Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka
Kolegium redakcyjne:
Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska
Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa
tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10
e-mail: swiatelko@pzn.org.pl
Szczęście - WŁADYSŁAW BRONIEWSKI
Pisarz godny upamiętnienia - DANUTA TOMERSKA
Matce - WŁADYSŁAW BRONIEWSKI
W krainie basenów i papryki - MONIKA DUBIEL
Ciekawostki
Coś pysznego: Słodka niespodzianka dla mam
Językowe potyczki: Na wołowej skórze - KROPKA
Cooltuea: Tajemnicze szkatułki - BARBARA ZARZECKA
Cooltura: Powrót do przeszłości - KONRAD ZYCH
Także zwierzęta mają swoje mamy - PRZEMYSŁAW BARSZCZ
Sport to zdrowie: Do Norwegii na biegówki i po medale - KRZYSZTOF KOC
O tym trzeba pamiętać: Flagi i herby narodowe – symbole, czy prawdziwe wartości? - MAREK GROSZKOWSKI
Spróbuj rozwiązać
Konkurs!!!
Z uśmiechem łatwiej!
Rozwiązania zagadek:
Rozmyślam coraz częściej
od pewnego wieczoru,
że chyba moje szczęście
jest zielonego koloru.
Więc niech ta zieleń we mnie rośnie
i niech mnie zewsząd otoczy
drapieżnie, zachłannie, miłośnie –
zieleń, jak twoje oczy.
Niechaj mi będzie życie
oceanicznym dnem,
gdzie pływają morskie straszydła
o włosach z wodorostów
- zielone! zielone niesamowicie! –
i gdzie wszystko jest snem.
Przeczytaj tę bajkę, nim uśniesz,
jeśli chcesz.
Szczęście? –
to co dzień dostać jeden uśmiech
i zwrócić jeden wiersz.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Świetny dziennikarz, społecznik, członek i działacz Polskiego Związku Niewidomych. Przede wszystkim jednak jeden z wielu polskich autorów książek dla dzieci i młodzieży, i jeden z niewielu pisarzy niewidomych. Właśnie w tym roku w czerwcu minie trzydziesta rocznica przedwczesnej śmierci Jerzego Szczygła. To czas bardzo odległy - nie było Was jeszcze na świecie. Może nazwisko i twórczość tego pisarza nie są dziś już tak znane, dlatego warto utrwalić w pamięci tę ważną, nietuzinkową postać i ocalić jego twórczość od zapomnienia.
Jerzy Szczygieł urodził się 14 marca 1932 r. w Puławach. Tam spędził całe swoje dzieciństwo i nigdy na dobre nie rozstał się z tym miastem. Większość jego utworów powieściowych tam się rozgrywa, choć autor świadomie nie wymienia nazwy. Puławskie krajobrazy są ostatnie z zapamiętanych widzianych oczyma.
Dzieciństwo Jurka było smutne, sieroce, tragiczne, przypadające na czasy II wojny światowej, na „czasy pogardy” jak określano okupację hitlerowską. Jego ojciec zginął wcześnie w 1941 r. Stracił również starszego brata Edwarda, który działał w konspiracji jako komendant Armii Krajowej na Puławy i został wywieziony do obozu zagłady. W wieku zaledwie 11 lat Jurek musiał zdać egzamin samodzielności, zaopiekować się ciężko chorą na gruźlicę matką i młodszym bratem Jędrkiem. Podczas ewakuacji Puław w 1944 r., matka zmarła, a obaj chłopcy zostali całkowitymi sierotami. Już w dzieciństwie Jerzy poznał całą niedolę życia w czasie wojny. Zaznał głodu i lęku i musiał uporać się z trudnościami dnia codziennego, nauczyć się samowystarczalności i zaradność w zdobywaniu środków do życia. Te obowiązki, które spełniał, częstokroć przekraczały jego możliwości. Ale nie był to koniec dramatycznych przeżyć. Rok później w wyniku wypadku na polach minowych nad Wisłą Jurek stracił wzrok i nogę. Długo leczonego w puławskim szpitalu. Tam właśnie, w wieku 13 lat odnalazł swoją drogę życiową.
Pewnego razu przywieziono do szpitala ciężko rannego chłopca, który bardzo cierpiał i cały czas jęczał. Jerzy, współczując mu, usiadł przy jego łóżku i zaczął spokojnie opowiadać o sobie, o swoich przeżyciach, a nawet spróbował improwizować wiersze. Mały pacjent, po jakimś czasie przestał płakać, zasłuchał się i na dłuższą chwilę zapomniał o cierpieniu. Wtedy Jurek zrozumiał, że odpowiednie słowa, literatura, mogą pomóc człowiekowi w ciężkich chwilach i po raz pierwszy postanowił zostać pisarzem. I to postanowienie zrealizował w swoim życiu. Potem, po latach często o tym wydarzeniu wspominał w różnych rozmowach, wywiadach i spotkaniach z czytelnikami.
Po opuszczeniu szpitala w 1946 r. Szczygieł trafił do Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Przebywało tam wówczas wiele ofiar po wypadkach z minami i tych nazywano tam „minerzy”. Jerzy, z natury przekorny i samodzielny, często się buntował przeciw ograniczeniu swobody w Zakładzie. Dotąd sam kierował własnym życiem. Po czterech latach opuścił Laski i rozpoczął naukę w jednym z warszawskich liceów. Kontynuował ją później w sanatorium przeciwgruźliczym w Otwocku. Tam poznał wspaniałą dziewczynę z Wilna, Lucynę Marię Kowalewską. Zbliżyły ich wspólne zainteresowania literackie. On pisał wiersze, a ona – opowiadania. W 1953 r. razem przystąpili do egzaminu dojrzałości, a w czasie wakacji wzięli ślub w Gdańsku. Było to małżeństwo bardzo udane i bardzo szczęśliwe. Wychowali troje dzieci, którym stworzyli dom pełen troski, ciepła i miłości.
W latach 1953–1957 Jerzy Szczygieł odbył studia polonistyczne. Był studentem bardzo zdolnym i świetnie sobie radził na uniwersytecie. Na wykładach sam sporządzał notatki w brajlu. Początkowo stukot jego dłutka do pisania drażnił zarówno kolegów jak i wykładowców, ale z czasem do tego przywykli. Wówczas ucząca się niewidoma młodzież nie miała maszyn brajlowskich, magnetofonów, komputerów, ani innych nowoczesnych urządzeń. Posługiwano się głównie brajlem.
Po ukończeniu studiów Jerzy otrzymał pracę w Zakładzie Wydawniczym Polskiego Związku Niewidomych. Został redaktorem naczelnym miesięcznika społeczno-literackiego „Nasz Świat”. Od 1960 r. był również redaktorem naczelnym „Niewidomego Spółdzielcy” - organu prasowego Związku Spółdzielni Niewidomych, który ukazywał się w dwóch wersjach: w druku zwykłym i w brajlu. Jerzy Szczygieł był świetnym, utalentowanym dziennikarzem, jednak przede wszystkim czuł się literatem.
W dorobku pisarskim Szczygła znajdują się następujące książki: „Tarnina” (1960), „Milczenie” (1962), „Drogi rezygnacji” (1962), „Dopalające się drzewa” (1965), „Sen o brzozowych bucikach” (1966), „Ziemia bez słońca” (1968), „Szare rękawiczki” (1969), „Powódź” (1970), „Nigdy cię nie opuszczę” (1972), „Jak trudno kochać” (1977), „Po kocich łbach” (1976), „Nie jesteś inny” (1976), „Poczekaj błyśnie! Poczekaj otworzy się!” (1983), „Zejdź z traktu” (wydana już po śmierci autora). W większości tych powieści dominuje wątek autobiograficzny. Bogata twórczość Szczygła w dużym stopniu oparta jest na osobistych doświadczeniach.
Jego debiutem książkowym była powieść dla młodzieży „Tarnina”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia, jak wiele tytułów późniejszych. Powieść ta stanowi ważne ogniwo w rozwoju prozy dla młodzieży o tematyce wojennej. Na tle licznych pozycji ukazujących wojnę w aureoli bohaterskich czynów, powieść Szczygła podkreśla inne sprawy. Tarnina to nazwa zbudowanego w lesie schronu, który scementował przyjaźń gromadki chłopców z rodzin rozbitych przez wojnę i zapoczątkował ich liczne przygody oraz marzenia o egzotycznych wyprawach, o dalekich lądach i morzach. Tarnina przestaje być miejscem zabawy, gdy trzeba było ukryć tam pewnego człowieka przed Niemcami. W konkretnej wojennej sytuacji chłopcy przybrali piękną postawę moralną. Książkę czyta się jednym tchem. Jej bohaterowie – Tadek, Kazik, Stefek, Mietek - zdobywają dużą sympatię czytelników. Pisano listy do autora, aby ukazał dalsze ich losy, szczególnie Tadka. Autor przychylił się do tej prośby i powstał cykl powieściowy składający się z kilku tytułów, stanowiących zamkniętą całość. Różnią się one miejscem akcji i odmiennymi przeżyciami bohaterów, a wspólnym ich mianownikiem jest Tadek Różański.
Drugą powieścią z tego cyklu jest „Ziemia bez słońca”. Jej akcja toczy się w 1944 r. u schyłku wojny, gdy nastąpiło już pewne odprężenie, a ludzie zaczęli urządzać się w nowych warunkach i dbać o własne interesy. Skutki ludzkiego egoizmu i obojętności odczuwał boleśnie młody bohater powieści, który z matką i bratem znalazł się bez dachu nad głową. Autor w sposób przejmujący odtwarza losy rodziny, eksponując szczególnie przeżycia chłopca – jego bunt i walkę o poprawę warunków życia.
Kolejną książką cyklu poświęconego losom Tadka jest powieść „Nigdy cię nie opuszczę”. Jej akcja toczy się wkrótce po zakończeniu wojny. Czternastoletni bohater w trudnych warunkach walczy o byt własny i brata. Jest to postać wnikliwie scharakteryzowana przez autora. Tragiczny wypadek z niewypałem powoduje utratę wzroku chłopca. Autor ukazuje tu jego bezbronność, pragnienie ludzkiej serdeczności i wsparcia, a jednocześnie dowodzi, że może liczyć na przyjaźń rówieśniczki Haliny, która pomogła mu przeżyć najcięższe chwile. To ona wypowiedziała słowa „nigdy cię nie opuszczę”. Słowa te dodawały Tadkowi otuchy i wiary w przyszłość. W 1963 r. książka ta wyróżniona została Harcerską Nagrodą Literacką, a w kilka lat później z okazji Międzynarodowego Roku Dziecka wpisano ją na Listę Honorową im. H. Ch. Andersena. Na tej liście znaleźć można wybitne książki współczesnych pisarzy z całego świata, służące ideom przyjaźni między dziećmi i młodzieżą wszystkich narodów. Wyróżnienie to przyznawane jest przez Międzynarodowe Kuratorium Książki Dziecięcej (IBBY), działające pod patronatem UNESCO.
Czwarta pozycja cyklu powieściowego, której bohaterem jest Tadek Różański, nosi tytuł „Po kocich łbach”. Autor opisuje tu szkołę dla dzieci niewidomych i życie w internacie. Dużo miejsca poświęca przyszłym możliwościom absolwentów. Stawia przed przyjaciółmi Tadka wiele poważnych problemów dotyczących pracy zawodowej i możliwości pełnego uczestnictwa w życiu społecznym. Książkę tę, podobnie jak wszystkie poprzednie tego autora, przenika szlachetna atmosfera moralna. A jej optymistyczne przesłanie brzmi: choć po kocich łbach, zawsze można przejść prosto i nie potknąć się, nawet mając oczy zamknięte.
Najlepszą, moim zdaniem, książką Szczygła jest „Milczenie”. Napisane wspaniale, adresowane do szerokiego kręgu czytelników, zarówno młodzieży jak i dorosłych. Jest to jakby dramat moralny ukazujący z wielką precyzją sytuację wyjątkową – niesprawiedliwość, okrucieństwo świata. Książka ta była tłumaczona na języki obce. Na podstawie tej powieści znany polski reżyser, Kazimierz Kutz, zrobił film pod tym samym tytułem w doskonałej obsadzie aktorskiej. Zekranizowana została też książka Szczygła – „Sen o brzozowych bucikach”.
Jerzy Szczygieł i jego książki otrzymały wiele różnych odznaczeń, Alenie sposób ich tu wszystkich wymienić. W 1970 r. pisarz został odznaczony przez ministra kultury Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski, a w 1976 r. dostał nagrodę Prezesa Rady Ministrów za całokształt twórczości literackiej dla dzieci i młodzieży. W dziale literatury nagradzana jest twórczość wyróżniająca się walorami artystycznymi, stanowiąca na tle literatury dla dzieci i młodzieży zjawiska najbardziej wartościowe, szczególnie ważne ze względu na treści wychowawcze.
Jerzy Szczygieł był człowiekiem bardzo ambitnym i wytrwałym w swoich dążeniach. Jak każdy człowiek uzdolniony literacko był niesamowicie dociekliwy, pełen fantazji, gestu i umiał świetnie opowiadać. Był indywidualistą. Nie ulegał wpływom, raczej narzucał innym swoją wolę. Mimo słabego zdrowia miał ogromną siłę wewnętrzną. Był osobą kontrowersyjną. Często jego sposób bycia onieśmielał innych i zniechęcał do niego. A jednocześnie wielu ceniło go bardzo i podziwiało. W gruncie rzeczy Jerzy był człowiekiem czułym i niezwykle wrażliwym, a tylko zasłaniał się oschłością. Często mówił o tym, że kocha przyrodę, tęskni do jej zielonego spokoju i do tej szumiącej łagodności, jaką daje las. Nie znosi niesprawiedliwości i krzywdy drugiego człowieka.
Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku zaczął się ponury czas stanu wojennego w Polsce. Prześladowano ludzi uważanych przez władze komunistyczne za wrogów państwa. Aresztowano ich lub wyrzucano z pracy. Jerzy Szczygieł twardo stanął po stronie zwalnianych dziennikarzy i przyjmował ich do kierowanej przez siebie redakcji. Odtąd w „Niewidomym spółdzielcy” zaczęli pisać najwybitniejsi i najbardziej znani dziennikarze. Skutkiem tego czasopismo to stało się najlepszym pismem w Polsce, bastionem opozycji. Egzemplarze „Niewidomego spółdzielcy” były poszukiwane i osiągały wysoką cenę. Mimo rozmaitych nacisków i szykan ze strony władz, Jerzy nie poddawał się, ale zapłacił za to wysoką cenę. W końcu czerwca 1983 r. Jerzy Szczygieł dostał wylewu i został odwieziony do szpitala. Zmarł 21 sierpnia. Miał wtedy 51 lat.
13 grudnia br., w 31. rocznicę ogłoszenia stanu wojennego, za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce oraz osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej Jerzy Szczygieł został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (Polonia Restituta). Z rąk prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego order odebrała żona zmarłego, Lucyna Szczygieł.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Matko moja! Cóż ja mogę powiedzieć?...
Co ja myślę?...
Złe żywioły przyszły mnie nawiedzić,
jak burza na Wiśle.
Zwątpienie? Rozpacz? Zmarła żona?
Nie! Jestem silny jak dąb.
O to, co Ty mi dałaś, Matko rodzona,
będę się bił ząb za ząb!
A jeśli było coś złego, Mamusiu,
przebacz.
Jam tak zrobił. Jam tak musiał.
Przebaczenia,
nawet matczynego,
nie trzeba.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Węgry to kraj położony w Europie środkowej. Są mniej więcej trzy razy mniejsze od Polski zarówno pod względem powierzchni jak i liczby ludności. Ciepły klimat, serdeczni mieszkańcy i pyszne jedzenie sprawiają, iż jest to wymarzone miejsce na wakacje. Krajobraz może okazać się w prawdzie nieco monotonny. Większość kraju to słabo zalesione równiny. Jedynie na północnym wschodzie i zachodzie znajdują się niewysokie pasma górskie. Brak dostępu do morza wynagradzają sobie i turystom Węgrzy mnóstwem basenów sztucznych i termalnych obecnych niemal w każdym mieście.
Rzut oka w przeszłość
Teren dzisiejszych Węgier zamieszkany był już na długo przed naszą erą, najpierw przez Celtów, potem przez Rzymian i Słowian aż do IX wieku kiedy to przybyli Madziarowie. Stojący na ich czele Arpad zapoczątkował dynastię panującą aż 400 lat. Za twórcę państwa węgierskiego uważany jest Stefan święty, który koronował się w 1001 r. i przyjął chrześcijaństwo. Do Szczytu swej potęgi Węgry doszły za czasów Ludwika Andegaweńskiego (także króla polski), rozciągając się od Adriatyku po Morze Czarne. Innym ważnym władcą był panujący w XV w. Maciej Korwin, który przyłączył do kraju sporo nowych terenów. Od XVI w. po przegranej z Turkami Węgry jednak traciły na znaczeniu. Spod władzy osmańskiej trafiły w XVII w. pod panowanie Habsburgów. Na początku XIX stulecia jako prowincja weszły w skład nowo utworzonego cesarstwa austriackiego, a nieco ponad 50 lat później zmieniono nazwę państwa na Austro-Węgry. Całkowitą niepodległość Węgry uzyskały dopiero po I wojnie, kiedy to ogłosiły się republiką w 1918 r. 2 lata później w wyniku traktatu kończącego I wojnę światową utraciły dostęp do morza, dwie trzecie swego terytorium oraz niemal dwie trzecie ludności i przybrały kształt terytorialny, jaki znamy dziś. W II wojnie światowej Węgry walczyły po stronie państw osi, ale po jej zakończeniu weszły w skład bloku komunistycznego, stając się republiką ludową, która upadła w 1990 r., gdy przeprowadzono pierwsze wolne wybory.
Zamiast morza
Węgry niestety nie mają dostępu do morza, ale nie oznacza to, że nie można tam wypoczywać nad wodą. Mniej więcej w środku kraju leży jedno z największych jezior w Europie: Balaton (1596 km). Jest ono jednak bardzo płytkie. W najgłębszym miejscu nie przekracza 11 m, ale w większości miejsc nie sięga kąpiącym wyżej pasa. W mieście Hévíz natomiast znajduje się największe na świecie jezioro termiczne. Na obszarze Wielkiej Niziny Węgierskiej występują liczne małe jeziorka. Dużym bogactwem naturalnym Węgier są wody artezyjskie oraz źródła mineralne, dlatego też kraj słynie z basenów zarówno naturalnych jak i sztucznych, których każda miejscowość wypoczynkowa oferuje pełen wachlarz. Najsłynniejsze znajdują się w: Miszkolcu, Egerze, Hajduszoboszlo i Sopronie.
Wielki ogród
Węgry są krajem o najwyższym odsetku gruntów ornych w Europie. Nic w tym dziwnego, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ponad połowę ich terenu zajmują tzw. czarnoziemy, czyli najżyźniejsze gleby, ponadto ciepły i łagodny klimat oraz nizinne ukształtowanie stwarzają idealne warunki do rozwoju rolnictwa. Na Węgrzech uprawia się różne zboża, owoce i warzywa. Bardzo typowym widokiem, gdy jedzie się przez kraj, są ciągnące się po obu stronach pola słoneczników albo kukurydzy. Najczęstszym elementem krajobrazu są jednak winnice. Niewielkie pagórki poprzecinane równymi rzędami zielonych krzewów z kamiennymi piwniczkami w zboczach oraz winiarniami u stóp spotkać można w całym kraju. Najsłynniejsze są w Tokaju, niewielkim miasteczku w pobliżu słowackiej granicy, gdzie co roku odbywają się konkursy winiarskie, a turyści mogą spróbować pełnej gamy smaków i barw. Wino z Tokaju zostało przez Ludwika XVI nazwane winem królów i królem win.
Co jeszcze?
Na Węgrzech rozwija się wprawdzie przemysł głównie chemiczny, maszynowy, elektroniczny i elektrotechniczny, jednakże niewątpliwie najbardziej kwitnie turystyka. Co roku tysiące obcokrajowców, w tym mnóstwo Polaków, przyjeżdża wykąpać się w gorących basenach i spróbować miejscowych specjałów. Obecność naszych rodaków jest tak powszechna, że w wielu restauracjach można znaleźć ogłoszenia „specjalny rabat dla naszych gości z Polski”, a zdobycie w punktach informacji turystycznej ulotek i przewodników po polsku nie nastręcza żadnych problemów. Główne miasta, które powinniśmy odwiedzić to: Miszkolc, Szeged, Debreczyni Pecz. Niewątpliwie jednak najbardziej warta zwiedzenia jest stolica składająca się w zasadzie z dwu części rozdzielonych Dunajem: Budy i Pesztu. Niegdyś były to oddzielne miasta. Dziś połączone administracyjnie w jeden organizm zachowały nadal zupełnie odrębne charaktery. Historyczna stolica Buda wznosi się nad rzeką majestatycznym wzgórzem zamkowym z katedrą i pomnikami. Jest pełna krętych i wąskich uliczek, niewielkich kamienic i małych placyków. Nowoczesny Peszt wypełniają gwar licznych eleganckich restauracji, samochody pędzące do wielkich biurowców i młodzi ludzie idący do któregoś z wielu klubów. Budapeszt nie byłby stolicą Węgier, gdyby nie oferował turystom również basenu. Można do niego wskoczyć albo w akwaparku na wyspie św. Maugożaty z pięknym widokiem na miasto, albo w jednej z licznych łaźni termalnych pozostałych po panowaniu tureckim.
Dla głodomorów
Węgierskie powiedzenie mówi, że gdy gospodyni ma coś ugotować, stawia na stolę słoik z papryką i zastanawia się, co do niego dodać. Węgrzy słyną w Europie z ostrej kuchni, a wiele potraw, jeśli występuje z dodatkiem dużej ilości papryki, zostaje nazwanych „po węgiersku”. Najsłynniejsze dania kuchni węgierskiej to gulasz (gęsta warzywna zupa z wołowiną i dużą ilością papryki), halászl (zupa rybna) oraz leczo (duszone pomidory, papryka i cebula, przyprawione na ostro i podawane z jajkiem lub mięsem). Popularną, szybką przekąską serwowaną w ulicznych budkach są langosze, czyli cienkie pszenne placki serwowane z serem lub śmietaną. Na deser warto spróbować túrós táska, czyli słodkiej bułeczki nadziewanej twarogiem lub gesztenye puree, czyli purée z jadalnych kasztanów z bitą śmietaną. Żaden posiłek nie może obyć się bez wina, którego Węgry oferują naprawdę bogaty wybór. Najsłynniejsze pochodzą oczywiście z winnic w Tokaju, ale niegorsze produkuje się w Egerze czy nad Balatonem.
Ciekawostki
1. Turul to legendarny ptak, prawdopodobnie sokół, który miał przyprowadzić lud Madziarów w miejsce obecnych Węgier.
2. Znane nam powiedzenie, o przyjaźni polsko węgierskiej „Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki” funkcjonuje również w języku węgierskim i brzmi tak: Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borta.
3. Język węgierski nie należy jak większość europejskich do grupy indoeuropejskiej, ale razem z fińskim oraz estońskim tworzy grupę ugrofinską. Dlatego wydaje nam się zupełnie niezrozumiały i tak odległy od języków, które znamy.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Miłosne przygody roślin
Rośliny mają różne ciekawe sposoby, aby zwabić zapylające je owady. Na przykład dziwadło olbrzymie (Amorphophallus titanum) roztacza intensywną woń gnijących ryb i myszy. Dla chrząszczy z rodziny omarlicowatych, żywiących się padliną, to najwspanialszy zapach świata. Zwabione wędrują po kwiecie, a pyłek osypuje im się na odwłok. Nie znajdują jednak żadnego jedzenia. Lecą więc na kolejny kwiat, naiwnie wierząc smakowitym zapachom. W ten sposób zapylają poszczególne kwiaty.
U storczyka z rodzaju Drakaea jeden z wewnętrznych płatków kwiatu do złudzenia przypomina samicę błonkówki i pachnie charakterystycznymi dla niej feromonami. Zwabiony i oszukany samiec ląduje na kwiecie i próbuje unieść rzekomą samice, by odbyć z nią lot godowy. Wysilając się , uderza tułowiem o prętosłup, który wytwarza pyłek. Między skrzydłami przykleja mu się wtedy kulka pyłku, którą zabiera ze sobą, kiedy zniechęcony odlatuje, by szukać kolejnej partnerki. Jeśli znajdzie inną orchideę, powtórzy wszystko od początku, ale tym razem zostawi kulkę pyłku na prętosłupie. Kwiat zostanie więc zapylony.
Takie sposoby stosuje zaledwie kilkadziesiąt gatunków storczyków na 40 tysięcy gatunków tych kwiatów. Rośliny te muszą bowiem ograniczyć się tylko do jednego gatunku owadów roznoszących pyłek. Ryzyko polega na tym, że jeśli ich zabraknie, one też wyginą.
Wiele gatunków roślin wpadło więc na inny pomysł – zastawiają na owady pułapki. Orchidea z rodzaju Coryanthes wytworzyła kwiaty w formie kubeczków wypełnionych dużą ilością słodkiej wody. Owady zaproszone na taką ucztę siadają na krawędzi i próbują się napić. Wtedy błyskawicznie zsuwają się po śliskich ściankach. Lądują w wodzie i nie mogą uciec, ponieważ mają mokre, sklejone słodką wodą skrzydła. Ze śmiertelnej pułapki mogą się wygrzebać pod warunkiem, że przecisną się przez ciasny tunel i otrą o kulki pyłku znajdujące się na prętosłupie. Owady z przyklejonymi do tułowia ziarnami pyłu odlatują na inny kwiat i go zapylają.
Śmierć w pięknym kwiecie grozi larwom błeskotek, jeżeli ich matki nie przyniosą pyłku, który zapłodni kwiatostan figi. Kiedy nie ma zalążka owocu, drzewo go zrzuci, zanim wyklute w jego wnętrzu młode błeskotki zdążą osiągnąć dojrzałość i odlecieć.
Ochrona planet
Badanie planet to pasjonujące zajęcie. W tym celu wysyła się na nie różne statki, sondy, lądowniki. Statki kosmiczne wyposażone w zautomatyzowane urządzenia dotarły już na prawie wszystkie planety (z wyjątkiem Plutona), wiele księżyców, 2 komety i 2 planetoidy.
W programach badawczych rzeczą niesłychanie ważną jest, żeby chronić odwiedzane ciała niebieskie przed skażeniem organizmami pochodzącymi z Ziemi. Dotyczy to zwłaszcza tych, na których może lub mogło istnieć życie. To logiczne, bo przecież skoro zamierzamy szukać tam życia, to głupio byłoby „zarazić” je ziemskimi organizmami. Potem trudno byłoby odróżnić to, co na przykład marsjańskie od przywleczonego z Ziemi. Ta ostrożność konieczna jest i w drugim kierunku. Naszą planetę też trzeba chronić, by próbki materii pochodzącej z innego ciała niebieskiego nie zaszkodziły ziemskiemu ekosystemowi. Dlatego niektóre próbki pochodzące z Księżyca, przywiezione przez astronautów z programu Apollo, nigdy jeszcze nie zostały otwarte, ponieważ ciągle nie ma idealnego systemu ochrony.
Za wyjątkowe – ze względu na możliwość istnienia jakiejś formy życia teraz lub w przeszłości – uważa się 3 obiekty. Są to: Mars, Europa, która jest jednym z księżyców Jowisza, a także Enceladus – księżyc Saturna. Wszystkie misje kierowane na te obiekty muszą spełniać surowe wymagania wynikające z ochrony planetarnej. Polega ona na bardzo dokładnym czyszczeniu statku kosmicznego oraz aparatury, która będzie używana. W zasadzie szoruje się cały statek bardzo czystą ścierką nasączoną alkoholem. Czasem stosuje się jeszcze ostrzejsze kryteria i wtedy trzeba wyprażyć aparaturę w specjalnym piecu.
Siłacze wśród zwierząt
Największym siłaczem jest chyba chrząszcz rohatyniec, który dźwiga na grzbiecie ciężar ważący 850 razy więcej od niego. Mrówka grzybiarka, która podnosi ciężar ważący tylko 50 razy więcej od niej, to przy nim słabeuszka. Anakonda natomiast może udusić człowieka własnym ciężarem.
Wśród ptaków niewątpliwym siłaczem jest orzeł. Może on lecieć z upolowaną ofiarą w szponach, a zdobycz ta waży czasem 4 razy więcej od niego. Tygrys bengalski ciągnie za sobą upolowaną krowę na odległość przekraczającą 500 metrów. Słoń trąbą może podnieść ciężar ważący 270 kilogramów. Niedźwiedź podnosi 540 kilogramów. Wół natomiast przewozi prawie tonę ładunku i to w trudnym terenie. Silniejszy jest goryl, który podnosi aż 2 tony.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Jako prezent na Dzień Mamy chciałbyś zrobić ciasto-niespodziankę. Ale jak, gdy ona ciągle kręci się w pobliżu? A tu przydałoby się z pół dnia dostępu do kuchni… Może to jednak nie jest dobry pomysł? Przecież jak ostatnio próbowałeś coś wyczarować, to zrobił się taki bałagan, że mama wcale nie wyglądała na zadowoloną...
Zaraz, zaraz, znamy przepis na ciasto, które robi się błyskawicznie i bez śladów mąki na podłodze. A gdy wejdziesz w spółkę z tatą lub sąsiadką i któreś z nich wyciągnie mamę na spacer albo zakupy, może nawet uda Ci się ją zaskoczyć. Sekretem naszych ciasteczek jest gotowe ciasto francuskie (niemrożone). Powodzenia, albo raczej „bonne chance"!
Ślimaczki
Składniki:
opakowanie ciasta francuskiego;
mały słoik nutelli (niecały);
2 banany;
wiórki kokosowe.
Przygotowanie:
Dużą blaszkę wyłóż papierem do pieczenia. Ciasto rozwiń na blacie i posmaruj nutellą. Banany obierz i pokrój na cieniutkie plasterki. Poukładaj na nutelli, posyp wiórkami kokosowymi. Zwiń ciasto. Rulonik pokrój na plasterki i poukładaj je na blaszce. Piecz w temperaturze 200 stopni około 15 minut.
Jabłkowe poduszki
Składniki:
opakowanie ciasta francuskiego;
2-3 jabłka;
cukier puder.
Przygotowanie
Ciasto pokrój na kwadraty (około 4 cm x 4 cm). Jabłka umyj, obierz i pokrój na cząstki odrobinę mniejsze od kwadratów. Na każdym z nich połóż kawałeczek jabłka i przykryj drugim kwadratem. Zlep brzegi ciasta, lekko dociskając widelcem. Ciasteczka poukładaj na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wstaw do nagrzanego piekarnika. Piecz w temperaturze 200 stopni około 15 minut. Gotowe ciacha posyp cukrem pudrem.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zwrot: „Zapisać coś na wołowej (albo jeszcze lepiej: diabelskiej) skórze” to ślad bardzo dawnych przesądów i przekonań. Sięgają one aż do średniowiecza, kiedy wierzono, iż diabłu można się było zaprzedać, podpisując cyrograf, czyli własnoręczne zobowiązanie na piśmie (to właśnie znaczy cyrograf). Koniecznie też trzeba było to zrobić piórem umoczonym we własnej krwi.
Pomysły te parę wieków później upowszechniła poezja romantyczna, nadając im humorystyczny wydźwięk. Wystarczy sobie przypomnieć „Panią Twardowską” Adama Mickiewicza, gdzie diabeł powiada: „Wszak ze mnąś na Łysej Górze Robił o duszę zapisy” i dalej: „Cyrograf na byczej skórze Podpisałeś ty i bisy”. A w „Tukaju” cały ten ceremoniał przedstawiony jest szczegółowo.
Trzeba pamiętać, że w średniowieczu pospolitym materiałem piśmiennym był pergamin, czyli odpowiednio przyrządzona skóra. Nie była to jednak wcale skóra bycza, lecz ośla albo barania, rzadziej cielęca. O diabelskiej skórze mówiło się wtedy w znaczeniu, że należała ona wraz z podpisem do diabła.
Jeśli w przysłowiu ta ośla lub barania skóra zastępowana jest byczą, wołową, a nawet bawolą, to po to, aby podkreślić wielkość owej skóry. Świadczą o tym przysłowia: „I na wołowej skórze się nie zmieści” czy „Ani by tego na byczej skórze nie spisał”. Ta gruba, wołowa skóra, z której sporządzało się grube podeszwy do butów, a nie cienkie karty do pisania, wprowadza też odcień komiczny, coś w rodzaju przymrużenia oka.
Warto wiedzieć, że najdawniejszą postać tego przysłowia znamy z sielanek Józefa Bartłomieja Zimorowicza z 1663 roku: „Nie spisałbyś wszytkiego na wołowej skórze”.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Magiczna moc przywoływania wspomnień i stwarzania nowych rajskich wysp na mapie wyobraźni, skradzione perły ludzkich myśli, tęsknot i marzeń... To wszystko oczarowuje i kusi czytelnika. Przenosi go w czasie i przestrzeni. Pozwala choć na chwilę zapomnieć o szarej codzienności i pomaga lepiej zrozumieć świat.
Wiosna to najlepszy czas na to, by docenić zalety czytania. W kwietniu obchodziliśmy Światowy Dzień Książki, w maju czekają nas Dzień Bibliotekarza i Bibliotek oraz słynne Warszawskie Targi Książki. Wsłuchaj się więc z tej okazji w to, co mówią do Ciebie bohaterowie czytanych lektur, a w tym miesiącu szczególnie tej jednej, niezwykle kuszącej:
„Każda książka powinna zaczynać się od wyklejki. Najlepiej w ciemnym kolorze: ciemnoczerwonym, granatowym, to zależy, jaka jest okładka. Kiedy otwierasz książkę, wkraczasz jakby do teatru: najpierw jest kurtyna, odsuwasz ją i przedstawienie się zaczyna”. Ten książkowy spektakl nosi tytuł „Atramentowe serce”, napisała go Cornelia Funke i jest przepiękny. Bardzo tajemniczy, trochę mroczny, odrobinę baśniowy. I na pewno zachwycający, szczególnie tych, dla których książki mają ogromną wartość. Tak jak dla głównych bohaterów powieści – 12-letniej Meggie Folchart i jej ojca, introligatora, nazywanego przez nią Mo. Miłość do książek, którą „lekarz zniszczonych lektur” przekazał córce, okazuje się czymś więcej niż tylko pasją. „Odkąd pamiętała, Mo zawsze wykonywał ten charakterystyczny ruch ręki: brał książkę, pieszczotliwie przesuwał dłonią po jej wierzchu, po czym otwierał ją tak, jak otwiera się szkatułkę wypełnioną po brzegi egzotycznymi klejnotami”. Co jeszcze kryją te tajemnicze szkatułki słów? Dlaczego Mo, chociaż tak bardzo kocha książki, nigdy nie czyta swej córce na głos? Jakie sekrety przed nią chowa? Kim jest Smolipaluch i dlaczego nazywa Mo „Czarodziejskim Językiem”? Tego wszystkiego dowiesz się, gdy dasz się porwać lekturze „Atramentowego serca”. A jak już jej na to pozwolisz, nie będziesz mógł się uwolnić spod uroku inkaustu.
„Atramentowe serce” (dostępne w formie audiobooka w Bibliotece przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie) to pierwsza część cyklu „Atramentowego świata”. Czyta ją J. Kiss. Kolejne tomy („Atramentowa krew” i „Atramentowa śmierć”) znajdziesz w skanowisku Biblioteki.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Ktoś powiedział o nim: „rockowy kameleon”. To nie do końca prawda. David Bowie, choć w ciągu swojej, trwającej prawie pięćdziesiąt lat, kariery wielokrotnie zmieniał wizerunek, nie przystosowywał się bezkrytycznie do muzycznych trendów. Raczej sam trendy te wyznaczał. Czy swoją ostatnią płytą również zostawi konkurencję daleko w tyle?
Nowy dzień
Najbardziej oczekiwana premiera ostatnich miesięcy? Bez dwóch zdań: „The Next Day” Davida Bowiego. Ten legendarny w pewnych kręgach artysta w ostatnich latach nie rozpieszczał fanów nowymi płytami. Jego poprzedni album, „Reality”, ukazał się prawie dziesięć lat temu! Niestety, nie była to najlepsza rzecz w jego dyskografii. Niektórzy recenzenci narzekali na spadek muzycznej formy, wytykali muzykowi brak pomysłu na udane piosenki. Być może dlatego jego nowa płyta z miejsca okrzyknięta została „muzycznym powrotem wszechczasów”. Czy słusznie?
Pewną wskazówką, co do zawartości „The Next Day” (taki tytuł nosi ostatnie dzieło wokalisty) może być już okładka, która wszystkim fanom piosenkarza musi wydać się dziwnie znajoma. Artysta wykorzystał na niej kopertę jednego ze swoich wcześniejszych albumów – „Heroes” z roku 1977. Recenzenci odczytali gest muzyka jednoznacznie: nowa płyta Bowiego jest nawiązaniem do tamtego, niewątpliwie udanego, okresu w jego twórczości. Czy jednak na pewno? Zdjęcie artysty na okładce zostało przesłonięte białym kwadratem z tytułem nowego longplaya. Nawet widoczny u góry tytuł „Heroes” został przekreślony. Nawiązanie? A może jednak nowy początek i próba odcięcia się od własnej przeszłości?
Kosmita w Berlinie
Pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy powstawało „Heroes”, David Bowie był u szczytu swoich muzycznych możliwości. Kolejny raz. Po raz pierwszy szczyt osiągnął na początku dekady, w roku 1972. Wtedy ukazał się przełomowy, tak dla Bowiego, jak i muzyki rockowej, album „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars”. Płyta była tzw. concept albumem (to znaczy, że zawarte na niej utwory muzycznie i tekstowo tworzyły pewną historię) i z miejsca okrzyknięta została arcydziełem. Młody Brytyjczyk intrygował muzyką (pełną nawiązań do popularnego wtedy glam rocka), tekstami (opowiadającymi o przybyszu z kosmosu, który pragnie uratować Ziemię), a przede wszystkim niesamowitym, nieco kosmicznym wizerunkiem.
O pięć lat późniejsze „Heroes” to już zupełnie inna bajka. Album jest drugą częścią tzw. „berlińskiej trylogii” i wraz z częścią pierwszą, czyli wydaną w tym samym roku płytą „Low” („trójka” to o dwa lata późniejszy „Lodger”) zaliczany jest do najwspanialszych dokonań artysty. Jakże różnych jednak od „Ziggy’ego Stardusta”! Zamiast energetycznego rocka – zimne dźwięki syntezatorów. Zamiast opowieści z pogranicza science-fiction – poważne, czasem wręcz ponure teksty komentujące ówczesną rzeczywistość (Bowie przeprowadził się wówczas do podzielonego murem Berlina, walczył z uzależnieniem od narkotyków). Do tego wielu niezwykłych gości: producent i twórca muzyki ambient – Brian Eno, „dziadek” punk rocka Iggy Pop czy gitarzysta King Crimson Robert Fripp…
Powrót wszechczasów?
Czy najnowszy album Bowiego może być nazwany nowym „Heroes”? Wybrana na pierwszy singiel piosenka „Where Are We Now?” (utwór został wydany w dniu sześćdziesiątych szóstych urodzin artysty) zdaje się to potwierdzać. To samo zimne, przestrzenne brzmienie, ten sam niepokojący klimat, ten sam charakterystyczny głos. No, może nieco bardziej zniszczony i mniej ekspresyjny niż kiedyś. „Berlińskie” klimaty powracają jeszcze choćby w świetnym „Love is Lost” (ta gitara!) czy zamykającym całość „Heat”. „The Next Day” nie jest jednak kontynuacją dokonań artysty z okresu pobytu w stolicy Niemiec. Nie tylko ze względu na nieobecność Eno czy brak gitary Frippa. Wbrew okładce na ostatniej płycie Bowiemu zdarza się zerkać w bardziej odległą przeszłość. „Valentine’s Day” ma w sobie nawet coś z „Ziggy’ego Stardusta”. Najbardziej wyróżnia się jednak ostry „(You Will) Set The World On Fire”, który brzmi niemal hardrockowo! Reszta to po prostu dobre piosenki, do których artysta przez lata zdążył przyzwyczaić swoich fanów – takie jak wytypowana na drugi singiel „The Stars (Are Out Tonight)”. Może mniej tu tylko elektroniki niż na ostatnich albumach Bowiego…
Czy to wystarczy, by nazwać „The Next Day” „muzycznym powrotem wszechczasów” i płytą na miarę najwybitniejszych dokonań artysty? Wydaje się, że nowym albumem Bowie nie przebija „Heroes”. Daleko mu także do innych arcydzieł Brytyjczyka: przełomowego „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars”, otwierającego berlińską trylogię „Low” czy choćby niedocenionego (lecz świetnego) „Outside”. Nie znaczy to jednak, że „The Next Day” jest płytą słabą. Muzyk tej miary rzadko pozwala sobie na muzyczne wpadki (choć i jemu w przeszłości zdarzało się obniżyć loty). Dlatego nowy album, zwłaszcza po tak długiej przerwie, cieszy. Po nie najlepszym „Reality” Bowie powraca płytą może nie genialną, lecz na pewno bardzo dobrą. Czy od artysty, który już zmienił historię muzyki można oczekiwać więcej?
zaznacz i zamknij wróć do góry
Świat przyrody opisywany jest przez biologię - naukę, której nazwa wywodzi się od greckiego słowa bios, czyli życie. Nowe istnienie jest zawsze związane z macierzyństwem, stąd zagadnienie matek i ich dzieci oraz przekazywania życia jest w naukach przyrodniczych niezwykle ważne.
Pierwszym spostrzeżeniem dotyczącym macierzyństwa jest sposób przyjścia potomstwa na świat. I tak królestwo zwierząt wypracowało dwie metody: część wykluwa się z jajek, a część rodzi się. Przyjście na świat młodych ssaków odbywa się poprzez narodziny. Poza tym wszystkie inne zwierzęta, w tym ryby, płazy, gady oraz ptaki, jak i wszystkie bezkręgowce, czyli na przykład owady, mięczaki, pajęczaki, wije, pierścienice itd. wylęgają się z jaj. Jaja te są przeróżnie nazywane, na przykład skrzekiem czy ikrą.
Świat jednak roi się od dziwadeł, a od każdej reguły znajdzie się wyjątek. Wśród ssaków jest więc osobliwy dziobak, z wyglądu skrzyżowanie bobra z kaczką, a także kolczatka australijska, znoszące jaja pomimo niewątpliwej przynależności do gromady ssaków. Są również ryby, na przykład niektóre duże rekiny, które zamiast składać ikrę, tak jak inni mieszkańcy morskich głębin, rodzą młode rekinki. Jedna z europejskich jaszczurek, zamieszkująca również Polskę żyworódka, wybrała drogę pośrednią. Młode jaszczurki rozwijają się wprawdzie w jajach ale jaja te są noszone przez cały czas w brzuchu samicy. Jaszczurki wykluwają się z jaj w chwili ich znoszenia, co sprawia wrażenie, jak gdyby mama-jaszczurka rodziła swoje dzieci.
Każda mama kocha swoje dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Słonie, rodzące jedno młode co kilka lat, opiekują się troskliwie małym słoniątkiem przez długi czas, aż urośnie i stanie się samodzielne. Niedźwiedzice przez dłuższy czas chronią swoje dzieci, karmiąc je i tuląc w ustronnej gawrze. Młode niedźwiedzie, nie opuszczają swoich mam jeszcze przez kilka lat po urodzeniu. Taki podrośnięty niedźwiedź nazywany jest piastunem. Piastun-niedźwiadek pozostaje przy matce, korzystając z jej opieki, w zamian pomagając w wychowaniu młodszego rodzeństwa.
Dwumetrowej wysokości kangur, zwany olbrzymim, zanim wyrośnie na dzielnego torbacza, pokonującego jednym susem odległość 10 metrów, rodzi się jako malutki osesek wielkości ziarna fasoli. Czepiając się futra swojej mamy, z mozołem wędruje do bezpiecznej kieszeni na jej brzuchu. Kiedy już się do niej dostanie, może spać spokojnie. Troskliwa mama będzie nosić go tam przez najbliższy rok.
Ryba samogłów znosi jednorazowo 300 milionów maleńkich jajeczek, z których każde mogłoby w przyszłości urosnąć i stać się dorosłym, wielkim samogłowem. Matka nie jest jednak w stanie zaopiekować się tak wielką liczbą dzieci, powierza je więc morskim falom, licząc na to, że z tak wielkiej ilości część z pewnością przeżyje i podtrzyma ród samogłowów.
Tak jak różne są sposoby przyjścia na świat, tak również rozmaite są metody opieki nad potomstwem. Cel jest jednak zawsze ten sam: sprawić, żeby dzieci bezpiecznie rosły i rozwijały się, a w przyszłości same zostały rodzicami, by gatunek przetrwał.
zaznacz i zamknij wróć do góry
W tym roku nie tylko zima w Polsce była bardzo śnieżna, również początek wiosny był biały i jeszcze w kwietniu można było biegać na nartach. Młodzież z Lasek nie miała dosyć mroźnego puchu, więc trenowali codziennie. Gdy tylko śnieg zaczął topnieć, wyruszyli w długą drogę, na Tydzień Rycerski do Beitostolen w Norwegii.
Na największe na świecie zawody narciarskie dla niepełnosprawnych Ridderrennet od 7 do 14 kwietnia wybrało się czworo uczniów z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Laskach wraz z przewodnikami. Niewidomy Arkadiusz Duda wystartował w biegu Ridderrennet na 20 km techniką klasyczną po raz drugi. Niewidomy Grzegorz Meller i słabowidzące dziewczyny: Arnika Bukowska i Aneta Wyrozębska debiutowali na tej imprezie. Wszyscy biorą aktywny udział w projekcie „Pokonać strach” i startowali już w Biegu Piastów.
Po dwóch dniach jazdy w ciasnym aucie, wyładowanym sprzętem, bagażami osobistymi i jedzeniem, dotarliśmy do Beitostolen. W niedzielę 07.04.2013 r. wzięliśmy udział w ceremonii otwarcia i odpoczęliśmy po podróży. Następnego dnia rozpoczęliśmy treningi na doskonale przygotowanych, ponad 300 kilometrowych, wytyczonych wokół miasteczka trasach. Pogoda w Norwegii była wymarzona do biegania na nartach - lekki mróz i mocne wiosenne słońce. Pierwszego dnia ćwiczyliśmy technikę i manewry zjazdowe. Chcieliśmy dobrze przygotować się do Biegu Górskiego, do którego zakwalifikowali się wszyscy z grupy „Pokonać strach”.
Dzień później (09.12.2013) po raz pierwszy odważyliśmy się wziąć udział w Biegu Górskim na 30 km. Nie znaliśmy trasy i spodziewaliśmy się, że może być ciężko. To było wielkie wyzwanie i wspaniała przygoda. Bieg polega na pokonaniu trasy prowadzącej przez duże przewyższenia górskie, pokonując strome podbiegi i trudne zjazdy. Obowiązkowo biec trzeba z plecakiem wypełnionym rzeczami niezbędnymi do przeżycia w górach na wypadek ewentualnego oczekiwania na pomoc. Plecak z ekwipunkiem (na przykład prowiant i ciepłe ubrania) musi ważyć przynajmniej 3 kg. Start biegu znajdował się wysoko w górach, na płaskowyżu położonym 1400 m.n.p.m. Początkowo trasa była dość płaska, później krętymi ostrymi zjazdami prowadziła nad ogromne górskie jezioro, by następnie przebiec samym jego środkiem przez ponad 4 km. Lód pokryty był grubą warstwą śniegu, a tor narciarski przyzwoicie przygotowany. Płaska trasa przez jezioro dłużyła się, a jej koniec na lądzie przyniósł przedwczesną radość. Musieliśmy pokonać serię bardzo stromych podbiegów, które wykańczały psychicznie i fizycznie. Na szczęście po drodze było jeszcze kilka szybkich zjazdów, na których można było chwilę odpocząć. Cała czwórka dała radę ukończyć wyścig z bagażem pięknych doświadczeń i satysfakcją pokonania trudnej i długiej trasy.
Na środę zaplanowano zawody w biatlonie dla niewidomych. Bieg odbywał się na dystansie 5 km z dwukrotnym strzelaniem z karabinka laserowego w pozycji leżącej. Akustyczny celownik zmienia natężenie dźwięku w miarę zbliżania się do środka tarczy. Za każdy niecelny strzał z pięciu, które zawodnik oddaje podczas jednej sesji, musi wykonać dodatkowe 150 m biegu. My w tym czasie przebiegliśmy całe dziesięciokilometrowe okrążenie, które w sobotę na biegu głównym pokonywać trzeba było 2 razy. Trasy wydawały się nam bardzo łatwe w porównaniu z tym, co nas spotkało podczas Biegu Górskiego. Po zawodach trenowaliśmy strzelanie z karabinku. To dobra zabawa i być może za rok zdecydujemy się wystartować również i w tej konkurencji. Po południu wybraliśmy się na zjazdówki. Większość pierwszy raz w życiu założyła sztywne buty i narty z krawędziami. Ta odmiana dostarczyła nam mnóstwo frajdy.
Na czwartek zaplanowaliśmy górską turystyczną wycieczkę narciarską. Niestety w trakcie wyprawy pogoda zmieniała się i z nieba zaczął sypać śnieg. Bardzo podobało się nam, że szliśmy w spokojnym tempie, robiąc częste postoje. Niektóre w drewnianych chatkach, gdzie znajdowały się piec, rozpałka i drewno. Norwegowie budują takie schronienia przy trasach na wypadek nagłej zmiany pogody czy utraty sił. Po przekroczeniu jednej z przełęczy przestaliśmy rozmawiać, ponieważ wiatr zaczął wiać mocniej, a śnieg sypał prosto w twarz. Prawie w ciszy pokonaliśmy kilkukilometrowe podejście do następnej przełęczy, doświadczając prawdziwej ostrej górskiej pogody. Zmarznięci zjechaliśmy do małej osady górskiej, gdzie schowaliśmy się w kolejnej drewnianej chatce. Szybko rozpaliliśmy w piecu i dobry humor powrócił. W cieple można było wysuszyć rzeczy i posilić się polską kiełbaską z grilla. Tymczasem pogoda się poprawiła i spokojnie ukończyliśmy wycieczkę.
W piątek, dzień przed startem, odbyliśmy lekki i niezbyt długi trening na nartach. Chcieliśmy zachować siły na dwudziestokilometrowy bieg główny, który odbył się nazajutrz w sobotę 13.04.2013 r. Na polanie startowej zgromadziło się mnóstwo osób. Zawodnicy startowali po dwoje co 30 s. Arkadiusz Duda, który rok wcześniej minimalnie zwyciężył z Rodem Magnusem, obawiał się rywala. Szczególnie, że wystartował 30 sekund przed nim. Martwił się, że to Rod będzie kontrolował przebieg biegu, mając go przed sobą, i weźmie udany rewanż. Jak się okazało - niepotrzebnie. Norweg trzymał dystans tylko na pierwszym podbiegu, później Arek stopniowo oddalał się od przeciwnika. Na mecie okazało się, że czekał na kolegę z podziękowaniem za start blisko 10 minut. Wygrał i to z bardzo dużą przewagą, osiągając przy tym świetny rezultat - 7 czas na zawodach - 1 godzina 31 minut. Grzegorz Meller chciał bardzo złamać czas dwóch godzin, nie udało mu się dokonać tej sztuki, ale czas 2:01:56 uplasował go na 2 miejscu w swojej kategorii. Do pierwszego Tomassa Johanssona z Norwegii, zabrakło mu 13 minut. Dobrze w debiucie poradziły sobie słabowidzące dziewczyny. Aneta Wyrozębska (2godziny 14 minut) była 6, a Arnika Bukowska (2 godziny 34) zajęła 7 miejsce. Na mecie na wszystkich czekały pamiątkowe medale. Łącznie w sobotnich startach wzięło udział 437 niepełnosprawnych zawodników.
Cały wyjazd młodzież wspomina bardzo pozytywnie. Oprócz doświadczeń narciarskich podobała im się luźna domowa atmosfera panująca w grupie. Mimo że każdy z uczestników przebiegł na nartach ponad 100 km, nikt nie narzekał, że było ciężko, wszyscy cieszyli się czasem spędzonym razem w Norwegii. To była piękna przygoda i wspaniałe zawody.
Wyniki
Ridderennet 20 km Czas (miejsce): Bieg Górski 30 km czas:
Arkadiusz Duda 1:31:13 (1) 1:58
Grzegorz Meller 2:01:56 (2) 2:24
Aneta Wyrozębska2:14:59 (6) 2:50
Arnika Bukowska 2:34:55 (7) 3:36
zaznacz i zamknij wróć do góry
Symbol narodowy Danii – biały nierównoramienny krzyż na czerwonym tle, miał zobaczyć na niebie król Waldemar II i uznać za pomyślny znak przed zwycięską bitwą z Estami pod Lyndamisse w 1219 roku. Inna legenda tłumaczy czerwono-żółto-czerwone barwy flagi hiszpańskiej. Po zwycięskim boju z muzułmanami król Aragonii (części Hiszpanii) Berengar otarł skrwawione palce o złotą tarczę i w ten sposób zostały na niej odciśnięte czerwone pasy. Na całym świecie istnieje mnóstwo flag – szczególnych symboli. Z pozoru nie wzbudzają one wielkich emocji, nie mają bowiem bezpośredniego wpływu na życie codzienne, pracę, relacje rodzinne itp. Często jednak wywołują niemałe dyskusje i napięcia.
W wielu przypadkach flagi wywodzą się z herbów państwowych. Tak jest na przykład, z polskim znakiem narodowym, którego święto obchodzimy 2 maja. Często kraje po uzyskaniu niezależności przyjmują za swe flagi symbole partii, ugrupowań politycznych i formacji zbrojnych, których działalność walnie przyczyniła się do wywalczenia niepodległości. Indie, uzyskując niezależność w 1947 roku, przyjęły trójkolorową flagę największej partii politycznej - Kongresu Narodowego. Niektóre symbole zaś powstają po długich dyskusjach prowadzonych przez ciała ustawodawcze i społeczeństwo danego kraju. Tak było w przypadku Kanady. Do 1964 roku flaga tego kraju była czerwona z elementami flagi brytyjskiej i herbem Kanady w czerwonym polu. Taki jej wygląd satysfakcjonował ludność pochodzenia brytyjskiego. Natomiast Kanadyjczycy pochodzenia francuskiego nie identyfikowali się z nią. Ostatecznie została ona wybrana przez specjalną komisję spośród 4200 projektów przysłanych na konkurs. 15 grudnia 1964 roku parlament przyjął wzór flagi, który zgodnie zaakceptowały obydwie grupy narodowe. Na jej białym polu usytuowany jest liść klonu, umieszczony pomiędzy dwoma czerwonymi pasami bocznymi.
Polska flaga pochodzi bezpośrednio od godła – Orła Białego. W dawnych czasach był to symbol książąt piastowskich. W całej średniowiecznej Europie uważano orła za najsilniejszego ze wszystkich ptaków. Panowało przekonanie, że lata on najwyżej, ma najlepszy wzrok i nawet słońce nie jest w stanie go oślepić. Był symbolem potęgi, zwycięstwa, majestatu monarszego i władzy. Wybór tego ptaka na godło Piastów nastąpił więc według zwyczaju heraldycznego przejętego wraz z kulturą rycerską z Europy Zachodniej.
Za rządów Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego Orzeł Biały na czerwonym polu został oficjalnie zatwierdzony jako godło państwowe. Tę funkcję pełni do dnia dzisiejszego. Posiada koronę, szpony i dziób. Wszystkie te atrybuty mają złoty kolor. Dla ludzi żyjących w przeszłości było rzeczą oczywistą, że flaga powinna mieć takie same barwy jak godło. Już za czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów składała się ona z trzech pasów: czerwonego na dole i na górze oraz białego w środku. Na tym ostatnim umieszczano zwykle czterodzielny herb Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Zawierał on cztery pola - dwa przedstawiające Białego Orła w koronie i dwa z Pogonią – herbem Litwy.
Biało-czerwona flaga w tej postaci, jaką dzisiaj znamy, pojawiła się po raz pierwszy 3 maja 1792 roku podczas obchodów pierwszej rocznicy konstytucji 3 maja. Panie wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie biało-czerwone szarfy. Prawnie została ona usankcjonowana 7 lutego 1831 roku. Na wniosek Walentego Zwierkowskiego rząd powstania listopadowego ogłosił ją flagą Polski, a po odzyskaniu niepodległości, w 1919 roku, fakt ten potwierdził sejm.
Flagi narodowe pełnią różne funkcje w swoich państwach. Po pierwsze są one oznaką ich niezawisłości i suwerenności. Powiewają na gmachach siedzib najważniejszych urzędów i instytucji państwowych, na przykład sejmu, czy pałacu prezydenckiego. Mają za zadanie niejako oddziaływać na każdego obywatela. W pewnym sensie to właśnie w nich koncentruje się istota państwowości. Często zamieszczane są na kartach podręczników historii. W wielu spośród tych ostatnich można spotkać na przykład fotografię żołnierza radzieckiego, zatykającego 30 kwietnia 1945 roku w Berlinie sztandar z sierpem i młotem na dachu zbombardowanego Reichstagu. Zdjęcie to było symbolem zwycięstwa Związku Radzieckiego i Armii Czerwonej nad hitlerowskimi Niemcami podczas II wojny światowej.
Flagi państwowe wywiesza się jednak nie tylko z okazji zwycięstw wojennych, ale także z okazji świąt państwowych oraz ważnych uroczystości o charakterze patriotycznym, religijnym itp. Są one także nieodłącznym elementem różnorakich parad. Na przykład w stanach zjednoczonych rozdaje się je większości obywateli podczas prezydenckich kampanii wyborczych. Symbole narodowe towarzyszą również strajkom i manifestacjom.
W czasie uroczystości pogrzebowych flagą okrywa się zwykle trumny zmarłych, wybitnie zasłużonych dla danego kraju. Na znak żałoby narodowej opuszcza się ją zwykle do „połowy masztu”. Co ciekawe od tego zdarzają się wyjątki. Na przykład w Australii jest to 1/3 masztu.
Z flagami spotykamy się także podczas międzynarodowych imprez sportowych: na zawodach rangi igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata czy kontynentu. W trakcie ceremonii wręczania medali na maszty podnosi się flagi państwowe zwycięzców. Ten moment sportowcy przeżywają najbardziej i zwykle najdłużej go pamiętają.
Również stroje zawodników poszczególnych drużyn często nawiązują do barw narodowych. Obiekty sportowe, takie jak stadiony i hale, dekorowane są flagami państw uczestników zawodów. Także widzowie, dopingując swoich idoli i ciesząc się z ich zwycięstw, powiewają flagami narodowymi. Jakby tego było mało, często ubierają się w stroje o barwach państwowych, a najwierniejsi fani malują nimi swoje twarze i ciała.
Z flagami spotykamy się przy wielu innych okazjach. Ich obrazy znajdują się na różnych wyrobach i artykułach, takich jak znaczki pocztowe czy skarbonki.
Symbole narodowe mogą też być jednak przyczyną wielu napięć politycznych nie tylko na arenie międzynarodowej, ale też wewnątrz danego kraju. Przykładem takiej sytuacji stała się flaga Macedonii składająca się z tzw. gwiazdy Verginy. Po rozpadzie Jugosławii na odrębne państwa Grecy uznali, że sama nazwa „Macedonia” i jej flaga stanowią ich własność. Powoływali się na tradycje starożytne. Według nich nie mogła być ona używana przez potomków Słowian, którzy napłynęli na te tereny znacznie później. Grecja ostro protestowała na forum międzynarodowym, twierdząc, że nowe państwo przywłaszczyło sobie „święty symbol hellenistyczny” w celach ekspansjonistycznych. Po kilku latach poważnych animozji parlament Macedonii wyraził zgodę w 1995 roku na korektę nowej flagi. Jest to wprawdzie nadal słońce na czerwonym tle, ale nie przypomina już tego z Verginy z 16 promieniami i nie drażni Greków.
Jedyne kontrowersje, jakie towarzyszyły rozpadowi Czechosłowacji w 1992 roku, dotyczyły zdeponowanego w Pradze słowackiego złota i flagi państwowej. Mimo wielu sprzeciwów Czesi uznali flagę przedwojennej czesko-słowackiej republiki federacyjnej za własną. Wywołało to na Słowacji falę protestów i oburzenia. Pozostały one jednak bez rezultatów.
Dla wielu obywateli flaga nie jest zatem tylko martwym symbolem, stanowi wartość, która odgrywa bardzo dużą rolę w ich życiu. Istnieje też grupa osób nieidentyfikujących się nie tylko z flagą, ale także ze swoim narodem. Nie odczuwają oni więzi z państwem, w którym mieszkają. A Wam z czym się kojarzy flaga? Jakie wartości w sobie niesie i jakie odczucia wywołuje? Piszcie do nas i dzielcie się swoimi spostrzeżeniami.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zmiana litery
1. Problemem się go zabija/fala o niego na brzegu się rozbija
2. Pod nosem u mężczyzn sterczący/gad syczący
3. Do pisania po tablicy/materiał na żałobne opaski znakomity
4. Monarcha w koronie/w ubraniach musi być zrobiony modnie
5. Do wypychania poduszek i piernatów/zjawa z zaświatów
6. Malarz farby na niej miesza/dobra cecha
7. Nadchodzi po dniu/chroni nas od chłodu
8. Koń paskowany/choroba, na którą w tropikach okazję zapaść mamy
Dodatkowa litera
1. Książki na niej trzymamy/gdy jesteśmy biznesmenami, udziały w niej mamy
2. Okalają rynek łuki nad kolumnami/tam starożytni po śmierci trafiali
3. Gdy sto lat minie/zamyka skrzynie
4. Drzwi można nim wyważyć/wrak możesz tam zostawić
5. Tak mówimy na duże rodziny/rzekę nim przechodzimy
Ukryte części ciała
Oto tekst, którym ukryto 15 nazw części ciała w ten sposób, że obejmują jedno lub więcej słów sąsiadujących ze sobą, np. koniec jednego i początek następnego stanowią poszukiwany wyraz. Znajdź te części ciała.
Klasa III B była bardzo podekscytowana, gdyż bal maturalny miał być już za tydzień. Data została ustalona na 20 czerwca i oczywiście nikt już nie mógł się doczekać. Jak co roku w Zabrzu chciano pokazać, że jeszcze można urządzić dobry bal. Dziewczęta opowiadały o swoich sukienkach. Gdzie i z czego każda została uszyta, w jakim kolorze, jakie założyć do niej rękawiczki, kolczyki i pierścionki. Nawet wśród chłopców szeroko komentowano garnitury kupione specjalnie na tę okazję. Wszyscy z nostalgią wspominali swoje pierwsze dni w szkole. Pan dyrektor, o wdzięcznym przezwisku „kwiczoł opolski”, bo uczył biologii i pochodził ze Śląska, zapowiadał, iż nie będzie szczędził kar każdemu, kto będzie starał się zepsuć tę wspaniałą uroczystość. W ostatniej chwili musiano zmienić miejsce imprezy. Po tym, gdy okazało się, że wcześniej zarezerwowany lokal jest zupełną ruiną. W podłodze drewniane pale całkiem spróchniały, a z sufitu sypał się tynk. Znalezienie sali, gdzie zmieściłoby się sto par nie było proste. Ostatecznie postanowiono umieścić maturzystów tuż obok przedszkola nowo otwartego w centrum. Negocjacje nie były łatwe. Właściciel wiedział, że ma monopol i czekał tylko na coraz lepsze oferty cenowe. Dyrektor był tak zdenerwowany całą sytuacją, że ciągle zażywał na uspokojenie swoje ulubione krople cytrynowe. Stasiek z klasy humanistycznej odgrażał się tymczasem, że zaraz po balu, gdy już będą wolni, powie każdemu nauczycielowi, co tak naprawdę o nim myśli.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Bajka pod Atlantami
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna „Biblioteka pod Atlantami” w Wałbrzychu w ramach realizacji projektu pt. „Zasłuchaj się w bajce" zaprasza do udziału w piątej już edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Recenzję Książki Mówionej i pierwszej edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Bajkę Własnego Autorstwa.
W obydwu konkursach uczestniczyć powinny osoby z dysfunkcją wzroku w każdym wieku, recenzja dotyczyć powinna jednak utworu z literatury dziecięco-młodzieżowej. Bajka własnego autorstwa nie może być wcześniej nigdzie publikowana.
Prace należy przesłać do 10.09.2013 r. w formie nagrania dźwiękowego (na płycie CD, w pliku mp3); w wersji drukowanej (brajlu - bez skrótów brajlowskich, zwykłym druku) lub w postaci pisma odręcznego pod adres:
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna
„Biblioteka pod Atlantami”,
Rynek 9,
58-300 Wałbrzych
albo w wersji elektronicznej, pod adres: niewidomi@atlanty.pl).
Gala wręczenia nagród, połączona ze spotkaniem z pisarzem i lektorem książek mówionych, odbędzie się w siedzibie organizatora 18.10.2013 r.
Regulaminy konkursów dostępne są:
- w siedzibie Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej „Bibliotece pod Atlantami” w Wałbrzychu, ul. Rynek 9, 58-300 Wałbrzych,
- na stronie internetowej biblioteki: www.atlanty.pl
Szczegółowe informacje:
Oddział Zbiorów dla Niewidomych Biblioteki pod Atlantami – Beaty Kościelnej – tel. kontaktowy 74 648 37 38 lub mail: niewidomi@atlanty.pl .
Projekt jest dofinansowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
zaznacz i zamknij wróć do góry
- Babciu, pozwól mi wyjść wieczorem na dwór. Będę obserwował kometę.
- Dobrze, ale nie podchodź zbyt blisko.
**
- Może mi pan coś poleci – mówi gość do kelnera.
- To ja może podam panu menu.
- Dobrze, podwójną porcję proszę.
**
- Czy mógłby pan nie trzymać palcem mego kotleta, jak niesie pan talerz?
- Mógłbym, ale obawiam się, że znowu spadnie na podłogę.
**
Harcerz na obozie stoi na nocnej warcie. Nagle zbliża się jakaś postać.
- Stój, kto idzie? – pyta wartownik.
- Pocałuj mnie w nos – odpowiada postać.
- Do licha – myśli harcerz. – Jestem trzeci raz na obozie i zawsze jest to samo hasło.
**
Jedzie chłop wozem konnym, a obok biegnie pies. Koń nie może uciągnąć pod górę, więc chłop zamierzył się batem.
- Ty, stary – odzywa się w pewnym momencie koń – przestań, bo jak cię kopnę, to spadniesz z wozu.
- O rety! – krzyczy chłop – po raz pierwszy słyszę, żeby koń mówił!
Na to odzywa się pies:
- Ja też...
**
W komisariacie dzwoni telefon, słuchawkę podnosi dyżurny i słyszy:
- Ratunku! Przyjeżdżajcie! Do domu włamał się kot!
- Kot? To nie powód, aby zaraz dzwonić po policję. A kto mówi?
- Papuga.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zamiana litery: 1. klin/klif, 2. wąs/wąż, 3. kreda/krepa, 4. król/ krój, 5. puch/duch, 6. paleta/zaleta, 7. noc/koc, 8. zebra/febra.
Dodatkowa litera: 1. półka/spółka, 2. arkada/arkadia, 3. wiek/wieko, 4. łom/złom, 5. ród/bród.
Ukryte części ciała: usta, oczy, brzuch, uszy, ręka, pierś, noga, nos, kark, palec, stopa, kolano, policzek, plecy, powieka.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2009 Pochodnia. Wszelkie prawa zastrzeżone.