Żeby zapobiec zaśmiecaniu i zanieczyszczaniu świata, powinniśmy stosować dwie podstawowe zasady. Po pierwsze - ograniczyć używanie rzeczy, które stają się później szkodliwymi odpadami, takich jak plastikowe butelki, worki foliowe itp. Jeżeli to możliwe, lepiej wybierać w sklepach produkty w opakowaniach bardziej przyjaznych dla środowiska: na przykład papierowych czy szklanych. Poza tym powinniśmy tego typu surowce użytkować w miarę możliwości wielokrotnie. Jeżeli kupujemy w sklepie banany, zastanówmy się, czy koniecznie musimy pakować je do worka foliowego. Jeżeli już zapakujemy je do torebki, trzeba w domu odłożyć ją do szuflady i użyć ponownie do zapakowania czegoś innego.
Po drugie - powinniśmy zapobiegać dostawaniu się śmieci do środowiska. Odpadki powinny trafić na śmietnisko, gdzie zostaną zutylizowane, czyli unieszkodliwione. Niektóre śmieci można wrzucić do pojemników do segregacji, dzięki czemu materiał, z którego są zrobione, będzie wykorzystany ponownie.
Recykling, czyli odzyskiwanie surowców z odpadów, jest pożyteczny, może przynosić spore dochody, a także daje pole do popisu wyobraźni. Niedawno kilka organizacji zajmujących się ochroną przyrody przystąpiło do wyławiania starych sieci rybackich, dryfujących po oceanach i będących śmiertelną pułapką dla morskich ssaków. Wyłowione sieci, uplecione z tworzyw sztucznych, dostarczane są do włoskiej fabryki dywanów, która przetwarza ten surowiec na barwne kobierce z morskimi wzorami. Dodatkowo część pieniędzy ze sprzedaży dywanów przeznaczana jest na działania na rzecz ochrony przyrody.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Włoskie, laskowe, arachidowe – wszystkie są takie same. Zamknięte w twardej łupinie kryją w sobie chrupkie i jedyne w swoim rodzaju wnętrze. Jak już zaczniesz jeść, to czasem trudno się oderwać. I dobrze, bo to nie tylko smaczna, ale i zdrowa przekąska.
Makaron po turecku
Składniki:
500 g makaronu muszelek;
6 łyżek miodu;
4 łyżki masła;
szklanka posiekanych orzechów włoskich;
sól.
Przygotowanie:
W garnku zagotuj wodę, wrzuć makaron i ugotuj. Odcedź. Naczynie żaroodporne wysmaruj masłem, wyłóż na to 1/3 makaronu, 1/3 szklanki orzechów i 2 łyżki miodu. Układaj tak 3 warstwy, na wierzch posyp wiórkami masła i wlej 2 łyżki miodu. Zapiekać ok. 30 minut w temp. ok. 180 stopni C.
Pasta serowo-orzechowa
Składniki:
15 dag żółtego sera (miękkiego, np.: królewski, morski);
5 dag zmielonych orzechów włoskich;
2 łyżki majonezu;
2-3 łyżki drobnych rodzynek.
Ser i orzechy zmiksuj w blenderze, wymieszaj z majonezem. Musi powstać jednolita, gładka masa, bez grudek. Rodzynki sparz, większe pokrój, wymieszaj z masą serową i znowu zmiksuj. W razie potrzeby posól, chociaż przeważnie ser jest dostatecznie słony. Odstaw do schłodzenia.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zanieczyszczenie naszej planety stało się niestety faktem. Rokrocznie wyrzucamy miliardy ton śmieci, które rozkładają się latami. Odpady, które dostały się do oceanów, tworzą Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci ważącą 3,5 mln ton. Zamiast jednak szukać winnych, zastanówmy się, co możemy zrobić, aby przyczynić się do poprawy stanu środowiska naturalnego.
Przede wszystkim należy pamiętać, że nie wolno wyrzucać śmieci gdzie popadnie, gdy jesteśmy na spacerze w parku lub w lesie. Wszystkie śmieci wyrzucane do lasu lub do wody mają potem szkodliwe oddziaływanie na nas samych. Najprostszym sposobem dbania o środowisko jest segregowanie śmieci na odpadki szklane, plastikowe i papierowe oraz zwracanie uwagi, by trafiały one do kontenerów.
Z pomocą przychodzi również sztuka użytkowa i moda! Styl nazwany „trashion” (kombinacja angielskich słów „trash” – śmieć i „fashion” – moda) oznaczający po prostu modne śmieci -rozgościł się na dobre na salonach. Artyści na całym świecie, tworząc dzieła ze śmieci, nie tylko świetnie się bawią, ale także uświadamiają ludziom problem zanieczyszczeń.
Na ekologicznych pokazach mody można podziwiać kreacje ze starych gazet, z kart do gry lub z plastikowych kubków. Oczywiście nikt nie namawia nas na noszenie tych dziwacznych ubrań na co dzień, ale kiedy wybieramy się na przebieraną imprezę, czemu nie?
Ekologiczne pokazy mody organizowane są również w Polsce. Impreza cykliczna Eko Fashion Weekend odbyła się w tym roku w Krakowie. Towarzyszyły jej bezpłatne warsztaty przerabiania ubrań i torebek. Możemy podpatrzeć pomysły profesjonalistów, aby w naszej garderobie również zagościł ekologiczny look.
Nie wyrzucajmy ubrań, które nam się znudziły. Możemy je w bardzo łatwy sposób przerobić. Wystarczą nożyczki, kilka kolorowych cekinów, koraliki, koronki, kolorowy spray do tkanin. Jak przerobić znoszone długie spodnie na niebanalne krótkie? Wystarczy na odpowiedniej długości i obszyć nogawki koronkową tasiemką albo fragmentem kolorowego materiału. Stary znoszony T-shirt? Możemy użyć sprayu do ubrań i za pomocą szablonów wyciętych z papieru ozdobić go różnymi symbolami i wzorkami. Poza tym do łask wracają frędzelki, a więc nożyczki w dłoń i tniemy T-shirty na różne sposoby. W ozdabianiu odzieży doskonale sprawdzają się różnego rodzaju cekiny, koraliki, guziki i suwaki. Już kilka elementów przyszytych do kołnierzyka potrafi zupełnie odmienić wygląd starej bluzki.
Uzupełnieniem naszej codziennej garderoby może być dodatek stworzony w całości ze śmieci. Na przykład samodzielnie wykonana biżuteria lub dodatki. Tu pole do popisu jest ogromne, a wszystko zależy od inwencji. Dużą popularnością cieszą się dodatki wykonane z zawleczek od napojów puszkowanych. Można z nich zrobić bransoletki, breloczki, a nawet torebki. Te ostatnie łatwo zrobić też z innych zaskakujących materiałów: starych płyt winylowych lub CD, papieru, papierków po cukierkach.
Pomyślicie może, że to zabawa tylko dla dziewczyn. Nic bardziej mylnego - śmieci są dla wszystkich! A wykorzystać możemy je na przykład do urządzenia pokoju.
Jeżeli tradycyjne ramki na zdjęcia wydają Ci się nudne i powtarzalne, możesz zrobić własne ze starych słoików. Wystarczy wziąć słoiki różnej wielkości i kształtu, ozdobić tasiemką lub sznurkiem typu dratwa i włożyć do nich zdjęcia. Każda fotografia będzie wyglądała w takiej ramce bardzo oryginalnie. Zamiast kupować nowe przyborniki na biurko, możemy wykorzystać różnego rodzaju puszki metalowe.
Duże projekty ze śmieci najlepiej realizować wspólnie, na świeżym powietrzu. Spróbuj razem z przyjaciółmi zbudować z plastikowych butelek coś większego. Może to być domek typu igloo lub tratwa. Poczujecie się wtedy jak artysta Ha Schult, który zbudował ze śmieci… hotel.
Jeżeli właśnie odnaleźliście w sobie artystyczną wenę, możecie sami wymyślić wiele projektów, które wcielicie w życie. Pamiętajcie jednak, że w modzie na bycie ekologicznym chodzi przede wszystkim o to, by dbać o środowisko i doceniać jego wartość.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Możliwość wyświetlenia na monitorze komputera cyfrowej mapy jakiegoś miejsca, od lat jest dostępna dla osób posługujących się wzrokiem - wiele serwisów internetowych dostarcza taką usługę całkowicie bezpłatnie. Wystarczy rzut oka na mapę miejsca, w którym nigdy wcześniej się nie było i już wiadomo jak trafić z dworca do hotelu, gdzie w pobliżu są przystanki autobusowe, restauracje, bankomaty... Niestety, takie komputerowe mapy są praktycznie całkowicie niedostępne dla niewidomych - oprogramowanie odczytu ekranu mową syntetyczną nie przetwarza grafiki, a przecież informacja geograficzna o nieznanym miejscu, do którego chcemy się wybrać, jest nam wielokrotnie bardziej przydatna.
Cyfrowe dane, z których budowane są mapy, są dostępne na otwartych licencjach w dużym projekcie tworzonym przez internautów, gromadzących informacje geograficzne dla obszaru Polski: www.ump.waw.pl. Gdyby skorzystać z tych danych cyfrowych i przedstawić je w sposób czytelny dla niewidomego użytkownika, zastępując grafikę dźwiękiem, a tekst - komunikatami wypowiadanymi przez oprogramowanie czytające ekran, mogłoby powstać rewolucyjne narzędzie. I coś takiego niedawno powstało - program o nazwie Grmapa jest do pobrania na stronie http://grmapa.zlotowicz.pl/
Program dostępny jest w dwóch wersjach - przenośnej i instalacyjnej: wersję przenośną można nosić ze sobą na pendrive i używać na każdym komputerze z Windows, a wersja instalacyjna służy do łatwego umieszczenia programu na swoim komputerze i prócz skopiowania plików tworzy na pulpicie i w menu skrót do Grmapy.
Program używa dźwięków rozmieszczonych przestrzennie, które słychać w głośnikach lub słuchawkach - użycie słuchawek daje lepsze efekty, gdyż pozwala precyzyjniej lokalizować docierające dźwięki.
Po uruchomieniu aplikacji słyszymy testowy dźwięk w lewej słuchawce - jeśli słychać go w prawej, należy słuchawki odwrócić.
Mapy dla programu przed pierwszym użyciem trzeba pobrać na komputer, korzystając z menu Mapa: Pobierz i zainstaluj mapę... Należy najpierw pobrać mapę o nazwie "Obszary" - jest to swoisty spis treści, zawierający listę miejscowości z informacją, na której mapie się one znajdują.
Po pobraniu mapy "Obszary" należy ją otworzyć poleceniem menu Mapa: Otwórz mapę... Program pyta o wybór punktu startowego - wpisujemy w pole edycji np. Warszawa i zatwierdzamy Enterem. Po znalezieniu na liście wyników pozycji "Miasto Warszawa" ponownie naciskamy Enter, a następnie po przejściu w dowolnym kierunku strzałką kursora - otrzymujemy informację "warszawa pl". Oznacza to, że należy pobrać mapę Polska: Warszawa, aby uzyskać dostęp do szczegółowej mapy tego miejsca.
Znowu poleceniem menu Mapa: Pobierz i zainstaluj mapę... wybieramy z listy "Polska", a następnie "Warszawa". Po pobraniu i zainstalowaniu tej mapy, możemy ją otworzyć poleceniem Mapa: Otwórz mapę..., w którym wybieramy "Warszawa".
Znajdujemy się teraz na szczegółowej mapie Warszawy i okolic, a dokładniej - jak informuje syntezator po ruchach strzałkami - przy Pałacu Kultury i Nauki. Ponieważ niekoniecznie jest to miejsce, o które nam chodzi - wywołujemy ponownie "Wybór punktu startowego" (albo z menu, albo szybciej, klawiszem skrótu ctrl+t), wpisujemy w pole edycji "Konwiktorska 9" (bez cudzysłowów) i zatwierdzamy Enterem. Na liście wyników pojawia się "Budynek Polski Związek Niewidomych ul. Konwiktorska 9", który akceptujemy Enterem.
Jesteśmy w miejscu, które chcemy obejrzeć, ale jak się do tego zabrać?
Każda mapa składa się z trzech rodzajów obiektów: punktów (np. bankomaty, adresy, przystanki autobusowe i tramwajowe), linii (np. ulice, rzeki, granice dzielnic czy województw) oraz obszarów (np. lasy czy jeziora). Na tradycyjnych mapach stosowane są graficzne linie i ikonki, które ilustrują cały widoczny obszar - w Grmapie zamiast grafiki mamy dźwięki: otwierane drzwi to symbol budynku, jadący samochód oznacza drogę, dźwięk autobusu zamykającego i otwierającego drzwi - przystanek autobusowy itd. Listę wszystkich dźwięków stosowanych w programie można przejrzeć poleceniem menu Dźwięk: Prezentacja wszystkich dźwięków... Po wybraniu dźwięku i naciśnięciu Entera - zostanie on odtworzony, a listę dźwięków opuszczamy klawiszem Esc lub przyciskiem "Anuluj".
Skoro już wiemy, jak brzmi każdy element, można rozpocząć oglądanie mapy. Wyobraźmy sobie, że mapa interesującego fragmentu została nałożona na wirtualną szachownicę - planszę składającą się z kwadratów jednakowej wielkości. Każdy taki kwadrat to jedno pole o domyślnym rozmiarze 10 metrów. Używając klawiszy strzałek przesuwamy się o jedno pole w wybranym kierunku: strzałka w lewo przenosi nas w lewo, strzałka w prawo - w prawo itd. Mapa domyślnie zorientowana jest, jak tradycyjne mapy, w taki sposób, że po lewej stronie mamy zachód, po prawej - wschód; z przodu północ, a z tyłu - południe.
Po przejściu strzałką na dane pole - syntezator wypowiada nam jego nazwę (np. nazwę ulicy, adres budynku). Klawisz spacji informuje bardziej szczegółowo o aktualnym polu, na którym się znajdujemy, podając informację czy jest to punkt, linia czy obszar, jakiego typu jest to obiekt (budynek, adres, restauracja), a także - często - w jakim mieście i kraju się znajduje.
Słyszane dźwięki informują o przestrzeni w promieniu kilku pól od użytkownika: to co słychać z lewej strony znajduje się na zachód od nas, to co z prawej - na wschód, a ponadto - obiekty znajdujące się z tyłu (na południe) mają dźwięk nieco niższy od tych, które są przed nami.
Aby zorientować się, co znajduje się w okolicy, można także wyszukać najbliższe punkty, linie, obszary i skrzyżowania, korzystając w tym celu jak zwykle - z odpowiednich poleceń menu Okolica, albo szybkich klawiszy skrótów: p dla punktów, l dla linii, o dla obszarów i k dla skrzyżowań.
Enter na wyświetlonej liście przenosi do wybranego miejsca.
Jesteśmy na Konwiktorskiej 9: jedno pole na północ (strzałka w górę) znajduje się ulica Konwiktorska, która - jak słychać - przebiega mniej więcej ze wschodu na zachód, a dokładniej - o czym informuje syntezator - biegnie w tym miejscu w kierunku na godzinę 2., czyli na wschód z delikatnym odchyleniem do północy. Aby prześledzić przebieg Konwiktorskiej, musimy więc używać klawisza strzałki w prawo (iść na wschód), a gdy ulica ucieknie na północ (przestanie być ogłaszana pod strzałką), namierzamy ją klawiszem strzałki w górę.
Kierunek na godzinę 2 jest oznaczeniem umownym, gdyż ulicą można podążać w obie strony, a zatem zamiast na godzinę 2, iść w kierunku na godzinę 8. Aby więc prześledzić przebieg ulicy w drugą stronę - używamy tej samej metody, posługując się jednak strzałką w lewo i korygując kierunek strzałką w dół. Na zachód od budynku PZN mijamy skrzyżowanie ulic Konwiktorskiej i Dolańskiego, a następnie docieramy do dużego skrzyżowania - Konwiktorskiej, Muranowskiej i Bonifraterskiej. Po drodze mijaliśmy przystanek autobusowy, przy aktualnym skrzyżowaniu jest ich więcej (można użyć litery p i wpisać "autobus", aby wyświetlić wszystkie okoliczne przystanki). Idąc dalej na zachód (ulicą Muranowską) docieramy do jej skrzyżowania z ulicą Andersa: tu prócz autobusów znajduje się również kilka przystanków tramwajowych. Jeśli teraz wiedzę o rozmieszczeniu przystanków połączymy z informacjami dostępnymi na stronie Zarządu Transportu Miejskiego (www.ztm.waw.pl), możemy pokusić się o opracowanie dojazdu i przejścia do PZN z innego miejsca, np. od Dworca Centralnego.
Nie jest to tak proste, jak rzut oka na graficzną mapę albo korzystanie z brajlowskich map wypukłych, ale po oswojeniu się z tym sposobem prezentacji przestrzeni i nabyciu w tym pewnej wprawy - można z niego efektywnie korzystać: ważne, by nie zniechęcić się zbyt szybko. Na początku warto zapoznawać się z Grmapą w terenie, który znamy.
Prawie wszystko w obrębie programu można łatwo dostosowywać do swoich bieżących potrzeb: głośność dźwięków łatwo można regulować przy użyciu klawiszy Pgup i Pgdn.
Rozmiar jednego pola - na początku 10 metrów - można zmniejszać lub zwiększać przy pomocy klawiszy Pgup i Pgdn z klawiszem Ctrl: zwiększenie rozmiaru pola pozwala osiągnąć bardziej ogólny widok map, natomiast zmniejszenie rozmiaru pola daje możliwość dokładnego obejrzenia wszystkich szczegółów.
Projekt ump.waw.pl, będący źródłem danych mapowych dla programu, jest stale rozwijany: z dnia na dzień pojawiają się poprawki i uzupełnienia map, które można automatycznie pobierać w programie po włączeniu opcji "Sprawdzaj przy starcie aktualizacje map i programu" w menu Ustawienia.
Podczas pracy z programem można tworzyć tzw. zakładki, czyli punkty orientacyjne, do których szybko można w każdej chwili wracać; z zakładek można również komponować trasy i eksportować je np. do programu Loadstone w telefonie komórkowym.
Koniecznie trzeba pamiętać o zasadzie ograniczonego zaufania: mapy nie zawsze odzwierciedlają rzeczywistość - na skutek jakichś błędów w mapie lub programie - albo w wyniku zmian w terenie informacje mogą być niedokładne lub nawet - całkowicie błędne. Mapa może zawierać drogę, która już nie istnieje albo informować o punkcie, którego w rzeczywistości nie ma (został zlikwidowany bądź przeniesiony), jednak nie powinno się to zdarzać zbyt często.
Przedstawione powyżej informacje, to zaledwie podstawy, które powinny ułatwić rozpoczęcie przygody z Grmapą - program posiada dużo więcej funkcji i możliwości, a wszystkie one omówione są w podręczniku użytkownika, dostępnym w menu Pomoc.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zamiana litery
1. Bok statku, wrota do klasztoru
2. Z komina go wypuszczamy, w nim mieszkamy
3. Gdy nie wiesz co zrobić, przyjaciele ją dają, przed wpłynięciem do portu statki na niej stają
4. Ssak arktyczny z wielkimi kłami. w układzie słonecznym sąsiaduje z nami
5. Ogród z owocowymi drzewami, instytucja z sędziami
Dodatkowa litera
1. Dla artysty natchnienie, owcy odzienie
2. Do mycia podłogi, piesek o spłaszczonym pysku
3. Ciepły do przykrycia, duży kawał drewna
Ptasie dwuznaczności
Odgadnij nazwę ptaka brzmiącą tak samo, jak słowo opisane w zagadce.
1. Morski ptak i wielki żaglowiec
2. Przyjaciel czapli i portowy lub przy studni
3. Kwaśny, zielony, kosmaty owoc i nowozelandzki nielot
4. Ptak drapieżny i osoba wybitna
Ukryte słowa
Odgadnij słowa zawierające wyrazy opisane wzagadce.
1. Wybuchy z historią o bogach
2. Oficer wojskowy z dna
3. Prowadzi samochód z kolorem karcianym
4. Owoce morza z czerwoną, tętniącą…
5. Kolby uwielbiane przez Indian z rudym grzybem
zaznacz i zamknij wróć do góry
Państwo Kowalscy prawie dwie godziny szukali miejsca na zaparkowanie swojego samochodu.
- Uff, nareszcie. Udało się - cieszy się pan Kowalski. -Teraz tylko musimy się zorientować, w jakim mieście jesteśmy...
**
Nauczycielka pyta dzieci, jaki zawód wybiorą w przyszłości.
- Ja chciałbym być trochę nauczycielem, a trochę murarzem - odpowiada Jaś.
- Ale dlaczego tak dziwnie wybrałeś?
- Bo nauczyciel nie musi pracować w czasie wakacji, a murarz w zimie.
**
Pani Kowalska wita męża wracającego z pracy radosną nowiną:
- Kochanie, nasz synek postawił dziś pierwszy kroczek.
- To wspaniale!
- Ale wybił sobie przy tym ząbek.
- To niedobrze.
- I powiedział przy tym pierwsze słowo.
- To wspaniale.
- Ale gdybyś słyszał jakie...
**
Spotykają się dwie istoty człekopodobne:
- Cześć, australopitek!
- Nie jestem australopitek, tylko neandertalczyk.
- Gościu, aleś ty spoważniał przez te milion lat!
**
- Jasiu, czy zmieniłeś rybkom wodę w akwarium?
- Ale po co? One jeszcze tej nie wypiły...
**
Ojciec krzyczy na synów:
- Nigdy nie mówcie tak do matki.
- Przecież ty też tak mówisz.
- Ale to nie jest moja matka!
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zamiana litery: 1. burta/furta, 2. dym/dom, 3. rada/reda, 4. mors/mars, 5. sad/sąd.
Dodatkowa litera: 1. wena/wełna, 2. mop/mops, 3. koc/kloc.
Ptasie dwuznaczności: 1. fregata, 2. żuraw, 3. kiwi, 4. orzeł.
Ukryte słowa: 1. dynamit, 2. generał, 3. kierowca, 4. krewetki, 5. kukurydza.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2009 Pochodnia. Wszelkie prawa zastrzeżone.