Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka
Kolegium redakcyjne:
Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska
Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa
tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10
e-mail: swiatelko@pzn.org.pl
Pieśń na wyjście - EDWARD STACHURA
Papież Franciszek z końca świata - DANUTA TOMERSKA
Topielec - BOLESŁAW LEŚMIAN
Zielona wyspa - MONIKA DUBIEL
Ciekawostki
Językowe potyczki: Pańska klamka - KROPKA
Cooltura: Magia techniki - BARBARA ZARZECKA
Cooltura: Wspaniała czwórka - KONRAD ZYCH
Jerzyki – egzotyka wiosennego nieba - PRZEMYSŁAW BARSZCZ
Coś pysznego: Jerzyki przez żet z kropką
English corner
O tym trzeba pamiętać: Nawiedzone zamki - MAREK GROSZKOWSKI
Spróbuj rozwiązać!
Z uśmiechem łatwiej!
Rozwiązania zagadek:
Idź człowieku, idź, rozpowiedz
Idźcie wszystkie stany
Kolorowi, biali, czarni
Idźcie zwłaszcza wy, ludkowie
Przez na oścież bramy
Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Rozejdźcie się po drogach
Po łąkach, po rozłogach
Po polach, błoniach i wygonach
w blasku słońca, w cieniu chmur.
Rozejdźcie się po niżu
Rozejdźcie się po wyżu
Rozejdźcie się po płaskowyżu
W blasku słońca, w cieniu chmur
Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na ziemi, której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wielka ekscytacja i oczekiwanie na wybór nowego papieża po abdykacji Benedykta XVI, 28 lutego, zapowiadały największe wydarzenie tego roku. Już 12 marca po południu rozpoczęło się w Watykanie konklawe (łac. zamknięcie), czyli zgromadzenie kardynalskie, które miało spośród siebie wybrać głowę Kościoła. Kardynałowie – elektorzy - zostali zamknięci „na klucz” w Kaplicy Sykstyńskiej, aby wyeliminować możliwość nacisku z zewnątrz. Tam modlili się o dobry wybór i głosowali dwa razy dziennie. Konklawe trwało zaledwie jedną dobę, ponieważ wybrano biskupa Rzymu już w piątym głosowaniu.
Tego dnia (13 III), mimo padającego od rana deszczu, plac świętego Piotra był wypełniony turystami z całego świata i mieszkańcami Rzymu. Nad ich głowami utworzył się dach różnobarwnych parasoli. Gdzieniegdzie powiewały flagi rozmaitych państw i transparenty. Tuż po godzinie 19. ujrzano ulatujący z komina nad Kaplicą Sykstyńską biały dym, który obwieścił światu, że papież już został wybrany. Natychmiast rozdzwoniły się dzwony w Watykanie, a potem w całym Rzymie. O godzinie 20 rozbrzmiał także dzwon Zygmunta w Krakowie. Wiernych zgromadzonych na placu ogarnął szał radości. Zaczęto skandować: „mamy papieża” (habemus papam) i „niech żyje papież”. O godzinie 20.12 protodiakon kardynał Jean-Luis Tauran ogłosił, że głową Kościoła został Jorge Mario Bergoglio, który przyjął imię Franciszek. Na placu zapanowała chwilowa konsternacja. Wybór tego kardynała był zaskoczeniem. To nazwisko nie było powszechnie znane i nie figurowało na domniemanej liście kandydatów. Nie potwierdziły się typy mediów. Reakcja wiernych była zbliżona do tej z 1978 r., kiedy papieżem ogłoszono Karola Wojtyłę. Ale ten nastrój szybko się zmienił po ukazaniu się Polaka na balkonie. Jan Paweł II zaskoczył wszystkich tym, że przemówił nie po łacinie, jak było w zwyczaju, ale w języku włoskim. Zdaniem religioznawców było to historycznym przełomem, który otworzył drogę do Tronu Piotrowego kandydatom spoza Włoch.
Teraz nowym 266. papieżem został 76-letni kardynał, arcybiskup z Buenos Aires, prymas Argentyny. Po raz pierwszy od czasów starożytnych największy pasterz Kościoła Rzymskiego pochodzi spoza Europy. Z niecierpliwością oczekiwano, kiedy ukaże się on na Balkonie Błogosławieństw. Pierwsze słowa papieża mają dla wiernych wielkie znaczenie. To na ich podstawie oceniają, kim jest, co zamierza i czy go polubią.
Papież Franciszek zaprezentował się wiernym w skromnej białej sutannie, bez żadnych dodatkowych oznak godności papieskiej. Nie chciał założyć obszytej gronostajem czerwonej narzuty, ani czerwonych pantofli. Woli chodzić w czarnych znoszonych butach kupionych w Buenos Aires. Powitanie biskupa Rzymu wzbudziło ogólną sympatię. Spodobał się jako człowiek otwarty, miły, komunikatywny i skromny.
„Bracia i siostry, dobry wieczór” – tak pozdrowił wiernych. – „Wiecie, że konklawe miało za zadanie dać Rzymowi biskupa. Zdaje się, że moi bracia kardynałowie znaleźli mnie na końcu świata” – zażartował. I tu znów nasuwa się porównanie z Janem Pawłem II, który powiedział: „przybyłem z dalekiego kraju”. Formuła „bracia i siostry”, której użył nowy papież w pierwszych słowach, nawiązuje do języka świętego Franciszka. Uroczystość na Balkonie Błogosławieństw miała modlitewny charakter. Papież pamiętał o swoim poprzedniku, wezwał wiernych, aby wspólnie z nim pomodlili się za Benedykta XVI. Ujmującym gestem była prośba papieża skierowana do zgromadzonych na placu św. Piotra o wstawiennictwo za niego samego do Boga, nim on jako biskup Rzymu ich pobłogosławi. Papież Franciszek w skupieniu pochylił głowę i po chwili udzielił błogosławieństwa „Urbi et orbi” (miastu i światu). Na koniec dodał: „Dziękuję za to, jak mnie przyjęliście. Szybko się zobaczymy. Módlcie się do Matki Boskiej, aby zachowała Rzym. Dobranoc”. Ludzie zgromadzeni na placu wiwatowali.
Miłymi gestami, pierwszymi publicznymi słowami oraz wyborem imienia Franciszek, nowy papież zyskał sobie powszechną sympatię. Wprawdzie Bergoglio nie powiedział, o którego ze świętych Franciszków chodzi, ale styl jego dotychczasowego życia świadczy o tym, że obrał na swego patrona Biedaczynę z Asyżu. Ta decyzja oznacza publiczną deklarację programową. Jest zapowiedzią postawy, jaką nowy papież chce przyjąć. A to kierunek pokory, ubóstwa, ewangelizacji, miłości do każdej żywej istoty. Święty Franciszek zawsze był blisko ludzi, rozumiał ich problemy i wskazał nową drogę Kościołowi Katolickiemu sprowadzającą się do słów „dobro” i „pokój”. Nowy papież podobnie jak jego patron opowiada się przeciwko Kościołowi przepychu i pieniądza. Po konklawe nie odjechał z Watykanu papieskim mercedesem, ale autokarem razem z innymi kardynałami.
Co wiemy o papieżu Franciszku?
Urodził się 17 grudnia 1936 r. w robotniczej dzielnicy Flores w Buenos Aires, w rodzinie włoskich imigrantów. Ojciec jego był kolejarzem, a mama – gospodynią domową. Jorge był jednym z pięciorga ich dzieci. We wczesnej młodości z powodu choroby usunięto mu jedno płuco. W 1958 r. wstąpił do zakonu jezuitów, księdzem został w 1969 r., a sakrę biskupią otrzymał w 1992 r. Sześć lat później został arcybiskupem Buenos Aires - a tym samym prymasem. Do godności kardynalskiej wyniósł go Jan Paweł II w 2001 r. Bergoglio był przez wiele lat przewodniczącym episkopatu, co oznacza, że potrafi rządzić. Według opinii argentyńskich działaczy katolickich Jorge Bergoglio umie podejmować dobre decyzje i wciągać do współpracy ludzi bardziej kompetentnych od siebie. Jako jezuita jest dobrze wykształcony i wyszkolony do pełnienia wielkiej misji, jaką jest przewodzenie kościołem powszechnym. Studiował chemię, filozofię, teologię, jest absolwentem kilku fakultetów humanistycznych, profesorem literatury. Jeśli chodzi o poglądy, papież Franciszek jest ortodoksyjnym konserwatystą. Jak przystało na Argentyńczyka lubi tango i futbol. Jest fanem stołecznego klubu San Lorenzo.
Od lat otaczała go aura franciszkańskiej skromności. Jego zachowanie jest przeciwieństwem stylu niektórych hierarchów kościelnych. Gdy został biskupem, zdecydowanie odmówił przeprowadzenia się do pałacu biskupiego w Buenos Aires. Został w jednoosobowym mieszkaniu w zwyczajnym domu. Zrezygnował z sekretarza, auta i kierowcy. Sam sobie przyrządzał posiłki, mył naczynia, robił zakupy. Jeździł środkami miejskiej komunikacji. Odwiedzał slumsy w Buenos Aires, jadał z ubogimi w socjalnych stołówkach, dyskutując z nimi o klubach piłkarskich. Nazywano go biskupem biedaków. Jorge Bergoglio nigdy nie lubił celebry ani medialnego szumu. Bardzo często nie zapowiadał swoich wizyt w parafiach. Po prostu wsiadał w autobus, jechał do jakiegoś kościoła i uczestniczył w koncelebracji. Bez rozgłosu też odwiedzał ludzi w szpitalu i więzieniu.
Kiedy Bergoglio został biskupem Rzymu, prosił księży i hierarchów argentyńskich, by się za niego modlili, ale nie przyjeżdżali na jego papieską inaugurację, a zaoszczędzone pieniądze wydali na pomoc biednym.
Jest wiele powodów, aby wybór papieża Franciszka nazwać wydarzeniem historycznym. To pierwszy papież z Ameryki, pierwszy Latynos, pierwszy Argentyńczyk, pierwszy jezuita na tronie papieskim, który za swego duchowego przywódcę obrał założyciela innego zakonu, pierwszy o imieniu Franciszek.
Wybór papieża z Ameryki Południowej nie powinien dziwić, bo właśnie tam żyje najwięcej katolików o spontanicznym stosunku do wiary, a Kościół bardzo żywo się rozwija.
19 marca odbyła się inauguracja nowego pontyfikatu. W uroczystości tej uczestniczyło około 200 tysięcy wiernych z całego świata. Do Watykanu zjechały 132 oficjalne delegacje rządowe. Byli też przedstawiciele żydów i muzułmanów. Przed uroczystością papież objechał cały plac św. Piotra w białym odkrytym mercedesie. Zatrzymywał się w tłumie, często wychodził z auta witał się i rozmawiał z ludźmi, błogosławił chorych, brał na ręce dzieci.
Najważniejszym elementem mszy inauguracyjnej było wręczenie papieżowi insygniów władzy papieskiej - paliusza i Pierścienia Rybaka. Nazwa ta nawiązuje do zawodu jaki wykonywał następca Chrystusa, św. Piotr. Paliusz to wąski biały pas z wełny owiec, na który naszyto 6 czarnych krzyżyków, nakładany na ramiona i piersi. Nosi go papież podczas odprawiania mszy. Wykonują go siostry z rzymskiego klasztoru pod wezwaniem św. Agnieszki. Pierścień to znak urzędu i godności biskupa Rzymu. Wyobraża on św. Piotra w łodzi wyciągającego sieć. Ten złoty pierścień przygotowywany jest indywidualnie dla każdego papieża. Franciszek nalegał na to, aby jego pierścień nie był ze szczerego złota. Zrobiony jest więc ze srebra, a tylko pozłacany.
Ceremonię inauguracji papież skrócił, bo szkoda czasu. Przyjął hołdy tylko od reprezentacji kardynałów. Nie było też procesji z darami, bo to papież powinien dawać, a nie być obdarowywany.
Na końcu Ojciec Święty wygłosił homilię, która jest odpowiednikiem expose przedstawianego przez premierów. Kazanie to było proste i krótkie. „Nie bójcie się dobroci ani wrażliwości” - mówił – „Troszczcie się o całe stworzenie i o wszystkich, przede wszystkim najsłabszych. Zadaniem biskupa Rzymu jest strzec każdej osoby, zwłaszcza najuboższych”. Papież na każdym kroku udowadnia, że jest człowiekiem skromnym i chce być duszpasterzem ludzi ubogich.
Po uroczystej mszy świętej inauguracyjnej na placu św. Piotra, Franciszek spotkał się w Bazylice z przedstawicielami państw i organizacji międzynarodowych. Wśród gości był prezydent Bronisław Komorowski z małżonką. Prezydent zaprosił papieża do przyjazdu z pielgrzymką do Polski. Wcześniej zrobili to polscy kardynałowie. Ojciec Święty przyjął zaproszenie z życzliwym uśmiechem. Nie wiadomo kiedy przyjedzie. Papież Franciszek znany jest z niechęci do podróżowania.
Po otrzymaniu przez Ojca Świętego insygniów władzy nad Kościołem rozpoczął się pontyfikat papieża Franciszka. Może to być znaczący okres dla Kościoła.
zaznacz i zamknij wróć do góry
W zwiewnych nurtach kostrzewy, na leśnej polanie,
Gdzie się las upodobnia łące niespodzianie,
Leżą zwłoki wędrowca, zbędne sobie zwłoki.
Przewędrował świat cały z obłoków w obłoki,
Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie
Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie.
Wówczas demon zieleni wszechleśnym powiewem
Ogarnął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem,
I wabił nieustannych rozkwitów pośpiechem,
I nęcił ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem,
I czarował zniszczotą wonnych niedowcieleń,
I kusił coraz głębiej - w tę zieleń, w tę zieleń!
A on biegł wybrzeżami coraz innych światów,
Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów,
Aż zabrnął w takich jagód rozdzwonione dzbany.
W taką zamrocz paproci, w takich cisz kurhany,
W taki bezświat zarośli, w taki bez brzask głuchy,
W takich szumów ostatnie kędyś zawieruchy,
Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni,
Cienisty, jak bór w borze - topielec zieleni.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Irlandia to państwo leżące na wyspie o tej samej nazwie. Oblewa ją z jednej strony Ocean Atlantycki, z drugiej morza: Irlandzkie i celtyckie, a od Wielkiej Brytanii oddziela ją Kanał Świętego Jerzego. Stolicą jest Dublin liczący sobie nieco ponad pół miliona mieszkańców, choć cała aglomeracja jest ponad dwa razy większa. Inne ważniejsze miasta to: Cork, Galway, Limerick. Łagodny klimat z dużą ilością opadów oraz raczej nizinne ukształtowanie mają wpływ na irlandzki krajobraz roślinny pełen łąk, pastwisk, torfowisk i wrzosowisk. Stąd też zwyczajowa nazwa „zielona wyspa”.
W Irlandii mówi się głównie po angielsku choć istnieje też język irlandzki. Podobnie jak szkocki i walijski jest językiem celtyckim i z angielskim nie ma nic wspólnego. Jest dość trudny, więc jego użycie zanika. W ostatnich latach natomiast w związku z ogromną falą emigracji z naszego kraju, coraz powszechniejszy staje się polski.
Historia
Pierwsze ślady obecności ludzkiej w Irlandii ocenia się na 8 tysięcy lat p.n.e., jednakże pierwsze wzmianki o wyspie pochodzą z V w, kiedy to zaczął chrystianizować ją św. Patryk. W VIII zaczęły się najazdy Wikingów a od XI w regularna dominacja angielska.
Irlandczycy, mimo że przez wieki oficjalnie byli poddanymi korony brytyjskiej, zawsze czuli się odrębnym narodem i nie zaprzestawali walki o niepodległość. częste bunty i spiski powodowały liczne represje ze strony władz brytyjskich. w tym słynny wielki Głód w połowie XIX w. Z tej przyczyny wielu Irlandczyków emigrowało za ocean. Obecnie w USA i Kanadzie żyje kilkanaście milionów osób pochodzenia irlandzkiego.
Kiedyś cała wyspa należała do Wielkiej Brytanii, ale niespełna 100 lat temu, Republika Irlandii ogłosiła niepodległość i w skład Zjednoczonego Królestwa wchodzi obecnie jedynie tzw. Północna Irlandia czyli mały skrawek wyspy.
Muzyka i taniec
Typowy taniec irlandzki jest bardzo specyficzny. Górna połowa ciała tancerzy pozostaje praktycznie nieruchoma, natomiast nogi poruszają się w szalonym tempie, nieco podobnie jak przy stepowaniu. Zwyczaj trzymania w tańcu rąk wyciągniętych wzdłuż tułowia tłumaczy się dwojako. Jedni twierdzą, że zwyczaj ten pochodzi z czasów, gdy taniec był zakazany i trzeba było bawić się potajemnie w piwnicach, gdzie było ciasno i nie starczało miejsca na gesty rękami. Inni mówią, że jest to pamiątka po represjach angielskich,, kiedy to, by zapobiec buntowi, krępowano Irlandczykom ręce.
Pląsom tym towarzyszy charakterystyczna celtycka muzyka grana na skrzypcach, harfie, dudach i akordeonie. Najciekawsze i najbardziej typowe dla Irlandii spośród tych instrumentów są dudy składające się z kilku piszczałek i worka na powietrze z koziej skóry, trzymanego pod pachą przez muzyka. Gra na nich, podobnie jak irlandzki taniec wymaga dużej wprawy i zręczności.
Słynni Irlandczycy
Jak na tak mały kraj jakim jest Irlandia, wydaje się ona bardzo płodna w znane osobistości świata sztuki i kultury. Wielu Irlandczyków zrobiło karierę międzynarodową zarówno współcześnie jak i w przeszłości. Spośród pisarzy wymienić należy dziewiętnastowiecznego autora Oscara Wilde’a znanego dzięki powieści "Portret Doriana Graya” oraz trzech noblistów: George’a Bernarda Shawa, Samuela Becketta i Jamesa Joyce’a. Niemniej bogato prezentuje się świat filmu. Mamy tu dwóch współczesnych aktorów: Colina Farrella i Pierce’a Brosnana, a także dawną świetność późniejszą księżnę Monaco Grace Kelly.
Najbardziej jednak obfituje Irlandia w muzyków, zarówno wokalistów solowych, np.: Enya, Ronan Keating czy Sinéad O'Connor, jak i zespoły, np: U2, Thin Lizzy, Boyzone, Westlife, The Cranberries, The Cors.
Ciekawostki
1. 17 marca to dzień świętego Patryka, patrona Irlandii. Jest to święto narodowe, obchodzone nie tylko w kraju. Irlandczycy na całym świecie tego dnia ubierają się na zielono, organizują parady i koncerty.
2. Symbolem Irlandii jest zielona koniczyna (shamrock). Według legendy św. Patryk użył jej, by wytłumaczyć Irlandczykom koncepcję Trójcy Świętej.
3. Leprikon to obdarty i złośliwy skrzat. Specjalizuje się w płataniu niezbyt przyjemnych żartów, ale schwytany musi spełnić trzy życzenia. Robi to jednak bardzo niechętnie i stara się wykręcić, jak może, dlatego trzeba uważać, czego sobie zażyczymy, bo Leprikon na pewno postara się to obrócić przeciwko nam.
4. Z Irlandii wywodzi się święto Halloween. Początkowo nazywane Samhain, zostało zawiezione do Ameryki przez irlandzkich robotników i tak wtopiło się w tamtejszą tradycję, iż obecnie mało kto zdaje sobie sprawę z jego europejskiego pochodzenia.
5. Klify Moher to jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych Irlandii. Są to zbudowane z wapienia i piaskowca klify na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego ciągnące się na długość 8 km. Pozostawiają w oglądających niezapomniane wrażenia.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Malutkie torbacze
Torbacze to zwierzęta charakterystyczne przede wszystkim dla Australii, chociaż niektóre z nich żyją też w Ameryce Południowej i Północnej. Jak wiadomo, noszą one swoje małe w torbach dopóki nie dorosną na tyle, żeby prowadzić samodzielne życie. Torbaczem jest między innymi kangur i miś koala, ale czy ktoś słyszał o kanguroszczurach?
Te kangurki w miniaturce bardziej chyba przypominają szczury, ale – jak przystało na torbaczy – samice mają na brzuchu torbę, w której młode mieszkają przez sto dni. Kanguroszczury to niewielkie zwierzątka. Dorosłe ważą około półtora kilograma, mają 30-38 centymetrów, a do tego ogon prawie tej samej długości, który – co ciekawe – jest częściowo chwytny. Sierść ma kolor płowoszary, a brzuch jest białawy. Kończyny tylne są oczywiście silniej rozwinięte od przednich, ale jednak nie są tak zróżnicowane, jak u innych przedstawicieli kangurowatych.
Kanguroszczury są samotnikami. Prowadzą nocny tryb życia. W dzień skrywają się w gnieździe i zaciekle bronią otoczenia swojej kryjówki. Budowę gniazda zaczynają od wygrzebania w krzewiastych zaroślach płytkiego dołka w ziemi. Potem pyskiem i przednimi łapami zbierają trawę, suche liście i rozdrobnioną korę drzew. Taki ładunek przyciskają do brzucha i przytrzymując chwytnym ogonem zanoszą do gniazda.
Żywią się głównie grzybnią wykopaną z ziemi. Dietę uzupełniają bulwami, nasionami, owadami i żywicą. Nie zjadają zielonych części roślin. Mogą obywać się bez wody. Żyją 4-6 lat. Kiedyś licznie zamieszkiwały Australię. Dziś są zagrożone wyginięciem, bo padają ofiarą zdziczałych kotów, a tereny, na których żyją zamieniane są na pola uprawne.
W europejskich ogrodach zoologicznych jest około 80 kanguroszczurów. Są one objęte specjalnym programem hodowlanym. W Poznaniu znajdują się 2 okazy.
Poznański ogród jest za to potentatem w hodowli wolatuszek. Są one podobne do myszy, ważą zaledwie 15 gramów. Młode są mniejsze niż ziarnko ryżu. Przez kilka tygodni chronią się w torbie matki. Opuszczają ją, gdy dorosną. Mierzą wtedy niecałe 2 centymetry. Na wolności wolatuszki żyją głównie w lasach eukaliptusowych. Większość życia spędzają na drzewach. Dzięki przylgom na palcach mogą się wspinać nawet po najcieńszych gałązkach. W zoo można je zobaczyć, jak chodzą po szybie.
W poznańskim zoo mieszkają też kowari. Są to niewielkie torbacze o długości 13-18 centymetrów i wadze około 100 gramów, oczywiście z ogonem prawie tak długim jak ich ciało, zakończonym na końcu gęstą szczotką czarnych włosów. Prowadzą nocny tryb życia, w dzień chroniąc się w wykopanych przez siebie norach. Polują na owady, płazy, małe gady, ptaki i ssaki. Przebywają w grupach rodzinnych na znakowanych zapachowo rewirach.
Pomarańczowy księżyc
Saturn, druga pod względem wielkości planeta w Układzie Słonecznym, słynie z rozległego systemu pierścieni, zwanych przez Galileusza „uszami”, oraz aż z 50 księżyców. Ponad połowa księżyców Saturna jest mała i ma nieregularny kształt. Największy jest Tytan, z grubą, gęstą atmosferą o ciśnieniu o połowę większym niż na Ziemi. Pozostałe naturalne satelity planet Układu Słonecznego nie mają atmosfery w ogóle albo mają bardzo nikłą i rzadką.
Tytan, wielkością przerastający Merkurego, jest zbudowaną ze skał i lodów kulą, otoczoną gęstym azotowym płaszczem, który nadaje mu pomarańczową barwę. Z powierzchni Ziemi nawet najlepsze teleskopy nie mogły przeniknąć przez tę gęstą, pomarańczową atmosferę. Dopiero w 2004 roku amerykańska sonda Cassini rozpoczęła dokładne badania Saturna i jego księżyców. Dotąd Cassini przeleciał w pobliżu Tytana 80 razy, dostarczając rewelacyjnych informacji.
Wewnątrz pomarańczowego księżyca znajduje się ogromny płynny ocean. Świadczą o tym olbrzymie wybrzuszenia, mierzące nawet do 10 metrów wysokości, powodowane przez ogromną grawitację Saturna , którego Tytan okrąża co 16 dni. Jest to najpewniej woda, ale na razie nie można tego potwierdzić – próbnik Huygens, jedyny, jaki udało się tam zrzucić w 2005 roku pracował niewiele ponad godzinę. Jeśli jest to woda, to Tytan znajduje się w grupie księżyców Układu Słonecznego – Ganimedesa, Europy i Callisto, księżyców ogromnego Jowisza – które pod swoimi lodowymi skorupami mają oceany wodne.
Tytan jest też jedynym, po Ziemi, ciałem niebieskim w naszym Układzie Słonecznym, po którego powierzchni płyną płynne substancje. Nie jest to wcale woda, lecz płynne węglowodory, głównie metan zmieszany z etanem i acetylenem. Naukowców zastanawia jednak brak śladów rzecznej erozji, takich jak na Ziemi. Ten wygładzony wygląd powierzchni pomarańczowego księżyca stanowi kolejną zagadkę.
Największą zagadką jest jednak odpowiedź na pytanie, czy mogłoby tu narodzić się i przetrwać życie? Wprawdzie całkowity brak tlenu i temperatury spadające poniżej minus 150 stopni nie sprzyjają życiu, to bogactwo związków organicznych przemawia za możliwością powstania jakichś struktur prebiotycznych.
Sonda Cassini będzie latać jeszcze przez 5 lat zanim ulegnie zniszczeniu w atmosferze Saturna. Zapewne odkryje jeszcze wiele intrygujących zagadek pomarańczowego księżyca Saturna.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Jeszcze dziś można usłyszeć w rozmowie takie opinie, jak na przykład: X to się pańskiej klamki trzyma albo: Y stale wisi u pańskiej klamki. Łatwo się domyślić, że chodzi tu o podkreślenie czyjejś zależności od kogoś możniejszego czy bardziej wpływowego, dysponującego jakimiś pożądanymi dobrami. Dawniej popularne było nawet przysłowie: „Lepiej się klamki trzymać dużego pana, jak małego całych drzwi”. Obecnie pozostało już tylko samo trzymanie się klamki.
Jest to wyraźny ślad zjawiska bardzo doniosłego w dziejach Polski, związanego z tak zwaną gołotą szlachecką. Aby to dobrze zrozumieć, trzeba sobie uświadomić, że druga połowa XVII wieku była w Polsce okresem nieustannych wojen. Wyniszczyły one kraj i wywołały nieznane wcześniej ruchy demograficzne. Ogromne masy szlachty, która przez ponad 2 stulecia osiadała na Wołyniu, Podolu, Ukrainie i Białorusi, wyrwane zostały ze swych siedzib przez wojny kozackie i moskiewskie. Musiały wrócić do rdzennej Polski, ale już bez majątków. Wieloletnia służba wojskowa wyrzucała ze wsi również mieszkańców województw centralnych. Z rodzimych zaścianków wyruszała wreszcie masowo w świat szlachta bezrolna, chodaczkowa.
Te wszystkie zjawiska przyczyniły się do powstania całej, wielomilionowej rzeszy, która żyła z łaski pańskiej. Najczęściej w latyfundiach magnackich jako dworzanie, wojskowi czy dzierżawcy. Wprawdzie ta szlachecka gołota nie miała majątku, a bieżące dochody były niepewne i zależały od zwierzchnika, miała jednak jeden poważny atut. Była to możność głosowania na różnego rodzaju sejmach i sejmikach, bo tylko szlachta miała wówczas prawo głosu. A głosowała oczywiście tak, jak życzył sobie protektor. Od tego zależała przecież jej egzystencja, więc kurczowo trzymała się pańskiej klamki.
Wielcy panowie, rozgrywający swoje partie polityczne, wykorzystywali ten tłum szlachecki do swoich interesów. Przy pomocy różnych zauszników organizowali zresztą także zamożniejszą i średnią szlachtę, przekupując ją lub upijając, byle tylko zyskać jej głosy. Była to więc podpora oligarchii czasów saskich i stanisławowskich, co niestety skończyło się fatalnie dla Rzeczpospolitej – zaborami w końcu XVIII wieku. Pisał o tym gorzko i bardzo trafnie Adam Naruszewicz:
O, błędna trzodo herbowej gołoty,
Co na twe chytre patrząc przewodniki
Nie znasz, jak z twojej żartują prostoty
Klejąc, zrywając przedajne sejmiki.
Wieszanie się czy trzymanie pańskiej klamki nie wychodzi zwykle na dobre. Lepiej kierować się własnym rozumem i rozeznaniem.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Robot do złudzenia przypominający muchę; pierścień teleportacyjny, który zmienia rzeczywistość czy sztuczna inteligencja zamiast ściągi na klasówkę – z takimi właśnie cudami techniki zetkniesz się, gdy sięgniesz do książek z serii „Felix, Net i Nika” Rafała Kosika.
Przygotuj się na to, że podobnych przedmiotów niecodziennego użytku jest tu o wiele więcej, od leżącej gdzieś w kącie negatywki, czyli pozytywki grającej heavy metal; przez bezsensora, tj. wykrywacza bezsensownych gadek; po małe roboty, które za pomocą ukrytej w nich kamery lub mikrofonu zbierają potrzebne informacje.
Wyjątkowy talent do ujarzmiania tych urządzeń ma pierwszy z tytułowej trójki przyjaciół – Felix. Jego największą pasją są roboty, ale konstruuje też inne, drobniejsze urządzenia, które okazują się pomocne w wielu zaskakujących sytuacjach.
Niejednokrotnie przydaje się też wiedza i umiejętności Neta, który, jak samo imię wskazuje, jest prawdziwym geniuszem komputerowym. Śmiga po sieci niczym struś pędziwiatr, tworzy skomplikowane programy, a jak trzeba – znajduje sposób, by włamać się do systemu i pobrać potrzebne dane z innego peceta.
Energię tych twórczych umysłów trzyma w ryzach Nika, która, jak się z czasem okazuje, jest specjalistką od emocji i zjawisk paranormalnych.
Oprócz tych swoich „indywidualnych” talentów trójka uczniów ma jeszcze jeden wspólny dar – niesamowite szczęście do ekstremalnych przygód.
W pierwszej części powieści, która nosi tytuł „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi” przyjaciele rozpracowują tytułową bandę, ale też odsłaniają kilka tajemnic w swojej szkole - Gimnazjum nr 13 im. prof. Stefana Kuszmińskiego w Warszawie. Odnajdują przedmioty skradzione przez szajkę dręczącą słabszych uczniów, rozwiązują zagadkę duchów snujących się po budynku, a podczas jednej z wycieczek szukają skarbu. Oczywiście wszystko to robią przy użyciu robotów, kamer i innych wynalazków Felixa. Gdy trzeba, proszą również o pomoc Manfreda – genialny okaz sztucznej inteligencji stworzony i wychowany przez Neta.
Rzecz jasna, te wszystkie szalone przygody to nie jedyny wymiar ich rzeczywistości. Bystre umysły muszą się też zmierzyć ze zwykłym życiem, problemami w domach i szkole. Tak jak każdy nastolatek zakuwają do klasówki, spóźniają się na lekcje i próbują dogadać z rodzicami. Oczywiście poznają też siłę przyjaźni i miłości.
Wszystkie ich przygody opisane są młodzieżowym językiem, z humorem i lekkością. Nic więc dziwnego, że seria ma liczne fankluby i blogi, a w księgarniach poszczególne tytuły są ustawiane na półce z bestsellerami. Do tej pory ukazało się 10 tomów powieści. Dwie z nich dostępne są w formie audiobooka, pozostałe w wersji tekstowej znajdują się w zbiorach skanowiska Biblioteki Centralnej PZN. Warto po nie sięgnąć, by przekonać się, że w naukach ścisłych drzemie magiczna moc.
Rafał Kosik. „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi”. Firma Księgarska Jacek Olesiejuk, 2008 (audiobook czyta Andrzej Masztalerz)
zaznacz i zamknij wróć do góry
Najpopularniejszy wykonawca na świecie? „Justin Bieber” – krzykną fanki młodego piosenkarza. Pudło! „One Direction” – padnie kolejna odpowiedź. Znowu pudło! Lady Gaga? Nic z tych rzeczy. Może Lana Del Rey? Zimno, zimno… Jakaś podpowiedź? Było ich czterech, pochodzili z Liverpoolu i… nie zagrali koncertu od 44 lat!
Starsi pewnie już zgadli. Każdemu miłośnikowi rocka Liverpool kojarzy się tylko z jednym. The Beatles. Chyba żaden artysta nie miał tak wielu hitów, co oni. W 2000 roku ukazała się nawet składanka zawierająca wyłącznie te piosenki z ich bogatego dorobku, które dotarły do pierwszego miejsca na listach przebojów w Wielkiej Brytanii i USA. Na jednym CD znalazło się aż 27 utworów! Wśród nich takie perły, jak „Help”, „Yesterday”, „Yellow Submarine”, „Eleanor Rigby”, „Hey Jude” czy „All You Need is Love”! Justin Bieber czy chłopcy z One Direction na razie mogą jedynie pomarzyć o podobnych sukcesach. Te piosenki zna przecież każdy! Ktoś nie zna? Ciii, lepiej się nie przyznawać!
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od… tarki i kija od szczotki, na których grupa szkolnych kolegów próbowała wykonywać muzykę. Tak, to nie żart. Muzycy, którzy zmienili historię rock and rolla rozpoczynali od grania na byle czym. Taka była wtedy moda. Wtedy – czyli pod koniec lat 50. XX wieku. Ponieważ na prawdziwe instrumenty mało kto mógł sobie pozwolić, młodzi ludzie chwytali to, co było akurat pod ręką. Za perkusję mogła służyć tara do prania lub zestaw starych garnków. Gitarę robiono z kija i kawałka starej blachy połączonych mocno naciągniętym sznurkiem. Brzmi mało profesjonalnie? A jednak wiele z tych „domowych” zespołów zdołało nagrać płytę lub choćby singiel. Ich muzyka doczekała się nawet odrębnej nazwy: skiffle. Takim sifflowym zespołem byli też The Quarrymen – grupa, w której spotkało się trzech z czterech późniejszych Beatlesów: gitarzyści John Lennon, Paul McCartney i George Harrison (ten drugi z czasem przerzucił się na gitarę basową). Czwarty, perkusista Ringo Starr, dołączył dwa lata później. Był rok 1962. Od tego momentu, aż do rozwiązania grupy siedem lat później, ten skład nie uległ zmianie.
Grzywki i garnitury
Jeszcze przed dołączeniem Ringo zespół, którego nazwa jest niepoprawnie zapisanym angielskim słowem „beetles”(czyli „żuki”), zaczął robić karierę w Europie. Zanim nagrali pierwszą płytę, John, Paul i George – wówczas jeszcze w piątkę, z innym basistą i perkusistą – z powodzeniem występowali w nocnych klubach Hamburga. Wtedy też narodził się ich późniejszy wizerunek: charakterystyczne grzywki i garnitury. Prawdziwy sukces przyszedł jednak po powrocie do rodzimej Wielkiej Brytanii. Młodzi muzycy trafili pod skrzydła menadżera Briana Epsteina, który polecił ich producentowi George’owi Martinowi (nazywanemu potem „piątym Beatlesem”). To dzięki niemu grupa zyskała perkusistę z prawdziwego zdarzenia. Już jako kwartet, z Ringo Starrem za bębnami, The Beatles weszli do studia. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Nagrany wówczas singiel, piosenka „Love Me Do”, stał się pierwszym przebojem zespołu. Kolejne – „She Loves You” i „I Wanna Hold Your Hand” radziły sobie jeszcze lepiej i osiągnęły szczyty list przebojów. Jakby tego było mało, debiutancki album grupy, „Please Please Me”, przez 30 tygodni był najchętniej kupowaną płytą w Wielkiej Brytanii. Popularność młodych muzyków stała się tak wielka, że nie mogli wyjść na ulicę w obawie przed reakcją rozhisteryzowanych fanek. Na świecie zapanowała „beatlemania”.
John, Paul, George i Ringo udowodnili przy tym, że równie dobrze, jak na scenie radzą sobie przed kamerami (zwłaszcza perkusista, na co dzień pozostający w cieniu kolegów, ujawnił nieoczekiwany talent aktorski). Nakręcony przez nich film, komedia muzyczna „A Hard Day’s Night” okazał się nie mniejszym sukcesem niż debiutancki album. Nieco gorzej przyjęto drugie filmowe dzieło grupy – „Help!”, choć dziś widać, że muzycy wyprzedzili w nim poczynania komików z trupy Monty Pythona. Równie nowatorsko prezentowały się kolejne dokonania zespołu na polu muzyki. Jeśli o wczesnych albumach Beatlesów można było powiedzieć, że to tylko prosty, choć pełen uroku rock and roll, to jego późniejsza twórczość nie daje się łatwo zaklasyfikować. Muzycy zapuszczali się w rejony psychodeliczne (na świetnej płycie „Revolver”), eksperymentowali z produkcją i brzmieniem (wybitny „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”), zdarzało się nawet, że włączali do swoich piosenek elementy muzyki poważnej i brzmienia tradycyjnych instrumentów hinduskich. Ich pomysły inspirowały (i do dziś inspirują) niezliczoną ilość wykonawców. Posłuchajcie ostrego „Helter Skelter”: możliwe, że i późniejsi metalowcy podpatrzyli u Beatlesów to i owo. Nic dziwnego, że większość albumów zespołu z drugiej połowy lat 60. (oprócz wspomnianego już „Revolvera” i „Sierżanta Pieprza”, także tzw. „Biały album” i „Abbey Road”) uznawana jest za arcydzieła nie tylko rocka, lecz także współczesnej muzyki popularnej w ogóle.
Koncert na dachu
Niestety, artystyczne sukcesy nie szły w parze z dobrą atmosferą w zespole. Choć kolejne płyty zjednywały grupie uznanie krytyków i podbijały serca słuchaczy na całym świecie, muzycy coraz bardziej oddalali się od siebie. Pierwszym znakiem, że u Beatlesów nie dzieje się najlepiej, była artystyczna klapa kolejnego filmu „Wspaniałej czwórki” – „Magical Mystery Tour”. Krytycy nie zostawili na dziele suchej nitki. Na domiar złego niewiele wcześniej zmarł wieloletni menadżer zespołu, Brian Epstein. Być może gdyby żył, losy grupy potoczyłyby się inaczej. Beatlesi, choć swoimi piosenkami zmienili historię muzyki, nie mieli bowiem głowy do interesów. Szybko też popadli w tarapaty finansowe. Założona przez nich firma płytowa Apple (nie mylić ze słynnym producentem oprogramowania) nie radziła sobie najlepiej. Do tego nowy menadżer bardziej dbał o interesy swoje niż zespołu. Nie pomógł nawet wspólny wyjazd do Indii. Podczas sesji nagraniowej albumu „Let It Be” George omal nie opuścił grupy po kłótni z Johnem i Paulem. 30 stycznia 1969 roku The Beatles dali swój ostatni koncert, którym kolejny raz wyprzedzili konkurencję o krok (występ odbył się… na dachu budynku, w którym mieściła się siedziba ich firmy i po 40 minutach został przerwany przez policję). Kilka miesięcy później ukazała się – uznawana za najlepszą w ich dyskografii – płyta „Abbey Road”. Tydzień przed premierą albumu z grupy odszedł jej lider, John Lennon.
Po rozpadzie The Beatles muzycy skupili się na swoich karierach solowych. Zdarzało się jednak, że współpracowali ze sobą od czasu do czasu, pojawiali się gościnnie na płytach kolegów... Dawało to nadzieję na reaktywację zespołu w przyszłości. Niestety, nigdy już do niej nie dojdzie. Życie dopisało do historii grupy tragiczną puentę. 8 grudnia 1980 roku w Nowym Jorku John Lennon został zastrzelony przez chorego psychicznie fana. 21 lat później zmarł George Harrison. Wszystkim, którzy mieli nadzieję na powrót „Wspaniałej czwórki” zostały nowe płyty Paula i Ringo, którzy wciąż kontynuują muzyczną karierę. A także niezapomniane przeboje zespołu z lat 60. Tylko i aż.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wraz z pierwszymi powiewami wiosny zaczynają do Polski powracać ptaki, które na zimę opuściły chłodny kraj. Wśród nich spotkamy jerzyki. To ostatnio bardzo modne ptaki. Co sprawia że tylu ornitologów, ekologów, urzędników i pasjonatów przyrody pragnie je chronić? Przedstawiamy 10 najważniejszych faktów dotyczących tego niezwykłego gatunku.
1. Jerzyki przypominają na pierwszy rzut oka jaskółki, lecz z jaskółką – poza sylwetką - mają niewiele wspólnego. Są jedynymi w Polsce przedstawicielami tropikalnego rzędu jerzykowych Apodiformes, którego najbliższymi krewnymi są kolibry.
2. Jerzyki opanowały latanie w stopniu najdoskonalszym spośród wszystkich organizmów żywych. Jako jedyne wśród zwierząt w powietrzu spędzają niemal całe życie, lądując na krótką chwilę podczas składania jaj i przekazywania pisklętom złapanych owadów. Ze względu na wspaniałe przystosowanie do lotu, nogi jerzyków nie są wystarczająco wykształcone, aby poruszać się po lądzie, unikają lądowania, siadania. Lotu nie przerywają nawet na noc, wypoczywając podczas szybowania oraz odbywając w locie wszystkie czynności życiowe. Najstarszy jerzyk, w przypadku którego dzięki obrączce znany jest wiek jaki osiągnął – 21 lat, przeleciał w tym czasie, według szacunków, prawie 5 mln kilometrów, co równa się stu kilkudziesięciu okrążeniom Ziemi lub kilkunastu podróżom na Księżyc.
3. Co więcej, należą do najszybszych zwierząt na Ziemi. Potrafią latać z prędkością pomiędzy 120 a 220 km/godz.
4. Pierwotnie gnieździły się w szczelinach skalnych oraz dziuplach drzew, jednak wraz z rozwojem miast przeniosły się w pobliże ludzi, wykorzystując niewielkie otwory w różnego rodzaju budowlach.
5. Towarzyszą nam od średniowiecza, już w XIII wieku we Francji i Włoszech tworzono w budynkach specjalne nisze na gniazda jerzyków. Ptaki te nie tylko cieszyły się sympatią jako owadożerne i chroniące uprawy przed owadami, ale także jako atrakcyjne uzupełnienie diety mieszkańców miast w mięso.
6. Jerzyki są ptakami żyjącymi w dużych koloniach. Największe skupiska tych ptaków spotkać można w Polsce.
7. W naszym kraju przebywają niewiele ponad trzy miesiące od maja do sierpnia. Są jednak narodowości polskiej, gdyż tu przychodzą na świat, tu zakładają gniazda.
8. Sąsiedztwo jerzyków jest nieuciążliwe; nie brudzą budynków, nie budują gniazd. Ograniczają się zaledwie do wyścielenia miejsca na złożenie jaj niewielką ilością materiału, który oczywiście zbierają w powietrzu podczas lotu (unoszące się pióra, źdźbła traw). Latając, polują na owady a ta aktywność jerzyków jest wyjątkowo pożyteczna. Oczyszczają miasta z komarów, much i meszek - zjadają do 2000 komarów dziennie.
9. Jerzyki należą obecnie do gatunków zagrożonych. Na skutek remontów i ociepleń budynków, liczba miejsc, w których jerzyki mogą złożyć jaja drastycznie zaczyna spadać. Coraz częściej jednak ludzie odczuwają potrzebę ochrony tych ptaków. Dzięki ciekawym inicjatywom idea ta trafia do szerszej świadomości. W przypadku jerzyków wsparcie polega przede wszystkim na zachowaniu specyficznych miejsc lęgowych – otworów w budynkach.
10. Uwaga! Nie mylić jerzyka z jeżem ani z czyżykiem!
Posłuchajmy pogodnym wieczorem egzotycznych pisków nad naszymi głowami. To stada smukłych jerzyków przyjemnym skwirem ogłaszają wiosnę!
zaznacz i zamknij wróć do góry
Ci, którzy nie widzą różnicy między „rz” a „ż”, mogą się nieźle „nadziać” i zamiast na gładkie piórka natrafić na ostre kolce. Oj, może zaboleć! Ale nie musi. Bo okazuje się, że jeżyki mogą być całkiem przyjazne, a nawet bardzo, bardzo słodkie. Wyhoduj więc całe stadko i szybko zjedz, bo zaczną tupać albo – co gorsza - odfruną.
Jeżyki
Składniki:
1 tubka mleka zagęszczonego słodzonego;
1 tabliczka mlecznej czekolady;
3 łyżki cukru;
1/4 kostki masła;
dodatki (rodzynki, orzechy, płatki kukurydziane, herbatniki, ryż dmuchany).
Sposób przygotowania
Wszystkie składniki (bez dodatków) zagotuj i cały czas mieszając, trzymaj na małym ogniu 1 minutę. Po tym czasie zdejmij garnek z ognia i wsyp tyle dodatków, by masa była dość gęsta. Pozostaw chwilę do przestygnięcia i wykładaj porcje łyżką na folię aluminiową lub papier do pieczenia. Wstaw do lodówki, by ciasteczka stężały.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Hello! I owe you an apology for the long break in our „English corner”. I was in Nepal, a country with the tallest mountains in the world. The Himalayas.
Nepal is a very poor country. For eleven hours each day, there is no electricity. There are no street lamps and very few streets have names so it is very easy to lose one’s way. But the people are very friendly and it is easy to find a guide.
Very few people have computers. It is not easy to use them. Who would like to get up at three o’clock at night only because there is electricity?
I visited a school for blind children. It was not easy to get there. I travelled in a jeep for three hours, up a very steep path. Sometimes I thought that it would be easier to drive to the top of the Giewont!
The children liked the presents which I brought for them – tactile maps of Nepal and books with tactile illustrations. They have never seen such maps and books before! Then they showed me their educational resources. They do not have any computers and they have no Braille typewriters. They all use Braille slates. But they all work very hard and they all want to learn English. And they all said they would like to go to a school in Poland!
Your dictionary:
I owe you an apology – winien Wam jestem przeprosiny
for the long break – za długą przerwę
the country with the tallest mountains in the world – w kraju najwyższych gór świata
the Himalayas – Himalaje
poor country – biedny kraj
for eleven hours – przez 11 godzin
each day – każdego dnia
there is no electricity – nie ma prądu
there are no street lamps – nie ma latarni ulicznych
very few streets have names – bardzo mało ulic ma nazwę
it is very easy to lose one’s way – łatwo się zgubić
people are friendly – ludzie są przyjaźni
it is easy to find a guide – łatwo jest znaleźć przewodnika
very few people have computers – bardzo niewiele osób ma komputery
it is not easy to use them –nie jest łatwo z nich korzystać
who would like to get up – komu chciałoby się wstawać
only because there is electricity – tylko dlatego, że (wtedy) jest prąd
I visited a school for blind children – odwiedziłem szkołę dla dzieci niewidomych
to get there – dotrzeć tam
I travelled in a jeep – podróżowałem jeepem (jeep – duży samochód z bardzo mocnym silnikiem)
for three hours – przez trzy godziny
up a very steep path – w góre bardzo stromej ścieżki
sometimes I thought – czasami wydawało mi się, że
that it would be easier – że łatwiej byłoby
to drive to the top of the Giewont – wjechać na szczyt Giewontu
the children liked the presents which I brought for them – dzieciom spodobały się prezenty, które im przywiozłem
tactile maps of Nepal - dotykowe mapy Nepalu
tactile illustrations – dotykowe ilustracje
they have never seen such maps and books before – nigdy przedtem nie oglądały takich map i książek
then they showed me – potem pokazały mi
their educational resources – ich pomoce dydaktyczne
Braille typewriters – maszyny brajlowskie
they all use Braille slates – wszyscy posługują się tabliczkami brajlowskimi
they all work very hard – bardzo ciężko pracują (pilnie się uczą)
they all want to learn English – wszystkie chcą się uczyć angielskiego
and they all said they would like – i wszystkie mówiły, że chciałyby
to go to a school in Poland – chodzić do szkoły w Polsce
Pomyślałem sobie, że może warto od czasu do czasu wrócić do tego tekstu. Na przykład wtedy, kiedy nam się będzie wydawało, że….
Ale może lepiej będzie jeśli sami dokończycie to zdanie.
Good luck!
Bob
zaznacz i zamknij wróć do góry
Na terenie całej Polski po dziś dzień stoi wiele zamków pamiętających bardzo dawne czasy. Mało kto jednak wie, że częścią historii wielu z nich są pojawiające się co jakiś czas zjawy i upiory. Zbyt dużo osób potwierdza ich faktyczne ukazanie się, by mogły uchodzić za złudzenie czy halucynację…
„Nawiedzonych” zamków jest na terenie całego naszego kraju bardzo dużo. Bogna Wernichowska i Maciej Kozłowski w swojej książce pt. „Duchy polskie, czyli krótki przewodnik po nawiedzonych zamkach, dworach i pałacach” szacują ich liczbę na około pięćdziesiąt. W każdym regionie można spotkać co najmniej kilka takich obiektów.
Pomieszkujące tam zjawy według naocznych świadków mają różny charakter. Czasem dany duch przybiera postać rycerza, innym razem diabła, a jeszcze kiedy indziej błazna, anioła czy kogoś zupełnie innego.
Przykładem „nawiedzonego” obiektu jest zamek w bieszczadzkim Lesku. Został wybudowany w połowie XVI wieku. Posiadamy kilka pisanych źródeł stwierdzających, że od chwili jego powstania co jakiś czas pojawia się w nim widmo młodej kobiety w czarnych szatach. Jest ona wysoka i szczupła. Głowę ma okrytą welonem i ciemna zasłona przesłania jej twarz. Widywano ją aż do drugiej wojny światowej, a więc w czasach, kiedy zamek był prywatną własnością różnych rodów magnackich. Dworska służba spotykała ją często w korytarzach i na dziedzińcu. Według zapisków małopolskiej szlachcianki, żyjącej na przełomie XVII i XVIII wieku, Anny Ponimirskiej, czarna pani zjawiła się w wieczór trzech króli 1702 roku. Tego dnia w zamku odbywała się duża uczta. Postać ta przemknęła przez rozbrzmiewające muzyką komnaty i weszła do sali, w której rozbawione towarzystwo ustawiało się właśnie do poloneza. Zdumieni goście rozstąpili się przed nią. Choć wszystkie okna były zamknięte, zerwał się zimny wiatr i wszystkie świece zgasły. Dama przeszła przez salę i zniknęła w przeciwległych drzwiach…
Obecnych gości ogarnęło przerażenie. Kobiety zaczęły mdleć i zewsząd rozległy się wołania o pomoc. Przeszukano dokładnie wszystkie korytarze i komnaty, jednak nikogo nie znaleziono. Co ciekawsze, na zewnątrz nie było żadnych śladów.
Dama pojawiła się również kilka lat przed drugą wojną światową. Spotkał ją ślusarz, który przybył do zamku naprawić zepsute drzwi. Zajęty swoją pracą nie zareagował na odgłosy czyjejś obecności w tym samym pokoju. Podniósł głowę dopiero wtedy, gdy ktoś podszedł i stanął tuż za jego plecami. Zobaczył wysoką kobietę w długiej czarnej sukni. Twarzy nie widział, gdyż była przesłonięta woalką. W pierwszej chwili wziął ją za kogoś z gości właścicieli zamku. Dopiero, gdy nagle zniknęła, rozpływając się w powietrzu, zrozumiał, że widział zamkową zjawę.
Cykliczność tego zjawiska spowodowała, że obrosło ono w legendę. Według podania, które krąży wśród współczesnych mieszkańców Leska, czarna dama była żoną jednego z pierwszych właścicieli zamku. W żałobie po mężu ślubowała nie tylko dożywotnie wdowieństwo, ale też ciężką pokutę. Polegać ona miała właśnie na przebywaniu na ziemi pod postacią widma.
Podobne zjawisko występuje również na położonym niedaleko od Leska zamku w Krasiczynie. Został on wzniesiony w połowie XV wieku. Tu właśnie, według okolicznych mieszkańców, pojawia się tajemnicza zjawa. Jest dla odmiany cała biała, dlatego też nazywa się ją Bielicą.
Nie widywano jej zbyt często. Są ludzie, którzy w ogóle wątpią w istnienie tej postaci. Jednakże latem 1945 roku w zamku krasiczyńskim schroniła się polska ludność z obawy przed grasującą w okolicy Ukraińską Powstańczą Armią. Ta ostatnia trzykrotnie atakowała warownię, jednak bez powodzenia. Właśnie podczas jednego ze szturmów na dziedzińcu ukazała się Bielica. Widziało ją zbyt wiele osób jednocześnie, by w grę mogło wchodzić jakiekolwiek złudzenie. Postać w bieli, wyraźnie widoczna w świetle księżyca, klęczała na schodach prowadzących do wierzy. Zniknęła jednak natychmiast, gdy kilku śmiałków usiłowało się do niej zbliżyć.
W samych Bieszczadach można ponadto wskazać jeszcze kilka „nawiedzonych” miejsc. Przykładem jest tutaj Łańcut, Dubiecko, czy chociażby znajdująca się na kielecczyźnie wieś Ujazd. Szczyci się ona największymi w naszym kraju ruinami zamku. Znany jest on powszechnie pod nazwą Krzyżtopór. Został wzniesiony w latach 1631-44 i należał do rodziny Ossolińskich. Ostatni właściciele opuścili jednak zamek w XVIII wieku. Od tego czasu stał się on schronieniem dla sów i nietoperzy. Na jego potężnych murach nocami często zaczęto widywać postać rycerza w husarskiej zbroi.
W latach 90. ubiegłego stulecia pan Jarosław S. z Wałbrzycha wybrał się z żoną na samochodową wycieczkę, której trasa wiodła przez Ujazd. Postanowili więc zobaczyć Krzyżtopór. Kiedy dotarli do wsi, zapadł zmrok. Niedługo potem wybrali się przed snem na spacer i stanęli pod zamkiem. Podziwiali chwilę, gdy naraz uwagę ich zwrócił ciemny, poruszający się cień. W blasku jasno świecącego księżyca przybrał on kształt człowieka na koniu. Z ramion jeźdźca wyrastały husarskie skrzydła. Kawalerzysta po chwili zniknął w ciemnościach.
W tym samym zamku turyści często spotykali jeszcze drugie widmo. Przybierało ono postać białej damy. Opowieść o niej, spisana wierszem, zawarta jest w kronice Krzyżtoporu. Czytając ją dowiadujemy się, że zjawa żyła na ziemi w połowie XVII wieku i nazywała się Anna Zebrzydowska. Była żoną jednego z właścicieli zamku – Krzysztofa Baldwina. Służył on w wojsku polskim jako husarz i zginął w 1649 roku podczas bitwy z Kozakami i Tatarami pod Zborowem. Według bardziej zabobonnych mieszkańców Ujazdu to właśnie duchy tych postaci nawiedzają nocą Krzyżtopór.
Wśród tych, którzy twierdzą, że mieli do czynienia z duchami, są ludzie w różnym wieku - zarówno starzy, jak i młodzi. Wykształcenie też nie gra większej roli. Autorzy relacji ze spotkań ze zjawami są równie często ludźmi prostymi, jak i wykształconymi i wykonującymi szanowane zawody.
Jednym opowiadanie o tych przeżyciach przychodzi bardzo łatwo – sami chcą podzielić się swoimi doznaniami. Inni relacjonują tego typu wydarzenia dopiero po długich namowach. Różny też jest stosunek rozmówców do tych spraw. Jedni mówią (lub piszą) o nich z nie ukrywanym lękiem, widać, że dostarczyły one ich życiu sporej dawki negatywnych emocji. Drudzy relacjonują zdarzenia z chłodną rzeczowością. Przyjmują założenie, że może i one się odbyły, ale już nie wrócą i należy je odłożyć do przeszłości. Część tych osób uważa spotkanie z duchami jedynie za przywidzenie. Ostatnia grupa wreszcie opisuje je z nadmierną swobodą i pewnością siebie. Te uczucia jednak u niektórych są tylko udawane. Widać często starannie ukrywane niepewność oraz wątpliwości.
Opowieści i relacje o spotkaniach ze zjawami niewątpliwie rozbudzają zainteresowanie historią. Nawet ci, którzy im nie dowierzają, zadają sobie trud, aby znaleźć dla nich racjonalne wytłumaczenie. I tak właśnie dowiadują się między innymi o tym, kiedy i w jakich okolicznościach powstawały poszczególne zamki. Poza tym, pojawiły się liczne tyczące się ich legendy. Były one nierzadko upiększane i zmieniane. Prowadzą często jednak do znanych i zbadanych historycznych faktów.
Potwierdza się zatem znana prawidłowość, że źródła pisane i ustna tradycja są przebogatą kopalnią wiedzy o przeszłości. Nie wnikając w prawdziwość historii o duchach, należy stwierdzić, że są one czynnikiem bardzo pozytywnym, w znacznym stopniu pobudzającym ludzką wyobraźnię.
A może ktoś z Was odwiedził kiedyś jakiś zamek, w którym opowiadano o zamieszkałych tam zjawach, a może sam spotkał jakiegoś zamkowego ducha? Czy dało Wam to coś do myślenia lub utrwaliło Waszą wiedzę o tym regionie. Napiszcie do nas na ten temat. `Może uda nam się stworzyć redakcyjną kronikę zamkowych zjaw…
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zamiana litery
1. Ręką go wykonujemy, raczej o nim nie dyskutujemy
2. Sklepienie, rany zagojenie
3. Nad Krakowem góruje, śmietankowy czy czekoladowy pysznie smakuje
4. Butelkę nim zatykamy/ wodę dzięki niemu w kranie mamy
5. Płynie nieubłaganie, gaz śmiertelny, gdy z piecyka się wydostanie
6. W żyłach płynie, pod polami ryje
7. Do płacenia miejsce gotowe, gdy wsiadasz na motor załóż go na głowę
8. Wielbiciel jednej drużyny, szczupłą chcą mieć wszystkie dziewczyny
9. Sadła lub słoniny, pola lub równiny
Ukryte zioła
W poniższym tekście ukryto 9 nazw ziół, w taki sposób, że zawierają w sobie sąsiadujące ze sobą słowa lub ich części np.: koniec jednego i początek następnego tworzą poszukiwaną nazwę.
Mela po wieloletniej nieobecności postanowiła odwiedzić wioskę swoich dziadków. Pamiętając, że spędziła tam najpiękniejsze chwile swojego dzieciństwa wybrała się w drogę. Gdy jednak stanęła przed skrzypiącą furtką, przeżyła rozczarowanie. Dom stojący koło mleczarni okazał się zupełną ruiną. W kuchni siedział wuj Zbigniew, pijąc rum i anektując pomieszczenie dla siebie. Po krzywawych deskach podłogi spacerowały kury. Wuj zapewne zapomniał, że ma je rankami wyganiać na podwórze. W dachu ziała wielka dziura, wieczorami zatem można było oglądać gwiazdy, nie wstając od stołu. W ogrodzie sytuacja przedstawiała się nie lepiej. Wszystkie grządki i drzewa były zaniedbane. Trudno opisać szał, w jaki wpadła Mela, odkrywszy, że ścięto jej ulubioną jabłoń, która dawała najsłodsze owoce. Po obejrzeniu tego wszystkiego łzy Meli same napłynęły do oczu i doszła do wniosku, że powroty często są bolesne.
Kalambury
Słowo będące rozwiązaniem pierwszej części pytania wraz z wyrazem będącym rozwiązaniem drugiej jego części stworzą słowo - rozwiązanie trzeciej części.
Burmistrz francuski, gdakają bez końca,
planeta najbliżej słońca.
Merkury
Kalambur wiązany
Ostatnia litera pierwszego i pierwsza drugiego słowa są wspólne.
Religia, kolejka w grze,
jej brak nie świadczy o tobie dobrze
Kalambur szufladkowy
By otrzymać trzecie słowo, drugi wyraz należy wpisać w pierwszy.
Na ramieniu oficera, 100 m kwadratowych,
gdy zapłacisz w kasie, rachunek jest gotowy.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Pewien oszczędny Szkot maluje swój dom i bardzo się spieszy. Sąsiad pyta, dlaczego tak się spieszy?
- Bo chcę skończyć, zanim skończy się farba.
***
- Babciu, czy to prawda, że za zło trzeba płacić dobrem? - pyta Jacek.
- Tak, wnusiu.
- To daj mi, babciu, 10 zł, bo stłukłem wazon.
***
Panią Kowalską złapała na ulicy burza. Wchodzi do pierwszego z brzegu sklepu i pyta:
- Czy nie zostawiłam u państwa parasolki?
- A jaka była?
- Wszystko jedno jaka.
***
- O, kupiłeś sobie kruka - dziwi się kolega.
- Tak. Chcę się przekonać, czy rzeczywiście kruki żyją 150 lat.
***
Rozmawiają dwa zające:
- Wiesz, zostałem dziś zaproszony na przyjęcie.
- A w jakim charakterze: jako gość czy jako danie?
***
- Kiedy rano słyszę dzwonienie budzika, to myślę, że do mnie strzelają.
- I co? Szybko wstajesz?
- Nie, leżę jak zabity.
***
- Kto tam? - pyta starsza pani, słysząc pukanie.
- Strażak.
- Sam?
- Nie, z sikawką.
***
Przychodzi pewna pani do lekarza.
- Dlaczego pani tak dawno u mnie nie była?
- Bo chorowałam.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zamiana litery: 1. gest/gust, 2. strop/strup, 3. Wawel/wafel, 4. korek/kurek, 5. czas/czad, 6. krew/kret, 7. kasa/kask, 8. kibic/kibić, 9. połeć/połać.
Ukryte zioła: 1. mięta, 2. skrzyp, 3. mlecz, 4. rumianek, 5. pokrzywa, 6. majeranek, 7. dziurawiec, 8. melisa, 9. wrotycz.
Kalambur: Merkury.
Kalambur wiązany: kultura.
Kalambur szufladkowy: paragon.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2009 Pochodnia. Wszelkie prawa zastrzeżone.