Skocz do spisu treści

Światełko

Czasopismo Polskiego Związku Niewidomych dla dzieci starszych

numer 2, luty 2013

Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka

Kolegium redakcyjne:

Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska

Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa

tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10

e-mail: swiatelko@pzn.org.pl

Uwaga! Jeśli chcesz zamknąć okno a później móc wrócić do ostatnio czytanego artykułu, cofnij się do najbliższego linku "zaznacz" i otwórz go.


Spis treści

Co to jest miłość - JONASZ KOFTA
Gadu-gadu... o walentynkach
Biały walc - WŁODZIMIERZ WYSOCKI
Jeśli karnawał, to tylko w Rio - MONIKA DUBIEL
Ciekawostki
Coś pysznego: Walentynki po włosku
Językowe potyczki: W braku laku... - KROPKA
Cooltura: Gdy dziewczyny się zakochują… - BARBARA ZARZECKA
Cooltura: Wielka wyprawa małego Hobbita - DANUTA TOMERSKA
Cooltura: Stare jest dobre - KONRAD ZYCH
Do medali – długa droga... - TADEUSZ RODZIEWICZ
Z informatyką za pan brat: Halo! Mówi Twój telefon! - RAFAŁ KANAREK
Karnawał w blasku gwiazd
Spróbuj rozwiązać
Z uśmiechem łatwiej!
Rozwiązania zagadek:



Co to jest miłość - JONASZ KOFTA

Co to jest miłość
Nie wiem
Ale to miłe
Że chcę go mieć
Dla siebie
Na nie wiem
Ile

Gdzie mieszka miłość
Nie wiem
Może w uśmiechu
Czasem ją słychać
W śpiewie
A czasem
W echu

Co to jest miłość
Powiedz
Albo nic nie mów
Ja chce cię mieć
Przy sobie
I nie wiem
Czemu

zaznacz i zamknij wróć do góry



Gadu-gadu... o walentynkach

Miśki, karteczki, breloczki w kolorach czerwonych i z serduszkami... To znak, że nadchodzą walentynki. Czy lubicie to święto? A co Wam się przytrafiło w walentynki w zeszłym roku? Zapytaliśmy o to Waszych rówieśników.

Miśka: Mnie się jakaś szczególna historia w walentynki nie przytrafiła, ale myślę sobie, że to święto jest potrzebne, bo inaczej człowiek może nie odważyłby się komuś powiedzieć, że mu się ten ktoś podoba. A tak jest okazja.
Jasiek: Ja zaliczyłem w ubiegłym roku wielką wtopę. Położyłem na ławce Kasi kartkę walentynkową i breloczek w kształcie serduszka. Z treści kartki można się było domyśleć, że jest ode mnie. Ale Kasia dalej jakoś w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Dopiero mój kumpel Piotrek powiedział mi, że ona przyjaźni się z Kubą z równoległej klasy. I rzeczywiście po lekcjach wychodziła ze szkoły z wielkim pluszowym miśkiem... od Kuby!
Luśka: My z koleżankami zawsze w walentynki świetnie się bawimy. Dajemy sobie wzajemnie kartki i jest z tego wielki ubaw. Każda dostaje więc co najmniej cztery kartki. Piszemy sobie różne miłe rzeczy, wierszyki o przyjaźni, przypominamy sobie zabawne historie, które nam się kiedyś przytrafiły. Bo skoro ktoś wymyślił takie święto, to trzeba to wykorzystać i dobrze się bawić.
Dominik: Przydarzyła mi się dość zabawna historia. Dostałem w szkole na przerwie niepodpisaną kartkę (po prostu znalazłem ją na ławce). Na lekcji zacząłem się rozglądać po klasie i akurat napotkałem wzrok Pauli. Pomyślałem sobie, że to pewnie ona mi podrzuciła kartkę na ławkę i na kolejnej przerwie zacząłem z nią gadać. Ona jednak jakoś dziwnie się zachowywała. Później okazało się, że to była kartka od Mai, która się z Paulą przyjaźni. I wtedy właśnie zrozumiałem, że przecież z Mają mi się tak dobrze gada i że prawie zawsze to Maja do mnie podchodzi i o coś zagaduje. Ale ze mnie niedomyślny facet!
Kaja: Nasza wychowawczyni ogłosiła, że lekcję wychowawczą zrobimy taką walentynkową. Można było sobie wtedy wręczać kartki, prezenty i w ogóle się wygłupiać. Rozumiem, że pani chciała dobrze, ale dla niektórych, na przykład dla mnie, było niefajnie. No bo ja nie dostałam kartki od żadnego chłopaka. Chciałam się zapaść pod ziemię, było mi strasznie głupio. Wcale mnie to nie pocieszało, że niektóre moje koleżanki też nie dostały nic. Po prostu nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić! I chociaż teraz przyjaźnię się z jednym chłopakiem, to od zeszłego roku źle mi się kojarzy to święto!

„Victor Junior”

zaznacz i zamknij wróć do góry



Biały walc - WŁODZIMIERZ WYSOCKI

Tańczyły pary od wieczora aż do rana.
Pomyśleć tylko - jaki to był piękny bal!
W dodatku panie miały wtedy prosić panów -
Orkiestra grała tradycyjny biały walc.

I choć na sali było tyle pięknych dam,
Ty bezustannie o tej jednej będziesz śnić.
Ale niestety będziesz musiał zostać sam,
Wziąć hełm, karabin, na okrutną wojnę iść,

A ona, widząc, że orkiestra walca gra,
Podeszła sama, by poprosić cię do tańca.
Podeszła sama! Właśnie ona, właśnie ta!
I krew pulsuje w twoich skroniach w rytmie walca,

Choć stoisz spokojnie i jakby w rozterce,
Lecz słyszysz wyraźnie jak bije ci serce.
W twej głowie gorącej pulsuje już krew
I uderza cię w skroń.
Choć stoisz spokojnie i nie drgnie ci brew,
Radosny w twej duszy rozlega się śpiew,
To szczęście to wcale nie sen.
Nie stój tak, zatańcz z nią!

O, biały walc! I tego balu atmosfera!
Koniec młodości, tajemniczy losu znak.
W dodatku damy miały prosić kawalerów,
I nie dlatego, że odwagi tamtym brak.

I cóż za szczęście! Właśnie ją spotkałeś tam.
Tę, z którą razem chociaż chwilę chciałbyś być,
Ale niestety będziesz musiał zostać sam,
Wziąć hełm, karabin, na okrutną wojnę iść.

A biały walc był wtedy czysty niczym śnieg...
I oto ona szybko zbliża się do ciebie,
By nie do tańca, lecz do życia prosić cię,
A ty z wrażenia nic nie możesz jej powiedzieć.

Choć stoisz spokojnie i jakby w rozterce,
Lecz słyszysz wyraźnie jak bije ci serce.
W twej głowie gorącej pulsuje już krew
I uderza cię w skroń.
Choć stoisz spokojnie i nie drgnie ci brew,
Radosny w twej duszy rozlega się śpiew,
To szczęście to wcale nie sen.
Nie stój tak! Zatańcz z nią!

Tłumaczenie Marlena Zimna

zaznacz i zamknij wróć do góry



Jeśli karnawał, to tylko w Rio - MONIKA DUBIEL

Zajmująca niemal połowę kontynentu południowoamerykańskiego Brazylia nazywana bywa krajem skrajności. Obok wielo milionowych metropolii znajdują się maleńkie indiańskie wioski. Przy bogatych willach i hotelach spotkać można ogromne dzielnice biedy zwane favelami. Z jednej strony rozciągają się przepiękne plaże nad lazurowym oceanem, a z drugiej rośnie nieprzebyta gęsta Puszcza Amazońska. Kraj Zamieszkany przez ok. 200 mln osób zajmuje piąte miejsce na świecie zarówno pod względem ilości ludności jak i powierzchni. W Brazylii możemy wyróżnić trzy główne części: na północy Wyżyna Gujańska, na południowym wschodzie Wyżyna Brazylijska, a na północnym zachodzie Nizina Amazonki.

Niegdyś
Badania archeologiczne wskazują, że Brazylia była zamieszkana już na wiele tysięcy lat przed jej odkryciem przez europejczyków. Pierwszymi przybyszami ze starego świata byli Portugalczycy, którzy wylądowawszy na jej brzegu w 1500 r. od razu zaczęli intensywną kolonizacje. Nowy ląd oferował zarówno żyzne gleby pod uprawę jak i bogate złoża mineralne. Miejscowa ludność okazała się za słaba do ciężkiej pracy fizycznej, jakiej wymagali kolonizatorzy, dlatego do prac w kopalniach i na plantacjach zaczęli oni sprowadzać niewolników z Afryki. Na początku XIX w. Brazylia uniezależniła się od Portugalii, co ciekawe, ogłaszając się cesarstwem, które jednak po kilkudziesięciu latach upadło, w nowe stulecie weszła już jako republika federalna, którą jest do dziś. Na przełomie wieków, rozwijająca się prężnie młoda niepodległa gospodarka stwarzała miejsca pracy dla milionów imigrantów, którzy tłumnie nadciągali z Azji oraz Europy, w tym z Polski.

Dzisiaj
Burzliwa historia tego wielkiego kraju znajduje odzwierciedlenie w jego składzie etnicznym. Obecnie na ulicy Rio de Janeiro spotkać można zarówno przedstawicieli rasy białej, czarnej, żółtej jak i mulatów, Indian czy metysów. Obecnie Brazylia utrzymuje się z eksploatacji swych bogactw naturalnych oraz rolnictwa. Jest największym na świecie plantatorem kawy.
Stolicą jest stosunkowo młode i nieduże miasto Brasília. zdecydowanie bardziej znane i większe miasta to: Rio de Janeiro (ponad 11 mln mieszkańców)oraz São Paulo (16 mln mieszkańców).
W Brazylii mówi się po portugalsku, ale język ten różni się jednak znacznie od wersji używanej w Europie. Jest wzbogacony o wiele słów i zwrotów z dialektów lokalnych oraz z używanych przez imigrantów innych języków europejskich, takich jak: włoski, niemiecki czy hiszpański. W niektórych stanach urzędowe są też języki indiańskie.

Sport i muzyka
Są to dwie rzeczy, które odgrywają w życiu Brazylijczyków ogromną rolę i z których niewątpliwie słyną. Jeśli chodzi o sport to bezsprzecznie najważniejszy jest futbol. Brazylijska reprezentacja już 5 razy zdobyła tytuł mistrza świata, a legendarny Pelé jest przez wielu kibiców na całym świecie uważany za najlepszego piłkarza wszechczasów.
Muzyka brazylijska jest wynikiem przemieszania się kultur europejskich, afrykańskich oraz indiańskich. Słynna samba na przykład została przywieziona przez niewolników z Angoli, a bossa nova powstała w XX w. w wyniku połączenia tradycyjnych brzmień z modnym wówczas amerykańskim jazzem. Doskonałym dowodem na to, jak ważna jest zarówno muzyka jak i sport dla kultury, jest brazylijski taniec walki: capoeira. Sztuka ta obecnie uznana oficjalnie za sport narodowy ma swoje korzenie w czasach kolonialnych, gdy niewolnikom nie wolno było uprawiać sportów, by nie wprawiali się do walki przeciw swym panom. Żeby pod pozorem tańca ukrywać pojedynki, akompaniowali sobie na berimbau, które również miało ostrzegać ich przed zbliżającą się policją. Pokaz capoeiry faktycznie bardziej przypomina taniec niż walkę, gdy jeden z przeciwników wyprowadza cios lub kopniak, zadaniem drugiegojest zgrabnie się uchylić, tak by ich ciała nawet się nie musnęły.

Karnawał
Mimo iż zwyczaj urządzania hucznych zabaw w okresie między Nowym Rokiem a Wielkim Postem narodził się w Europie, to w dzisiejszych czasach niewątpliwie najbardziej znany karnawał odbywa się w Brazylii, a dokładnie w Rio de Janeiro. Tam przez pięć nocy kolorowy tłum bawi się na plażach i ulicach w rytmie gorących tańców. Impreza trwa od ostatniego karnawałowego piątku do nocy z wtorku na Środę Popielcową. Wszystko zaczyna się od koronacji King Momo, czyli tłustego króla, który na te kilka dni przejmuje od burmistrza klucze do miasta. Centrum obchodów stanowi Sambodrom, gdzie od niedzielnego wieczora do poniedziałkowego popołudnia ma miejsce główny punkt programu, a więc parada szkół samby. W całym Rio de Janeiro istnieje ich kilkadziesiąt i co roku konkurują ze sobą o tytuł najlepszej. Sambodrom ma aż 700 m długości i miejsce dla 60000 widzów. Każda szkoła przygotowuje co roku inny program. Wybiera przy tym jakiś motyw przewodni, który ma odzwierciedlać jej stroje i układy taneczne. Mogą to być wydarzenia historyczne, żywioły, zwierzęta, postaci mityczne lub filmowe itd. Kostiumy muszą przyciągać uwagę nie mniej niż choreografia, dlatego nie brakuje w nich piór, cekinów oraz wielobarwnych połyskliwych tkanin. Tancerze występują na wielkich platformach wolno toczących się przed oczyma widzów.

Jak to się zaczęło?
Karnawał w Brazylii narodził się w XIX w. kiedy to Portugalczycy przywieźli do nowego świata europejski zwyczaj organizowania maskarad noworocznych. Był to jedyny moment, gdy podział na klasy społeczne zacierał się. Arystokraci przebierali się za wieśniaków, a proste kobiety za wielkie damy. W tym samym mniej więcej czasie zaczęły powstawać w Rio de Janeiro kluby dla robotników. Ich bywalcy, głównie Portugalczycy, znudzeni rozmowami o polityce, zaczęli umilać sobie czas śpiewaniem pieśni z ojczystych stron, a akompaniowali im Afrykańczycy na swych rodzimych instrumentach, czyli bębnach. Tak zaczęły się mieszać obie tradycje muzyczne, co wkrótce zaowocowało narodzinami słynnej samby. Niedługo potem pojawiły się ruchome platformy, kolorowe stroje i głośna muzyka. Przez ulice rok rocznie przechodziły roztańczone i rozśpiewane korowody. W XX w. zaczęły powstawać szkoły samby, które dziś walczą na Sambodromie o palmę pierwszeństwa.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Ciekawostki

Zimowe ptaki
Większość gatunków, które wiosną i latem wyprowadzały u nas pisklęta, przebywa teraz na afrykańskim urlopie. Do nas za to przybywają specjalni zimowi goście, czyli ptaki, które lęgi mają w tundrze lub tajdze w północnych częściach Europy i Azji. Wraz z nadejściem zimy przemieszczają się na południe, ponieważ wyczerpują im się zapasy pokarmowe. No i w porównaniu z północną Syberią, klimat w naszym kraju wydawać im się musi całkiem łagodny!
Najwięcej takich zimowych gości spotkać można na Pomorzu, szczególnie w rejonie Zatoki Gdańskiej i Półwyspu Helskiego. Od listopada do końca lutego, spacerując wzdłuż brzegu, podziwiać można przede wszystkim morskie kaczki. Najliczniejsza wśród nich jest lodówka. Jest to ptak pstrokato ubarwiony, a samiec wyróżnia się charakterystycznymi wydłużonymi środkowymi piórami w ogonie, tak zwanymi sterówkami.
Goszczą u nas też 2 gatunki kaczki czarnej – uhla i troszkę mniejsza od niej markaczka. Samce są rzeczywiście niemal całkowicie czarne. U uhli mają one białą plamkę przy oku i białe lusterko w skrzydłach, a dziób czerwono-żółty z naroślą. U markaczki natomiast nie ma białych plamek, a dziób jest czarny z dużym guzem u nasady. Oba gatunki bardzo dobrze nurkują i przebywają z reguły na głębszych wodach, dalej od brzegu.
Czwartym gatunkiem morskich kaczek przybywających do nas z wizytą są edredony. Samce są kontrastowo czarno-białe, natomiast samice jednolicie brązowe. Kaczki te słyną z niezwykle miękkiego puchu. W Norwegii działają specjaliści, którzy budują dla nich specjalne budki, a po skończonych lęgach zbierają puch używany przez te ptaki do wyściełania gniazd. Potem używa się go do wypełniania kurtek, śpiworów i pościeli. Poduszka pełna edredoniego puchu kosztuje ponoć 4 tysiące dolarów.
Nad polskim morzem zimą spotkać można również ptaki alkowate. Z wyglądu przypominają pingwiny, ale w przeciwieństwie do nich potrafią latać. Przebywają jednak przeważnie na otwartym morzu, więc wielu miłośników ptaków wynajmuje kutry rybackie, aby je obserwować.
Gości z północy spotkać można też w głębi kraju na polach. Otwarte przestrzenie lubią na przykład śnieguły, ptaki wielkości wróbla, przebywające najczęściej w niewielkich stadkach. Mają tę zaletę, że są mało płochliwe i pozwalają się obserwować z bliska. Tereny otwarte lubi także górniczek, zwany dawniej skowronkiem wikingów. Przydomek ten zawdzięcza pokrewieństwu ze skowronkiem oraz różkom z piór, które przypominają ozdobę hełmu skandynawskich wojowników.
Wśród ptaków drapieżnych gości u nas zimą myszołów włochaty. Jego nazwa pochodzi od piór na nogach, w których wygląda jakby się ubrał we włochate spodenki. Zimą najłatwiej też spotkać błotniaka zbożowego – drapieżnego ptaka z długimi wąskimi skrzydłami i długim ogonem.
W mieście zaś chętnie goszczą jemiołuszki, wesołe ptaszki z barwnymi piórami na skrzydłach i zawadiackim czubkiem na głowie. Po wyjedzeniu wszystkich owoców jarzębiny lub jemioły w jednym miejscu, ruszają w dalszą drogę w poszukiwaniu pokarmu.

Niedźwiedzi sen
Jak wykazały obserwacje naukowców, niedźwiedzi sen rządzi się własnymi prawami. Dla grupy amerykańskich czarnych niedźwiedzi, mniejszych kuzynów naszego brunatnego misia, urządzono sztuczne gawry z aparaturą badawczą. Dzięki komunikacji radiowej zwierzęta, które bez jedzenia, picia i wydalania przespały 5 miesięcy, znalazły się pod stałą kontrolą fizjologów.
Wyniki były zaskakujące. Metabolizm zwierząt zwolnił o 75 procent, podczas gdy temperatura ciała obniżyła się średnio tylko o 5-6 stopni. Tymczasem u większości hibernujących zwierząt na spadek 10 stopni temperatury przypada 50-procentowe zwolnienie rytmu serca i zużycia tlenu. Ponadto okazało się, że co 2-7 dni ciepłota ciała niedźwiedzi waha się o 6 stopni. Tylko u ciężarnej samicy cały czas utrzymywała się na tym samym poziomie. Co więcej, również serca misiów biły niejednostajnie. Kiedy brały oddech, rytm serca był niemal normalny. Pomiędzy oddechami natomiast bardzo zwalniał. Niekiedy uderzenia następowały co 20 sekund.
Po przebudzeniu niedźwiedzie po raz kolejny zaskoczyły badaczy. Zamiast od razu wrócić do normalnej kondycji, jeszcze przez 2-3 tygodnie utrzymywały metabolizm na zmniejszonych snem obrotach.
Te zaskakujące wyniki mogą się kiedyś przydać do stworzenia bezpiecznych procedur hibernacji dla ludzi. W przyszłości mogą umożliwić na przykład długie podróże kosmiczne. Mogą też posłużyć celom medycznym, na przykład wydłużyć czas oczekiwania na przeszczep. Niedźwiedzi sen może się więc okazać bardzo przydatny dla ludzi.
Warto wiedzieć, że różne formy snu zimowego odkryto u 9 rzędów ssaków.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Coś pysznego: Walentynki po włosku

Wyobraź sobie kraj, gdzie przez większość dni w roku świeci słońce, widoki zapierają dech w piersi, a wokół mnóstwo otwartych i uśmiechniętych ludzi. Gdzie malownicze miasteczka, pełne starożytnych ruin i krętych, wąskich uliczek stają się tłem dla długich romantycznych spacerów. A urocze restauracje kuszą nieziemskimi zapachami, zapraszając na nastrojowe kolacje przy blasku świec. To Włochy, ojczyzna Romea i Julii oraz Erosa Ramazzottiego, kraj miłości.
Oj, szkoda, że nie można spędzić tam Dnia Zakochanych, na przykład w Weronie, Rzymie albo Wenecji… Zaraz, zaraz, ale po co masz jechać tak daleko? Zaproś Italię do siebie, przygotuj ten wyjątkowy wieczór w stylu włoskim. Skrzyknij znajomych albo rodzinkę i posiedźcie przy stole, zajadając się pyszną pizzą. Koniecznie w kształcie serca.

Pizza „Amore Pomidore”

pół kilograma mąki;
ok. 40 g drożdży;
1 łyżeczka soli;
1 łyżeczka cukru;
2 łyżki oleju.

Nasza propozycja dodatków:
opakowanie pomidorków koktajlowych;
ok. 15 dkg mozzarelli, parmezanu lub zwykłego żółtego sera;
słoiczek oliwek (najlepiej czarnych);
sos pomidorowy;
oregano i bazylia (najlepiej świeże, ale mogą być też suszone).

Przygotowanie:
Do miski wlej szklankę przegotowanej ciepłej (ale nie gorącej) wody, dodaj cukier, pokrusz drożdże i mieszaj, aż drożdże zupełnie się rozpuszczą. Dodaj mąkę, sól i olej. Rękami wyrób gładkie ciasto. Miskę przykryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce na ok. 30 min. W tym czasie możesz posmarować blachę olejem i przygotować składniki.
Gdy ciasto wyrośnie, wyjmij je na czysty blat, podziel na dwie części i każdą z nich rozwałkuj, nadając kształt serca. Następnie przełóż je na dużą blachę (jeśli masz małą, możesz upiec 2 pizze po kolei). Teraz masz już czyste arkusze, na których możesz narysować laurki dla kochanych osób.
Posmaruj ciasto dwiema łyżkami sosu pomidorowego i lekko posól. Następnie ułóż na nim umyte i pokrojone w krążki pomidorki koktajlowe i oliwki przekrojone na trzy części. Posyp bazylią i oregano, a następnie serem (jeśli używasz mozzarelli, musisz ją najpierw pokroić w drobną kostkę, a jeśli inne sery – zetrzeć na tarce). Pizzę włóż do piekarnika nagrzanego do 220°C na ok. 30 min. Podawaj z ketchupem.

Uwaga: Jeśli nie podoba Ci się nasza propozycja, możesz poeksperymentować z własnymi dodatkami. Do pizzy doskonale pasują: wędlina (np. szynka lub salami) albo odsączony z zalewy tuńczyk, ulubione warzywa (np. cebula, papryka, kukurydza z puszki) oraz pieczarki (no, może do tuńczyka niekoniecznie). Trochę bazylii i oregano, a na wierzch obowiązkowo gruba warstwa startego sera. Smacznego!

zaznacz i zamknij wróć do góry



Językowe potyczki: W braku laku... - KROPKA

W dawnych czasach, gdy sztuka czytania i pisania należała prawie wyłącznie do umiejętności duchowieństwa, podpis zastępowała pieczęć, która – jak twierdzą historycy – była sercem każdego dokumentu. Akt, wypisany na pergaminie lub papierze, zaopatrywano w pieczęć przytwierdzoną na osobnym sznurze, często też zamkniętą w pudełeczku metalowym lub skórzanym, aby zapobiec jej skruszeniu. Odciskano ją bowiem w dość kruchych materiałach. Najpierw w wosku białym lub w czerwonym. Znakiem „czerwiennym” mogli posługiwać się tylko magnaci i urzędnicy ziemscy oraz niektóre miasta na mocy szczególnej łaski królewskiej. Od XVII wieku wosk zastępowano lakiem lub opłatkiem, na który dla ochrony nakładano kawałek cienkiego papieru. Dla pewności potwierdzano dokumenty drugą i trzecią pieczęcią. Im ważniejszy dokument, tym więcej miał pieczęci.
O bezpieczeństwo pieczęci dbano w równym stopniu, jak o bezpieczeństwo osoby. Aby zapobiec fałszerstwom, nie spuszczano ich z oka. Każdą pieczęcią – wielką, średnią lub małą – zajmował się wyznaczony urzędnik i każda służyła do innych czynności. Najbardziej osobiste noszono na palcu w postaci sygnetu. Po śmierci każdego króla kruszono przy pogrzebie gipsowe modele jego pieczęci, a wyrzeźbieniem nowych zajmowały się zaufane osoby, nierzadko dostojnicy biegli w sztuce złotniczej.
Pieczęcią opatrywano jednak nie tylko dokumenty publiczne, ale również prywatne listy. W tym przypadku jako podręczna pieczęć służył pierścień, czyli sygnet. Na złotej płytce lub na trwałym kamieniu miał on wyryty odpowiedni znak, herb lub inicjały. Odcisk w wosku lub laku, w ostateczności w opłatku (jako najmniej trwałym), umieszczano pod tekstem listu oraz na jego grzbiecie. Ponieważ do połowy XIX wieku nie używano kopert, grzbiet listu, składanego w czworobok, służył jako miejsce na adres, pieczęć zaś sklejająca złożone rogi arkusza zabezpieczała pismo przed niepożądanym okiem. W takich to warunkach powstało przysłowie: „W braku laku dobry i opłatek”.
Przygotowanie takiego listu nastręczało nieraz sporo kłopotów technicznych, zwłaszcza na wsi, gdzie i o odpowiedni papier nie było łatwo, i o opłatek, nie mówiąc już o laku. Pieczątkę musiano wtedy odcisnąć sadzą, po okopceniu jej nad płonącą świecą. Mówi o tym przysłowie studenckie: ”Przebacz, Polaku, że nie mam laku, pieczętuję smołą, bo w kieszeni goło”.
Obecnie, kiedy już dawno zapomniano o tych korespondencyjnych zwyczajach, w braku lub z braku laku mówimy w znaczeniu: lepszy rydz niż nic, albo:na bezrybiu i rak ryba.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Cooltura: Gdy dziewczyny się zakochują… - BARBARA ZARZECKA

Trzy trzynastoletnie przyjaciółki, trzy różne charaktery i trzy zwariowane historie miłosne… Niska i pyzata Ellie, czarnowłosa i trochę mroczna Nadine oraz piękna i wygadana blondynka Magda mają jedno wspólne marzenie: każda chciałyby mieć chłopaka. I na naszych oczach zaczynają to marzenie spełniać. Nie ominą ich oczywiście pomyłki i rozczarowania…
Tak w skrócie można opisać książkę Jacqueline Wilson „Dziewczyny się zakochują”. Nie jest to na pewno powieść dla wymagających czytelniczek (a już na pewno nie dla chłopców), ale świetnie opisuje problemy wieku dorastania. Dlatego warto podsunąć tę książkę rodzicom, bo im często nie mieści się w głowie, z jakimi dylematami musi się dziś zmierzyć młody człowiek.
Powieść czyta się jednym tchem i choć wydaje się, że to zwykła paplanina nastolatki, w gruncie rzeczy mówi o bardzo (po)ważnych sprawach. O sile zauroczenia, które odbiera nam czasem rozum i sprawia, że zapomnimy o całym świecie – niestety także o sobie. O tym, że pozory mylą, że miłość może mieć różne oblicza i że są sprawy ważniejsze niż markowe ubranie.
Powieść jest też pochwałą „dziewczyńskiej” przyjaźni, która – jeśli mądra i szczera – może nas uchronić przed niejednym życiowym błędem. Szczególnie, gdy książę z bajki nie umie się zachować jak na księcia przystało…
Jeśli spodoba się Wam ta książka, możecie sięgnąć po kolejne z tej serii: „Dziewczyny się odchudzają”, „Dziewczyny się spóźniają” i „Dziewczyny płaczą”. Dobra zabawa gwarantowana!

Jacqueline Wilson: „Dziewczyny się zakochują”. Wyd. Media Rodzina, 2008, czyta Katarzyna Bujakiewicz.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Cooltura: Wielka wyprawa małego Hobbita - DANUTA TOMERSKA

Historia napisana dla własnych dzieci jako książka na dobranoc ukazała się dawno temu w 1937 roku. To właśnie w niej słynny profesor lingwistyki w Oksfordzie stworzył magiczną krainę wypełnioną przez czarodziei, smoki i inne straszne stwory. Tę krainę przemierzają niezwykli bohaterowie w odwiecznej walce dobra ze złem. W grudniu ubiegłego roku na ekrany polskich kin wszedł film pt. „Hobbit: Niezwykła podróż”. Jest to ekranizacja powieści Johna Ronalda Reuela Tolkiena „Hobbit albo tam i z powrotem”. Książka od razu zdobyła popularność, była często wznawiana, ale prawdziwym bestsellerem i wielkim wydarzeniem literackim stało się, w 1955 r., drugie dzieło Tolkiena „Władca Pierścieni”. Autor zasłynął wówczas jako twórca własnej oryginalnej mitologii i niepowtarzalnej krainy fikcji. Świat Śródziemia zapisał się trwale we współczesnej kulturze i od lat fascynuje kolejne pokolenia czytelników, a dzięki ekranizacji filmowej zachwyca również miliony widzów na całym świecie.
„Władcę Pierścieni” i „Niezwykłą podróż” reżyserował Peter Jackson. Oba filmy nakręcił w swojej pięknej, malowniczej ojczyźnie, Nowej Zelandii.
Głównym materiałem do pisania scenariusza „Hobbita” była niewielka powieść Tolkiena i 125 stron jego notatek, w których autor rozwija pewne wątki. Toteż zdumiewająca była wiadomość, że producenci i reżyser zamierzają zrobić z tego niewielkiego materiału aż 3 filmy. Decyzję pewnie podjęto ze względów marketingowych. „Władca Pierścieni” odniósł nie tylko niezwykły sukces, ale i ogromny zysk. Jest nadzieja, że nowa trylogia przyniesie ten sam efekt. Film „Hobbit: Niezwykła podróż” ukazuje wydarzenia, które o wiele lat poprzedzają sagę, przedstawia początek historii, którą Tolkien rozwinął później w dziele swego życia – „Władca Pierścieni”. Oba filmy są więc ze sobą mocno powiązane.
Już od samego początku „Niezwykłej podróży” urzekają widzów rozległe, kolorowe nowozelandzkie krajobrazy. Tu znajduje się idylliczny świat zielonego Hobbitonu, gdzie mieszkają w norkach pod ziemią hobbici. „To ludek niewielki – jak pisze autor, – pracujący na roli, lubiący dobrze zjeść, napić się piwa, zapalić fajkę, spotykać się z przyjaciółmi i śpiewać wesołe piosenki”. W centralnej części Hobbitonu żyje sobie szanowany i majętny mieszkaniec komfortowej, pełnej wszelkich wygód norki Bag End – Bilbo Baggins (Ian Holm), bohater filmu.
Widzimy jak ten wiekowy już pan siedzi w wygodnym fotelu i pisze książkę. Uwiecznia w niej swoje przygody przeżyte w czasie wielkiej wyprawy. Spisuje je dla swojego krewniaka Frodo (Elijah Wood). Po kilku obrazach, zarysowujących skrótowo tło historyczne całej powieści, przenosimy się 60 lat wstecz. Odtąd zaczyna się właściwa akcja.
Pewnego ranka, gdy Bilbo Baggins (Martin Freeman) wyszedł po śniadaniu przed swoją norkę, by zapalić fajkę, zbliżył się do niego wysoki starzec. Miał spiczasty, niebieski kapelusz, długi szary płaszcz i długą, sięgającą do pasa brodę. Był to czarodziej Gandalf Szary (Ian McKellen). Bilbo dochodził wówczas średniego wieku (dlatego grany jest przez innego aktora), był domatorem, prowadził spokojny żywot, nie interesowały go przygody ani niespodzianki i nie znosił nieproszonych gości. Chcąc szybko pozbyć się Gandalfa, zaprosił go na podwieczorek nazajutrz.
Jakież było jego zdziwienie, gdy oprócz czarodzieja przybyło jeszcze 12 brodatych krasnoludów. Był wśród nich Thorin (Richard Armitage), potomek królewskiego rodu, który rządził kiedyś w Samotnej Górze.
W dawnych czasach królestwo Ereboru posiadało ogromne skarby. Miało mnóstwo złota, srebra i drogich kamieni, a mieszkańcy opływali w dostatki. To były dla krasnoludów złote czasy. Zgromadzone w Samotnej Górze złoto zwabiło ognistego smoka Smauga, który wdarł się do Ereboru, objął go we władanie i zagnieździł tam na stałe. Wówczas zginęła większość krasnoludów, a te, które ocalały, tułały się po Śródziemiu bez własnego domu.
Goście zebrani u hobbita zamierzali udać się do Ereboru, zabić bestię i przywrócić Samotnej Górze dawną świetność. Omawiali tu swoje plany i metody postępowania. Wyprawę zorganizował Gandalf, który posiadał dwa ważne przedmioty: mapę z sekretnym przejściem i tajemniczy klucz. Aby plan się udał, potrzebny był jeszcze włamywacz, który mógłby się zakraść do legowiska Smauga. Czarodziej wyznacza tę rolę Bagginsowi. Ten zdecydowanie protestuje, bo nie znosi podróży ani przygód. Mimo to nazajutrz Bilbo wyjechał w niezwykłą podróż, ryzykując życie. Odtąd następują długie, niebezpieczne wędrówki całej drużyny, prawie jak w Odysei. Szli przez lasy i wysokie góry, w których było wiele niebezpiecznych przełęczy. Mieszkały w nich żarłoczne trolle, mordercze orki i złośliwe gobliny, z którymi wędrowcy musieli stoczyć walki i potyczki. Przyszło im wędrować ciemnymi, podziemnymi korytarzami, które często prowadziły donikąd, gdzie łatwo było się zgubić, a w których czyhały różne groźne stwory. Najbardziej prześladowały drużynę złośliwe gobliny.
Bilbo był już bardzo zmęczony tą wędrówką. Żałował, że zgodził się na tak uciążliwą wyprawę. Tęsknił za swoją wygodną, przytulną norą. Często nie nadążał za wysokimi krasnalami i gubił się. Musieli mu pomagać, a nawet nosić na plecach. Krasnoludy miały również pretensję do Gandalfa i pytały go, po co zabrał ze sobą tego płaksę hobbita, który nigdy włamywaczem nie był, a sprawiał im wiele kłopotów. Czarodziej odpowiadał początkowo, że nie wie. W końcu przyznał, że ten mały hobbit, o wielkich kudłatych stopach dodaje mu odwagi. Bilbo, choć często narzekał i czuł się zagubiony, to zawsze starał się postępować jak należy. A w chwilach trudnych, niebezpiecznych wykazywał dużo odwagi i poświęcenia i stać go było na wielkie czyny. Mały hobbit od początku zdobył sympatię widzów. Nie można go nie polubić. Przyczynił się do tego znacznie jego wykonawca, angielski aktor Martin Freeman, który był jakby stworzony do tej roli. Jest niewysoki, ma twarz nie tylko poczciwą i miłą, ale też plastyczną, idealną do wyrażania różnych emocji.
W „Niezwykłej podróży” oprócz stron mrocznych jest równie wiele jasnych i pięknych, jak np. wizyta drużyny w uroczej dolinie Rivendell w przyjaznym domu Elronda, władcy elfów, gdzie byli oczekiwani i przyjęci gościnnie. Taką sceną jest również spotkanie Białej Rady, powołanej do walki z Sauronem. W jej skład wchodzili m. in. najpotężniejszy z czarodziejów Saruman Biały, Gandalf Szary i piękna królowa elfów Galadriela. W tej roli wystąpiła znana aktorka australijska Cate Blanchett.
Bardzo ważną sceną w filmie jest spotkanie hobbita z Gollumem oraz ich pojedynek na zagadki. Podczas walki z goblinem Bilbo spadł z urwiska i stracił przytomność, a kiedy się ocknął, był sam w ciemnym korytarzu. Miał przy sobie swój mały mieczyk, którego ostrze płonęło, oświecając mu drogę. Gdy pełznął na czworakach po twardym, kamiennym podłożu, jego dłoń natrafiła na pierścień leżący na dnie tunelu. Jakie znaczenie miał ten pierścień wiedzą wszyscy, którzy poznali już „Władcę pierścieni”. Wkrótce Bilbo spotkał w podziemiu Golluma, który ciągle wspominał o swoim skarbie, nazywając go „najdroższym”. Gollum to świetna komputerowa postać, którą kreuje Andy Serkis. Mieszkał on w podziemnym jeziorze na skalnej wyspie. Gdy spotkał hobbista, początkowo zamierzał go zabić i zjeść. Bilbo wiedział, że jest w niebezpieczeństwie i myślał, jak się uwolnić od tego oślizłego stwora, nic jednak nie wspomniał o znalezionym pierścieniu. Gollum lubił zagadki, zaczęli więc toczyć pojedynek na zagadki i spryt. Jeśli Gollum wygra, będzie miał prawo zabić hobbita, jeśli przegra, będzie musiał wskazać mu wyjście z podziemia. W międzyczasie Bilbo poznał moc pierścienia. Gdy wkładał go na palec, stawał się niewidzialny. To mu ułatwiło ucieczkę i odnalezienie towarzyszy podróży.
Peter Jackson nakręcił swój film „Hobbit: Niezwykła podróż” z ogromnym rozmachem. Pełno w nim fantastycznych komputerowych efektów specjalnych, jak np. burza na kamiennym rumowisku. Fruwające w powietrzu odłamki potrzaskanej skały, uderzając o siebie, tworzą dziwne figury, które przypominają olbrzymów walczących ze sobą wśród głośnych trzasków i łomotów. Niesamowita jest scena z pędzącą watahą wilków z orkami na grzbietach, gdy Gandalf odstrasza je ogniem wyczarowanym ze swej magicznej laski. Jednym z najciekawszych efektów specjalnych są ogromne orły ratujące bohaterów w scenie finalnej. Muzykę dla wszystkich filmów w obu trylogiach Jacksona skomponował Kanadyjczyk Howard Shore.
„Hobbit: Niezwykła podróż” trwa 170 minut. Podobnej długości będą następne części trylogii: „Hobbit: Samotna góra” i „Hobbit: Tam i z powrotem”. Premiera drugiej części zaplanowana jest na grudzień 2013 r., a ostatniej – na lipiec 2014 r. Jest więc na co czekać.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Cooltura: Stare jest dobre - KONRAD ZYCH

„Old is Gold”. Stare jest złote. Tytuł ostatniej płyty T. Love mówi o jej zawartości jeśli nie wszystko, to co najmniej bardzo wiele. Zespół Muńka Staszczyka nigdy jeszcze nie brzmiał tak… staro. I nie jest to wcale zarzut!
Nagrywając swój nowy, dziesiąty już album, muzycy postanowili zafundować sobie (i słuchaczom) mały powrót do przeszłości. Ale nie tylko tej własnej, znanej z płyt „King” czy „Prymityw” (najbardziej udanych w dyskografii grupy i jednych z najlepszych w polskim rocku). Tym razem Muniek z kolegami sięgnął do muzyki, na której sam się wychował, a nawet… jeszcze głębiej. Dlatego mniej na „Old is Gold” punku czy radosnego „tilawowego” rocka, pełno za to tradycyjnego bluesa, folku, a nawet country czy jazzu. Zaraz, zaraz, czy to na pewno T. Love? Tak, jak najbardziej!

Wycieczki w przeszłość
Śmiałe czerpanie z rockowej (i nie tylko rockowej) tradycji nie powinno w przypadku zespołu Muńka Staszczyka dziwić. Ci, którzy śledzą karierę grupy od początku (czyli debiutanckiego „Wychowania”), pamiętają zapewne, że podobne wycieczki zdarzały się muzykom wielokrotnie. Wystarczy przypomnieć inspirowaną twórczością Boba Dylana balladę „King”, utrzymane w stylistyce reggae/ska piosenki „Bóg” i „I Love You” czy nawiązujący do irlandzkiego folku (i twórczości znakomitej irlandzkiej grupy The Pogues) przebój „Ajrisz”. Nawet największy hit zespołu, „Chłopaki nie płaczą”, odwoływał się do popularnego w latach siedemdziesiątych XX wieku stylu zwanego glam rockiem (jeśli nie kojarzycie jeszcze nazw „T. Rex” i „Slade” powinniście szybko nadrobić zaległości).
Wszystkie te inspiracje można znaleźć także na najnowszej płycie zespołu. Irlandzki folk pobrzmiewa w takich piosenkach, jak „Modlitwa” czy w mniejszym stopniu „New York”, reggae słychać w „Orwell Or Not Well”, a dylanowski klimat powraca na „Old is Gold” kilkakrotnie. Choćby w „Lucy Phere”, jednej z najlepszych kompozycji na płycie, która – jak przyznaje w wywiadach Muniek – jest przeróbką wykonywanej także przez Dylana starej szkockiej melodii.

Poczuć bluesa
A jednak „Old is Gold” to longplay inny niż pozostałe. Nawiązania do reggae czy irlandzkiego folku do tej pory stanowiły na albumach zespołu tylko jeden z wielu muzycznych elementów. Na nowej płycie stare granie króluje zaś niepodzielnie od pierwszej do ostatniej minuty! Otwierające album „Black and Blue” kojarzyć się może z piosenkami The Doors (nawet Muniek śpiewa z manierą Jima Morrisona). Knajpiany „Wieczorem w mieście – film” ma w sobie coś z twórczości Rolling Stonesów (ten refren!). W „Country Rebel” słychać nutkę country, „Jak nigdy” pobrzmiewa starym, dobrym jazzem (takim w stylu Louisa Armstronga czy Glenna Millera), numer tytułowy to zaś czysty rock&roll!
Najbardziej wyróżniają się jednak utwory, w których T. Love bierze się za bluesa. „Syn marnotrawny” czy „Mętna woda” to rzeczy naprawdę stylowe (chrypka w głosie Muńka). Co ciekawe, mimo pięknych tradycji wykonywania tej muzyki w naszym kraju (poszukajcie w płytach rodziców albumów Tadeusza Nalepy, Dżemu z Ryśkiem Riedlem czy Kasy Chorych), T. Love poszedł raczej drogą młodszych amerykańskich kolegów. Muniek przyznaje zresztą, że nagrywając „Old is Gold” inspirował się nie tylko dokonaniami starych bluesmanów (w tekście jednego z utworów wspomniany zostaje mistrz bluesowej gitary, B. B. King), lecz także Jacka White’a czy zespołu The Black Keys. Co prawda, blues w wersji T. Love bardziej niż twórczość byłego lidera The White Stripes przypomina piosenki Nicka Cave’a czy Toma Waitsa, ale to przecież żaden zarzut.

Kamery w mieście Londyn
Wady? Jak większość dwupłytowych wydawnictw „Old is Gold” mógłby być krótszy. Przy tak pokaźnych rozmiarach (22 piosenki, blisko półtorej godziny muzyki) niektóre utwory siłą rzeczy muszą robić mniejsze wrażenie. Bardziej doskwiera jednak, nie najlepsza niestety, angielszczyzna Muńka. O ile w otwierającym całość „Black and Blue” twardy akcent wokalisty nie drażni jeszcze tak bardzo, o tyle w takich utworach, jak „Country Rebel” czy tytułowy psuje nieco przyjemność słuchania. Szkoda, że lider T. Love nie zdecydował się zaśpiewać ich w języku polskim.
Zwłaszcza, że teksty to kolejna mocna strona „Old is Gold”. Muniek tekściarz potrafi błysnąć świetną frazą („Bo ludzie mówią, że w mieście Londyn/Jest więcej kamer niż dobrych serc”), kiedy indziej niczym rasowy balladzista snuje intrygujące opowieści o życiu („Henry Kadzidło”) lub – nie przebierając w słowach – krytykuje otaczającą nas rzeczywistość, np. „Skomplikowany (Nowy Świat)”. Bywa też jednak zaskakująco melancholijny – jak w piosence „Ostatni taki sklep”, w której wspomina swój ulubiony sklep płytowy na warszawskim Żoliborzu i wraca myślą do czasów, gdy muzyki nie słuchało się przez internet. Jedyne, co może przeszkadzać to zbyt duża momentami ilość wulgaryzmów (np. w „Mojej kobiecie”).

***
Czy „Old is Gold” jest najlepszą płytą zespołu? Trudno powiedzieć. Na pewno nie zapisze się w historii polskiego rocka tak, jak kiedyś „King”, „Pocisk miłości” czy „Prymityw”. Nie przyniesie też raczej przeboju na miarę „Warszawy”, „I Love You” czy „Chłopaki nie płaczą”. Zebrane na dwóch kompaktach piosenki nie ustępują jednak tym z klasycznych płyt grupy. A „niedzisiejszy” charakter muzyki i sam rozmiar albumu każą określić go jako najambitniejszy w dyskografii T. Love. Wszystko to sprawia, że „Old is Gold” to świetny prezent zarówno dla fanów, jak i samego zespołu. Dla fanów – bo na następcę wydanego w 2006 roku albumu „I Hate Rock‘n‘roll” musieli czekać ponad 6 lat! Dla zespołu – bo w zeszłym roku grupie „stuknęła” trzydziestka! I nawet jeśli dla wielu młodych słuchaczy T. Love to już rockowe dinozaury, a muzyka zawarta na ich ostatnim albumie nie trafi w gusta fanów Lady Gagi czy Justina Biebera, chłopaki są jak wino: im starsi, tym lepsi. Stare jest złote? Bez dwóch zdań.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Do medali – długa droga... - TADEUSZ RODZIEWICZ

Zapewne nie raz każdemu przeszło przez myśl: chciałbym kiedyś stać na podium i słuchać Mazurka Dąbrowskiego. To zawsze ważna chwila dla zawodnika, bo miejsce medalowe jest ukoronowaniem trudnej pracy, a warto pamiętać, że dzisiejszy sport osób niepełnosprawnych to sport wyczynowy, gdzie nie ma miejsca na przypadek.

Jak wystartować?
Rozpoczęcie przygody z pływaniem staje się łatwiejsze z roku na rok - w wielu miastach działają kluby zrzeszające niepełnosprawnych sportowców. Informacje na temat pływania osób niepełnosprawnych można znaleźć na stronie www.swim.info.pl. Szukanie sekcji na własną rękę to nie jedyna droga do nauki tej dyscypliny – w ośrodkach szkolno-wychowawczych (na przykład w Laskach czy w Krakowie) działają sekcje pływania specjalizujące się w nauce osób niewidomych tej dyscypliny, a także oferują dalsze możliwości pływania sportowego.

W wodzie
Niepełnosprawność nie stanowi wielkiej przeszkody w pływaniu. Woda, choć nie jest naturalnym środowiskiem bytowania człowieka, jest przyjemna, powoduje uczucie zmniejszenia ciężaru ciała. Osoby z wadą wzroku (nawet poważną) mogą nauczyć się pływać nieco łatwiej niż całkowicie niewidome. Hala basenowa jest pełna nowych z początku dźwięków, do których z czasem można się przyzwyczaić.
Istnieje jeszcze jeden aspekt nauki pływania: wyrobienie nawyków związanych z wodą zwiększa bezpieczeństwo – a to procentuje zawsze! Oswojenie z wodą i środowiskiem pływalni to pierwszy etap. Po nim następuje nauka techniki... i ta faza właściwie nie kończy się nigdy. Ciągle jest coś, co można doskonalić i poprawiać w technice pływania, a postęp jest widoczny w rezultatach uzyskiwanych w czasie wyścigów. Poza tym – technika i styl zmieniają się cały czas – gdy wydaje się, że już osiągnięto kres, zawsze pojawia się wielka osobowość – jak ostatnio Michael Phelps. Pływak razem z trenerem Bobem Bowmanem udoskonalili wiele: szczególnie w technice stylu delfinowego, nawrotach i sposobie startu. Szlifowanie z pozoru drobnych detali dało Phelpsowi aż 22 medale olimpijskie!

Pierwsze zawody
Zazwyczaj po roku treningów pływaczka lub pływak reprezentują już taki poziom, że mogą próbować sił w rywalizacji. To bardzo ekscytujący moment, bo do wysiłku fizycznego dochodzi jeszcze spora dawka adrenaliny – wyniki z pierwszych zawodów są zazwyczaj dużo lepsze niż te uzyskiwane w czasie treningów. W Polsce organizuje się sporo zawodów okręgowych lub klubowych podczas których młodzi pływacy mogą sprawdzić swoje siły. Z czasem, dochodząc stopniowo do coraz lepszych wyników i spełnienia wymogów minimów kwalifikacyjnych – przychodzi moment startu w Mistrzostwach Polski Osób Niepełnosprawnych – to następny duży krok. Zwycięstwa w MP są ważne, bo mają ogromny wpływ na skład kadry narodowej. Biletem wstępu do tej elitarnej grupy są wyniki na poziomie 700 punktów wg tabeli IPC (Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego, ang. International Paralympic Committee). Zazwyczaj kadra liczy około 25 osób – jest powoływana do 31 grudnia, a następnie korygowana, jeśli zachodzi potrzeba po Letnich Głównych Mistrzostwach Polski w czerwcu. W 2013 roku orzełka na dresie zaprezentuje (najprawdopodobniej) pięcioro pływaków niewidomych i niedowidzących: Joanna Mendak (PSSON Start Białystok, klasa S12), Grzegorz Polkowski, Marcin Ryszka (obydwaj startują w IKS Warszawa, klasa S11) oraz dwaj zawodnicy UKS Laski startujący w klasie S11 – Krystian Kisiel i Dawid Głowacki.
Jakie są korzyści dla osiągających poziom kadry? Poza dumą z noszenia biało-czerwonego dresu z orzełkiem na piersi, pływanie zaczyna być wspaniałą przygodą - zawody przecież organizowane są na całym świecie - to szansa na nowe znajomości, odkrywanie nieznanych miejsc, zapachów i smaków. Zazwyczaj znajduje się również choćby moment pomiędzy startami, aby zwiedzić najbliższą okolicę czy wykąpać się w ciepłym morzu albo odbyć trening przy temperaturze powietrza minus pięć stopni na odkrytym basenie termalnym długości 50 metrów w Reykjaviku na Islandii...

Nasi mistrzowie
Choć Igrzyska Paraolimpijskie w Londynie nie przyniosły spodziewanej ilości medali, należy pogratulować startów ich uczestnikom. W ekipie Polski startowali również pływacy niewidomi i niedowidzący, wcześniej wymienieni członkowie kadry narodowej: Asia Mendak, Grzegorz Polkowski i Marcin Ryszka.
Asia wywalczyła złoto w swojej koronnej dyscyplinie – 100 metrów stylem motylkowym. Grzegorz zakwalifikował się do finału 100 m stylem dowolnym, a Marcin, choć wygrywał serie eliminacyjne, nie wszedł do finałowego wyścigu ani razu. Być może zabrakło po prostu dopingu kibiców?
W nadchodzących miesiącach zawodnicy będą walczyć o kwalifikacje do mistrzostw świata 2013, które według informacji Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego odbędą się w Kanadzie, a igrzyska 2016 roku rozgrywane będą w Rio de Janeiro!
Przekonajcie się sami, że choć pływacy wstają na trening, gdy zwyczajni ludzie przewracają się jeszcze w ciepłym łóżku na drugi bok, warto zacząć pływać choćby dziś!

zaznacz i zamknij wróć do góry



Z informatyką za pan brat: Halo! Mówi Twój telefon! - RAFAŁ KANAREK

Nowoczesne, dotykowe, w kolorowych obudowach, z mnóstwem interaktywnych aplikacji i te klasyczne, z pełną klawiaturą, podstawowymi funkcjami telekomunikacyjnymi. Komórkę mają prawie wszyscy, ale czy ktoś zna taką, która gada?
Wraz z rozwojem technologicznym i rosnącą liczbą telefonów komórkowych, kilka lat temu na rynkach światowych, w tym również w Polsce, pojawiły się dwa programy udźwiękowiające telefony komórkowe (Talks i Mobile Speak). To ważny krok do przodu, gdyż wcześniej osoby niewidome korzystające z komórek były zmuszone prosić widzących znajomych o pomoc, choćby w przeczytaniu SMSa. Co prawda, niektórych funkcji telefonu można było się nauczyć na pamięć, ale w przypadku bardziej zaawansowanych operacji „pomocne oko” było potrzebne. Programy udźwiękowiające wreszcie odkryły tajniki telefonów wcześniej niedostępne niewidomym, wciąż jednak obydwa programy obsługujące system operacyjny Symbian były bardzo drogie. Dziś nadal nie każdy może sobie pozwolić na ich kupno tak od ręki.
Na szczęście hiszpańska firma Code Factory (producent jednego z płatnych programów udźwiękowiających telefon komórkowy – Mobile Speak) przy współpracy z gigantem telekomunikacyjnym – Nokią - wyprodukowała bezpłatną aplikację Nokia Screen Reader (NSR), która jest okrojoną wersją wyżej wspomnianego Mobile Speaka.
Nokia Screen Reader umożliwia osobie niewidomej korzystanie z większości funkcji telefonu z systemem operacyjnym Symbian drugiej i trzeciej generacji, a więc obsługę nowych modeli telefonów firmy Nokia (w tym dotykowych).

Jak to działa?
Zwykły telefon komórkowy z systemem Symbian może przemówić, wystarczy pobrać i zainstalować w nim darmowy program NSR, a głos Nokia HQ (ang High Quality, wysoka jakość), w który aparat jest już wyposażony, posłuży jako syntezator mowy, przetwarzając na komunikaty głosowe podświetlone informacje, które widzący użytkownik może odczytać z ekranu. Gdy z jakichś przyczyn telefon nie ma zainstalowanego polskiego głosu z pakietem językowym, to pobierzesz go bezpłatnie ze stron firmy Nokia. Przy wykorzystaniu aplikacji można np. napisać SMS, dodać, edytować lub usunąć kontakty, sprawdzić pocztę e-mail, a nawet buszować w Internecie.
Skoro istnieje darmowy program NSR, to czy warto kupić Mobile Speak lub Talks, gdy będzie nas na to stać? Oczywiście, że tak. Nokia Screen Reader jest okrojoną wersją płatnego programu Mobile Speak i do niektórych funkcji, jak np. personalizacja profilu, nie będziemy mieli dostępu. Przykładem takich indywidualnych ustawień jest możliwość włączenia echa klawiatury przy wpisywaniu tekstu lub numeru. NSR na razie nie oferuje nam takich możliwości.

Skąd wziąć program?
Są dwa sposoby, by pobrać program Nokia Screen reader. Jednym z nich jest skorzystanie z Nokia Ovi Store – sklepu internetowego. Inną możliwością jest wejście na stronę http://www.symbianmobile.pl/artykuly/programy/darmowy-czytnik-ekranu-nokia-screen-reader-1302-w-sklepie-nokia.html i prowadzących odnośników, by pobrać program, skopiować plik instalacyjny do telefonu, a potem go uruchomić i postępować zgodnie z dalszymi instrukcjami. Po zainstalowaniu NSR zaleca się ponowne włączenie telefonu. Jeśli program nie zadziała, należy go znaleźć w menu „aplikacje”, wybrać z listy i uruchomić. Później będzie się już „odpalał” po włączeniu telefonu, a korzystanie z urządzenia z pewnością będzie komfortowe.

Co dalej?
Gdy nasza komórka już się porządnie rozgada, trzeba ją okiełznać. Oto kilka komend, które z pewnością będą przydatne:
- dłuższe przytrzymanie strzałki w lewo - odczytuje czas, poziom naładowania baterii oraz zasięg;
- dłuższe przytrzymanie strzałki w prawo – odczytuje nazwę okna;
- dłuższe przytrzymanie strzałki w górę lub w dół – regulacja głośności mowy;
- dłuższe przytrzymanie klawisza „ok” – wycisza program – funkcja przydatna wtedy, gdy mowa nakłada się na inne aplikacje np. słuchanie radia;
- ponowne dłuższe przytrzymanie przycisku „ok” – włącza mowę.
A teraz kilka rad dla Internautów - po uruchomieniu przeglądarki lub załadowaniu strony wciśnięcie strzałki przenosi kursor do kolejnego łącza, za pomocą poniższych skrótów można określić inne wartości:
- strzałka w prawo – przeskakuje do następnego elementu na stronie - link, nagłówek, listę itp.;
- strzałka w lewo – przeskakuje do poprzedniego elementu na stronie (link, nagłówek, listę, itp.),.
0 – przeskakuje między początkiem, a końcem strony;
1 - przełącza sposób przeskakiwania między znakami, słowami i zdaniami, co jest wygodne w czytaniu tekstu;
4 – przełącza sposób przeskakiwania między nagłówkami lub ramkami;
5 – przełącza sposób przeskakiwania między linkami, a elementami, które nie są łączami;
9 – odczytuje tekst od kursora do końca strony, by przerwać czytanie wciśnij klawisz *;
klawisz wyślij – otwiera okno przeszukiwania strony;
ok – otwiera np. łącze, które zostało wypowiedziane przez syntezator mowy (gdy kursor stoi na polu edycji, wciśnięcie „ok” włącza tryb edycji, ponowne jego wciśnięcie wyłącza go; gdy znajdujemy się na początku listy lub tabeli, wciśnięcie klawisza „ok” przechodzi na koniec listy lub tabeli);
klawisz kasowania – przechodzi np. do poprzedniej strony;
lewy klawisz wyboru – otwiera menu (dotyczy starszych modeli telefonów);
prawy klawisz wyboru – przechodzi do poprzedniej strony (dotyczy starszych modeli telefonów);
W przypadku telefonów dotykowych z systemem Symbian Belle, lewy klawisz wyboru przechodzi do poprzedniej strony, a prawy klawisz wyboru otwiera menu przeglądarki.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Karnawał w blasku gwiazd

Rytmicznie pulsujące lampy stroboskopów, melodia płynąca pośród kolorowych promieni świateł – istny kosmos! A może spotkanie ze zgraną paczką przyjaciół w przytulnej atmosferze z owocowymi koktajlami i muzyką ze starych płyt. Czy na dyskotece, czy na prywatce u znajomych – poczujmy się jak prawdziwe gwiazdy!

Wybiegi pokazów mody i witryny sklepowe opanowały trendy wprost międzygalaktyczne. To oznacza, że koniecznie musi się błyszczeć. Cekiny, dżety, brokat to propozycje idealne na gorący czas zabaw tego sezonu. W dyskotekach króluje moda na lśniące złotem i srebrem topy, ale też turkusowe, nasycone szafirem i granatem stroje. Luźna, rozświetlona góra o prostym fasonie – z niedużym dekoltem karo lub w „łódeczkę” - świetnie sprawdzi się z ołówkową czarną spódnicą podkreślającą talię albo ciemnymi, gładkimi spodniami-rurkami równoważącymi całość. Lub na odwrót – połyskujące spodnie czy spódniczka z cekinowymi plisami bądź w kształcie kolorowej bombki połączone z matową, obcisłą górą. Decyzja, którą część garderoby podkreślamy mocniejszym kolorem, udziwnionym kształtem, zależy od tego, co powinniśmy wyeksponować. Jeśli masz długie zgrabne nogi – załóż koniecznie lśniącą mini, a delikatne ramiona podkreśl świetlistym topem. Za pomocą ciemnych barw i prostych linii ukryjesz niedoskonałości figury.
Można założyć też sukienkę utkaną z maleńkich lustrzanych elementów w wybranym kolorze – pamiętajmy jednak, by zwrócić uwagę na jej krój. Przy tak wyrazistym, przyciągającym spojrzenia efekcie koniecznie decydujmy się na proste fasony, strój powinien być raczej luźny, ze skromnym dekoltem, bez asymetrycznych cięć.
Ta feeria barw i blasków wydaje Ci się zbyt ekstrawagancka? Postaw na bardziej stonowane kobiece stylizacje – klasyczne kolory w połączeniu z ażurowym ornamentem koronki czy połyskującymi elementami ze skóry. Mała czarna z koronkowymi rękawami lub karczkiem albo sukienka o prostym kroju, ale za to w mocnym kolorze ognistej czerwieni będzie dobrze wyglądała na niezobowiązującym przyjęciu ze znajomymi, jak i rodzinnej uroczystości. Bardzo modny w tym sezonie jest również duet czerni i złota.
Panów też obowiązuje karnawałowy przepych, ale raczej skoncentrowany na detalu. Klasyczna marynarka z lśniącymi elementami przy mankietach i kołnierzu lub połyskującym krawatem. Taki drobny, ale wyrazisty akcent da świetny efekt. A jeśli nie czujesz się dobrze w tak eleganckim stroju, załórz ciemne dżinsy i prostą „sportową” marynarkę, a pod spód T-shirt z kolorowym nadrukiem – to dobre imprezowe połączenie dla tych, którzy cenią sobie wygodę i luz.
A damskie dodatki? Koniecznie torebka kopertówka, szczególną uwagę przyciągają też buty z haftem na wysokiej platformie. Zakładając błyszczący strój, trzeba uważać, żeby nie przesadzić z ilością bransoletek, naszyjników, kolczyków…
Pamiętajcie, że aby wyglądać modnie, wcale nie trzeba dużo wydać. Jeśli nie masz kasy, wybierz coś prostego ze swojej szafy i pomyśl o efektownym dodatku, który nada całości wystrzałowy charakter. Życzę szampańskiej zabawy w dobrym stylu!

zaznacz i zamknij wróć do góry



Spróbuj rozwiązać

Zamiana litery
1. Wojskowy pojazd z gąsienicami/ nad oczami.
2. Do jedzenia przy nim zasiadamy/ siano w niego układamy.
3. Mebel z szufladami/ w sercu między przedsionkami
4. Wąż nim truje/ w górach rzeczka go wypłukuje
5. Ciężar nią mierzymy/ żadnej u siebie widzieć nie lubimy
6. Gad, co w baśniach często bywa/ dym z kominów fabrycznych miasto okrywa
7. Materiał nią upinamy/ nitkę na nią nawijamy
8. Kanalizacyjna/ epoka dinozaurów
9. Na kole gumowa/ skała na, której najlepiej budować
10. Wielka brama/ czarna ptasia dama

Dodatkowa litera
1. Jedna z planet, które z Ziemią sąsiadują/ krok jakim żołnierze wędrują
2. Naczynia w nim zmywamy/ sztuczne jezioro zrobione przy pomocy tamy
3. Król nią jeździ wspaniale/ do szpitala mknie na sygnale
4. iglasty krzew trujący/ napastnik to ten go zadający
5. U konia na karku/ kara pieniężna np.: za śmiecenie w parku
6. Po tablicy pisać gotowa/ świecowa lub ołówkowa

Kalambury
1. Z wikliny + Urszulka = biała do eleganckiego mundurka
2. Dawniej do lampy + dobra do wiązania = wkładamy ją do szafy, by przed molami chronić ubrania
3. Gryczana + fruwanie - tak morski ssak powstanie

zaznacz i zamknij wróć do góry



Z uśmiechem łatwiej!

Idzie James Bond przez pustynię. Spotyka wielbłąda i mówi:
- Jestem Bond. James Bond.
A wielbłąd na to:
- A ja jestem błąd. Wielbłąd.

**
Rozmawiają dwaj przyjaciele:
- Marek, pożycz 10 złotych – mówi jeden.
- Dobrze. Ale od kogo? – odpowiada drugi.

**
Klient krzyczy na krawca:
- Miał pan uszyć płaszcz z zielonego materiału, a to jest jakaś pomarańczowa szmata! Pan jest od samego początku w stosunku do mnie złośliwy!
- Proszę się nie denerwować na męża – wtrąca się do awantury żona krawca. – On wcale nie chciał być złośliwy. On jest po prostu daltonistą.

**
- Tato, co to jest kaczka dziennikarska? – pyta synek.
- Jak by ci to wytłumaczyć? – zastanawia się ojciec. – Jeżeli na przykład przeczytasz w gazecie, że jakaś krowa urodziła cztery cielęta, to znaczy, że jedno z nich jest cielakiem, a pozostałe trzy to kaczki.

**
- Proszę pani – zwraca się mężczyzna do współpasażerki w pociągu – zdaje mi się, że pani siedzi na moim kapeluszu!
- Zgadza się, zauważyłam to, gdy tylko usiadłam. A co, pan już wysiada?

**
Na lekcji geografii nauczyciel tłumaczy uczniom, że Ziemia jest kulą, po czym próbuje sprawdzić, czy zostało to właściwie zrozumiane. Pyta więc:
- Gdybyśmy kopali dziurę do środka Ziemi i jeszcze głębiej na wylot, to gdzie byśmy wyszli?
- Z dziury – odpowiada śmiało Jaś.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Rozwiązania zagadek:

Zamiana litery: 1. czołg/czoło, 2. stół/stóg, 3. komoda/komora, 4. jad/jar, 5. waga/wada, 6. smok/smog, 7. szpilka/szpulka, 8. rura/jura, 9. opona/opoka, 10. wrota/wrona.
Dodatkowa litera: 1. Mars/marsz, 2. zlew/zalew, 3. kareta/karetka, 4. cis/cios, 5. grzywa/grzywna, 6. kreda/kredka.
Kalambury: 1. koszula, 2. naftalina, 3. kaszalot.

zaznacz i zamknij wróć do góry

Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2009 Pochodnia. Wszelkie prawa zastrzeżone.