Skocz do spisu treści

Światełko

Czasopismo Polskiego Związku Niewidomych dla dzieci starszych

numer 12, grudzień 2012

Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka

Kolegium redakcyjne:

Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska

Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa

tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10

e-mail: swiatelko@pzn.org.pl

Uwaga! Jeśli chcesz zamknąć okno a później móc wrócić do ostatnio czytanego artykułu, cofnij się do najbliższego linku "zaznacz" i otwórz go.


Spis treści

Wigilia w lesie - LEOPOLD STAFF
Gwiazdkowy łańcuch cudów
Bajka Boże Narodzenie - TADEUSZ RÓŻEWICZ
W Boże Narodzenie dookoła świata - MONIKA DUBIEL
Podróż - KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI
Ciekawostki
Językowe potyczki: Jasełka, szopki, herody…
Cooltura: Zwykła niezwykła gwiazda - KONRAD ZYCH
W oczekiwaniu na cud - BARBARA ZARZECKA
Podwładni jednego króla - MAREK GROSZKOWSKI
Coś pysznego: Świąteczne skojarzenia
English corner
Sport to zdrowie: Daj nurka po medal - KRZYSZTOF KOC
Spróbuj rozwiązać!
Z uśmiechem łatwiej
Rozwiązania zagadek:



Wigilia w lesie - LEOPOLD STAFF

I drzewa mają swą Wigilię...
W najkrótszy dzień bożego roku,
gdy błękitnieje śnieg o zmroku;
w okiściach, jak olbrzymie lilie,
białe smereki, sosny, jodły,
z zapartym tchem wsłuchane w ciszę,
snują zadumy jakieś mnisze,
rozpamiętując święte modły.
Las niemy jest jak tajemnica,
milczący jak oczekiwanie,
bo coś się dzieje, coś się stanie,
coś wyśni się, wyjawi lica.
Chat izbom posłał las choinki,

któż jemu w darze dziw przyniesie?
Śnieg jeno spadł na drzewa w lesie,
dłoniom gałęzi w upominki.
Las drży w napięciu i nadziei,
niekiedy srebrne sfruną puchy
i polatują jak snu duchy...
Wtem bić przestało serce kniei,
bo z pierwszą gwiazdą nieb rozłogów,
z gęstwiny, rozgarniając zieleń,
wynurza głowę pyszny jeleń
z świeczkami na rosochach rogów...

zaznacz i zamknij wróć do góry



Gwiazdkowy łańcuch cudów

Jedyna noc, kiedy za sprawą jakiejś magii tak dziwnie wszystko się splotło, jakby ktoś połączył wyjątkowe chwile w łańcuch światełek… Brzęk! – bombka spadła na parkiet i od razu rozsypała się na tysiące okruszków. „To już trzecia! Wszystko mi dziś leci z rąk” – pomyślała lekko zdenerwowana Łucja, czterdziestoletnia żona i mama. Wigilijne potrawy czuć było w całym domu. Barszcz, smażona ryba, kompot z suszu, wszystko to łączyło się w niepowtarzalną mieszankę. Jeszcze tylko nakryć do stołu i skończyć ubieranie choinki. Właściwie choinką miała zająć się Agata, ale jeszcze nie wróciła od koleżanki, trudno na nią czekać. Co roku mówi, że sama choinkę ubierze, a potem trzeba jej pomagać. Roztrzepana piętnastolatka. Chociaż ostatnio coraz bardziej milcząca, zamknięta w sobie. Nie chce powiedzieć, czy ma jakieś zmartwienie, więc mama może się tylko domyślać, że ma to związek z jakimś chłopcem. „Oby tylko była szczęśliwa” – wzdycha mama. „I oby rodzinka dobrze przyjęła to, co chcę im dziś powiedzieć” - Łucja nie potrafiła sama przed sobą ukryć zdenerwowania. – No i gdzie oni są? – powiedziała na głos, wyglądając przez okno. – Przecież już ciemno, można by siadać do stołu.
„Nawet zima ma nas gdzieś i śniegu poskąpiła. Gdyby nie te światełka, kiczowate ozdoby, można by pomyśleć, że to listopad, a nie Wigilia. Łucja pewnie już się denerwuje, że mnie nie ma” – w tym samym czasie pomyślał jej mąż, Adam. W płaszczu, z teczką szedł powoli w stronę osiedla. „Tak jakby miało znaczenie, czy zjemy o piątej, czy o siódmej. Ale dla Łucji i Agaty to ważne, więc trzeba iść”. Wysiadł z metra stację wcześniej, bo chciał się trochę przewietrzyć i przemyśleć sobie kilka spraw. Musiał wreszcie powiedzieć w domu, o tym, co go martwiło. Od stycznia nie będzie już dyrektorem departamentu. Będzie zwykłym pracownikiem, ze zwykłą pensją, bez premii, bez służbowej komórki i innych przywilejów. Zmieniło się kierownictwo i teraz obsadzają „swoimi” wszystkie lepsze stanowiska. O tej decyzji wiedział nieoficjalnie od dwóch dni, na papierze pewnie dostanie ją w przyszłym tygodniu. Westchnął ciężko. „Trzeba powiedzieć dziewczynom. I tak się domyślą, że mam jakiegoś zgryza”. Najbardziej martwiła go sprawa pieniędzy. Zwłaszcza że cały czas spłacali niemały kredyt. Łucja zarabiała niewiele – jak to w aptece.
Niespodziewanie z zamyślenia wyrwał go ruch po lewej stronie, niedaleko śmietnika. Przystanął, zaczął się przyglądać.
– Ej, nie bój się – cicho powiedział do burego kota, który obserwował go zza pojemnika na śmieci. – Wigilia dziś, wiesz o tym, burasie? - Nie przepadał za kotami, ale ten miał w sobie jakiś taki mądry spokój. Adam kucnął, otworzył teczkę i wyjął kanapkę z żółtym serem. W pracy nie miał apetytu. Powoli odpakował, a kot zwęszył, że jest szansa na coś do jedzenia. Krok po kroku przybliżał się. Adam zauważył, że kot wyraźnie utyka na tylną łapę. – Masz, to prezent gwiazdkowy – powiedział, rzucając w jego stronę solidny kawałek sera. Kot błyskawicznie zjadł. Adam położył więc na ziemi resztę kanapki. „Skoro głodny, to i chleb zje” – pomyślał, wstając i zamykając teczkę.
– Dobrego człowieka to z dala widać… Wesołych świąt! – usłyszał za plecami. Nie musiał się odwracać, żeby domyślić się, że to jakiś śmietnikowy „nurek” go zagaduje. Specyficzny zapaszek bezdomnego, brudnego człowieka czuć było z odległości kilku metrów.
– Aaa… nawzajem – odpowiedział zmieszany. Nie miał ochoty na pogawędkę. Ale gdy spojrzał na pomarszczoną twarz starego człowieka, zrobiło mu się głupio. Karmi kota, a tu człowiek potrzebuje pewnie pomocy. Po raz drugi sięgnął do teczki, bo przypomniał sobie, że dostał dziś od koleżanki z pracy pudełko czekoladek. – Proszę, to… to na święta dla pana – wykrztusił szybko. Sam nie wiedział, po co to robi. Zawsze uważał, że bezdomni to problem opieki społecznej, są przecież noclegownie, darmowe posiłki. Ale ten człowiek w jakiś dziwny sposób go wzruszył.
– Oj, coś pan, niech pan żonie da albo dzieciom. Co mi staremu po takim rarytasie? – w oczach bezdomnego pojawiły się łzy, był wzruszony.
– Moja żona bez przerwy się odchudza, córa zresztą też – odpowiedział ze śmiechem. – Proszę, niech pan weźmie.
– Aj, co mam powiedzieć? No dziękuję, prawdziwa wigilia dziś będzie. Bo ja teraz idę do kościoła, wie pan, do zakonników, oni zawsze w wigilię nas na pierogi zapraszają. To podjem sobie pierogów, a potem i deser będzie – rozmarzył się, przyciskając mocno do piersi pudełko czekoladek. – No, nie zatrzymuję pana, pewnie w domu czekają. Adam kiwnął na pożegnanie, spojrzał jeszcze raz w stronę śmietnika, skąd nadal patrzyły na niego kocie oczy. – A ten kot… – dodał jeszcze na odchodnym bezdomny – od niedawna tu jest, pewnie ktoś go wyrzucił. Taki nieudacznik jak i ja. Wczoraj kamieniami za nim jacyś rzucali, bo do ludzi się za bardzo garnie. Dlatego kuleje… - Adam jeszcze raz kiwnął głową na pożegnanie i poszedł w stronę domu…
Naciągnęła kaptur na głowę, wcisnęła ręce w rękawy. Było jej zimno i źle. W środku wszystko aż bolało. Nie wiedziała, że to może tak boleć. Szła przed siebie, z opuszczoną głową, słuchawkami w uszach. I tak nie wiedziała, czego słucha, było jej wszystko jedno. Myślała, że będzie płakać, że będzie zła. A tu nic, tylko taki ból gdzieś w środku. Cały czas docierało do niej to, co powiedziała Paulina: – Agata, proszę cię, zrozum mnie. Ja go kocham, on mnie też. Wiem, że ci się Piotrek podoba, on też o tym wie i dlatego prosił, żebym z tobą porozmawiała. Bo my… no wiesz, chcemy być ze sobą. Nie mów, że się nie domyślałaś…
Nie domyślała się, ani trochę. Była tak zaślepiona uczuciem do Piotrka, że kompletnie nie zwracała uwagi na to, że była dla niego jedynie dobrą koleżanką tej, na której tak naprawdę mu zależało. Paulina była najlepszą przyjaciółką Agaty, siedziały w jednej ławce, chciały iść do tego samego liceum. A teraz co? Już nie będzie wspólnych pogaduch? Za jednym zamachem straciła i przyjaciółkę i chłopaka, w którym się podkochiwała. I sama nie wiedziała już, czego jej bardziej żal. Czuła się oszukana i samotna. Bo oni pewnie teraz gadają przez telefon, szczęśliwi, że już oficjalnie mogą być razem, nie przejmując się Agatą.
A ona – idiotka – chciała mu dziś dać prezent gwiazdkowy. Pokazała go Paulinie, pytając się, co myśli o słodkim, śmiesznym króliku w narciarskiej czapce. I wtedy właśnie Paulina postanowiła porozmawiać z nią poważnie. Gdyby nie pluszowy królik i plany Agaty, żeby jeszcze dziś wieczorem pójść pod blok Piotrka i pod byle pretekstem wyciągnąć go na dwór i dać mu ten prezent, pewnie wcale nie doszłoby do tej rozmowy. „Jestem kretynką” – po raz kolejny pomyślała Agata. „Miałyśmy razem jechać na ferie. I na sylwka miałyśmy razem iść. A teraz co? Ona pójdzie z nim, a ja będę siedzieć w domu”.
Podkręciła głośniej muzykę, żeby przestać myśleć. Tak bardzo chciała być już w domu, a jednocześnie kompletnie nie miała ochoty na wigilijne uśmiechanie się i życzenia. Przyspieszyła kroku, pobieżnie rozglądając się, czy nic nie nadjeżdża. Nie chciało jej się iść do pasów, za daleko. Nagle… W jednej sekundzie Agata usłyszała pisk opon, krzyk człowieka tuż obok niej, poczuła szarpnięcie za rękaw i dziwny smród. Wszystkie te doznania trwały jednocześnie przez kilka sekund. Serce waliło jej jak młot. Zamarła.
– Dziewczyno, co ty… no co ty wyprawiasz? – obok niej stał bezdomny, stary człowiek i cały czas trzymał ją za rękaw. To on tak śmierdział.
Wściekły, wrzeszczący coś przez okno kierowca nawet nie kwapił się z wyjściem z samochodu. Skoro nie potrącił, a jedynie przestraszył dziewczynę, to nie było żadnej jego winy. Agata ciągle nie mogła uciszyć rozszalałego serca. Powoli docierało do niej, co się wydarzyło. Gdyby nie ten śmierdzący staruch, już by leżała tam, na jezdni.
– Niech mnie… niech mnie pan puści… – tylko tyle zdołała powiedzieć.
– Co? A tak, tak, no tak – stary cofnął rękę. – Przeraziłem się, szłaś jak w ogień, dziewczyno. Nie można tak, nie można…
- Ja… ja muszę już iść – wiedziała, że powinna mu podziękować, ale jakoś nie chciało jej to przejść przez gardło. Co za okropny dzień!
– Tylko uważaj na siebie! – stary cały czas był przejęty tym, co się stało. Chyba nawet bardziej niż Agata.
Do niej dotarło to po kilku minutach. Ten odgłos hamowania, szarpnięcie, przez które naderwał się nawet rękaw. „Jezu, przecież ja już bym nie żyła. Ten samochód gnał jak cholera”. Dopiero teraz poczuła, że ma całkiem mokrą koszulkę na plecach, tak spociła się z nerwów. Zaczęła biec, byle szybciej znaleźć się w domu.
Agata wpadła do mieszkania i w przedpokoju zderzyła się z tatą, który dotarł chwilę przed nią. Mama popatrzyła zaniepokojona:
– Co się stało? Co z twoją kurtką? Napadł cię ktoś?
Agata, z trudem łapiąc oddech, wyrzuciła z siebie, jak omal nie wpadła pod samochód, jak bezdomny ją wyciągnął. Wstyd jej było za własną głupotę, ale czuła, że musi o tym opowiedzieć, tak bardzo się bała.
– O, Boże! – mama z całych sił ją przytuliła, tata stał ze skamieniałą twarzą. Tak niewiele brakowało do tragedii.
„Bezdomny staruch? Czyżby…” – przeszło mu przez myśl. Jeszcze kilka minut temu martwił się kłopotami w pracy. Teraz dziękował Bogu, że to jedyne jego zmartwienie, że los zesłał tego bezdomnego. Łucja nie chciała wypuścić z objęć córki – intuicja matki jej nie zawiodła, te tłukące się bombki, to podenerwowanie. A ona się martwiła, jak rodzina zareaguje na to, co chce im powiedzieć. Jakie to ma teraz znaczenie? Liczy się tylko to, że Agata jest cała i zdrowa. Dzięki temu człowiekowi…
Sporo jeszcze czasu upłynęło, zanim usiedli do wigilijnej kolacji. Tradycja musiała poczekać, rozmowa była ważniejsza. Tata opowiedział najpierw o spotkaniu z bezdomnym, o kocie i wreszcie o tym, dlaczego tak powoli wracał dziś do domu. Nie było mu łatwo przyznać się, że będzie mniej zarabiał, że owszem będzie miał trochę więcej czasu dla rodziny, skończą się niespodziewane wyjazdy, ale finansowo to poczują. Ku jego zdumieniu Łucja zareagowała westchnieniem ulgi i szerokim uśmiechem:
– No to będzie zmiana ról. Ja też mam wam coś do powiedzenia i też się bałam, jak zareagujecie.
Ta firma farmaceutyczna, dla której kiedyś przygotowałam ofertę, pamiętacie? Zadzwonili do mnie i mają dla mnie pracę. Kierownicze stanowisko, spora odpowiedzialność, wdrażanie nowych produktów. No i… sporo większe pieniądze. Bardzo im zależy, bo ta oferta była strzałem w dziesiątkę, od razu weszli na rynek. Ale… będę czasem wyjeżdżać na dzień, czy dwa. I dlatego się bałam, jak sobie z tym wszystkim poradzimy… Jeżeli prawdą jest, że choinkowe lampki mają szczególną moc, to te w rodzinie Agaty miały chyba turbo doładowanie. Bo przez te kilka minut, stojąc tuż obok rozświetlonego drzewka, czuli, że łączy ich tak silna miłość, jakiej na co dzień nawet sobie nie uświadamiali. Wiecznie zajęci pracą, zakupami, rachunkami, szkołą, żyli z dnia na dzień. Aż tu nagle poczuli, że życiowe zakręty i decyzje nie są wcale takie straszne. Najważniejsze jest to, że mają siebie, że są cali i zdrowi…
Wreszcie i śledź, i karp, i barszcz doczekały się swoich „pięciu minut” na tej niezwykłej wigilii. Agata już ochłonęła i zaczęła – jak co roku – z ciekawością zerkać w stronę prezentów. W takich chwilach zawsze czuła się dzieckiem. Uwielbiała te kolorowe paczki i torebki, choćby nawet nie kryły żadnej niespodzianki, a tylko to, co sobie obdarowany „zamówił” – tusz do rzęs, najnowszą książkę Umberto Eco, apaszkę w odcieniach fioletu…
Dźwięk SMS-a przypomniał jej, że dzisiejszy dzień wcale nie był taki przyjemny. Ta sprawa z Piotrkiem i Pauliną… Znowu zabolało. SMS był właśnie od Pauliny. Agata przez chwilę wahała się, czy odczytywać. „A niech tam, przecież mogłam już nie żyć… Jakie to ma teraz znaczenie?” – pomyślała. „Kochana, nie chcę mojego ulubionego śledzia z jabłkami, nie chcę piernika, prezentów też nie chcę, chociaż wiem, że mam dostać iPoda (!!!), nic nie chcę, tylko ciebie! Cały czas myślę o Tobie, o tym, jaka jesteś dla mnie ważna i jak bardzo Cię dziś zraniłam. Proszę, napisz, że nadal chcesz ze mną gadać… P.”
Agata nie mogła się nie uśmiechnąć. Cała Paula. Były takie podobne do siebie, jedna za drugą w ogień by skoczyła. Narwane, szalone i zawsze nierozłączne. I to miałoby się skończyć? Z powodu chłopaka? Niewiele myśląc, odpisała: „Nie jedz piernika, bo będziesz gruba. Możesz mi go przynieść, zrobimy wymianę na makowca mojej mamy, też pyszny. Kocham Cię, wstrętna małpo. Widzimy się jutro?” i z ogromnym uczuciem ulgi kliknęła Wyślij.
Jeszcze jedna sprawa nie pozostawiała spokoju.
– Tato… – podeszła do ojca. – Wiesz, o czym myślę? Czy my nie powinniśmy… to znaczy czy ja nie powinnam…
– Chyba wiem, o czym myślisz. Idź do kuchni, pomóż mamie, już szykuje pakunki.
Faktycznie. Łucja pakowała do plastikowych pudełek po kawałku wszystkich smakołyków, zawijała w folię plastry upieczonego na następny dzień schabu i cały czas zastanawiała się, co jeszcze można by dodać. W drzwiach stanął Adam:
– Wiesz, myślałem o tych moich wielkich butach zimowych, wiesz, tych, co kiedyś kupiliśmy na promocji, a w sumie ze dwa razy założyłem, bo tak gorąco w nich. Bo on… no wiesz, on miał strasznie zniszczone buty…
– Pakuj, nie gadaj, dorzuć jeszcze ten sweter z owczej wełny, co go dostałeś od mojej mamy. Ani razu nie włożyłeś. Kto w mieście nosi sweter z owczej wełny?
Po kilku minutach siatka ze smakołykami i ubraniami była gotowa, a Adam i Agata ubierali się ciepło na wieczorną wyprawę. Być może, będą musieli trochę pokrążyć, zanim znajdą tego, o kogo im chodzi. W ostatniej chwili Łucja wcisnęła im do ręki stary duży ręcznik i zawiniątko z kawałkami ryby. Adam nie mógł zrozumieć:
– A to, po co to?
– Nie pytaj się głupio – odpowiedziała. – Rybą go zwabicie, a potem w ręcznik i do domu – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Adam zdecydowanie wolniej myślał niż jego córka, która jak wystrzelona z procy zawisła na szyi mamy:
– Mamuś! Zgadzasz się? Naprawdę się zgadzasz na tego kicia?
– Przecież… przecież ty nigdy nie chciałaś kota – Adam zdumiony popatrzył na żonę.
– Nigdy, nigdy… – udawała obrażoną Łucja. – Innych nie chciałam, a tego chcę. No, idźcie już!
Po chwili zbiegali ze schodów, a Łucja z góry jeszcze wołała do nich:
– Spróbuj go namówić, żeby przyszedł, wykąpałby się, no wiesz… A, i uważajcie na tę łapę! Ostrożnie!
A potem poszła sprzątać ze stołu. Jak co roku. Chociaż ta wigilia była zdecydowanie inna. I być może, jeszcze się nie skończyła. Zależy od tego, czy misja Adama i Agaty się powiedzie.
„Victor Gimnazjalista”

zaznacz i zamknij wróć do góry



Bajka Boże Narodzenie - TADEUSZ RÓŻEWICZ

ścierpły mi nogi
obudziłem się
z długiego
niewygodnego
snu

w świecie czystym

świetle
nowo narodzonym
w Betlejem a może
w innym "podłym" mieście

gdzie nikt nie mordował
dzieci
ani kotów
ani żydów ani palestyńczyków
ani wody ani drzew
ani powietrza

nie było przeszłości
ani przyszłości

trzymałem za ręce
tatę i mamę
czyli Pana Boga

i było mi tak dobrze
jakby
mnie nie było

zaznacz i zamknij wróć do góry



W Boże Narodzenie dookoła świata - MONIKA DUBIEL

Gdy tylko w Polsce spadnie pierwszy śnieg, wszyscy zaczynają odliczać dni do Wigilii. Dekorujemy domy światełkami i bombkami. Wybieramy i kupujemy prezenty dla najbliższych. Wystawy sklepowe zapełniają się reniferami, choinkami oraz aniołkami, a na ulicach spotkać można wielu Świętych Mikołajów. Znacie to dobrze, prawda? Ale czy tak jest na całym świecie? Jak wyglądają święta bez śniegu, z palmą zamiast choinki i indykiem zamiast karpia? Na te i wiele innych pytań spróbujemy dziś znaleźć odpowiedź, odwiedzając różne kraje w czasie Bożego Narodzenia.

Europa
W Anglii świąteczną atmosferę czuć już od połowy listopada, gdy jej mieszkańcy wyruszają na poszukiwania prezentów. Główne handlowe ulice są pięknie przybrane, a w Londynie na Trafalgar Square stoi ogromna choinka, będąca tradycyjnym corocznym podarunkiem od Norwegów. Anglicy nie obchodzą Wigilii Bożego Narodzenia, a najważniejszym dniem świąt jest 25 grudnia, kiedy to rozdaje się prezenty i spożywa uroczysty obiad w gronie rodziny, na którym obowiązkowymi daniami są - indyk nadziewany kasztanami i pudding.
Podobnie w Szwecji, świąteczna atmosfera daje się wyczuć już od początku adwentu. Szczególnie ważną datą jest 13 grudnia - dzień świętej Łucji, patronki Szwecji. Wtedy to ulicami przechodzą kolorowe korowody przebierańców. Dziewczęta występują w białych sukienkach i w koronach ze świeczek, a chłopcy w strojach krasnali i pierniczków - wszyscy zajadają się korzennymi ciasteczkami. Właściwe Boże Narodzenie zaczyna się wieczorem przed Wigilią, gdy rodzina spotyka się by zjeść „dopp i grytan”, czyli specjalny chleb maczany w gorącym sosie. Na wigilijnym szwedzkim stole królują ryby, przede wszystkim śledzie, węgorze i łososie, ale nie jest on bynajmniej postny. Skosztować tam można zatem galaretki cielęcej, przeróżnych pasztetów, kiełbas oraz słynnych małych kuleczek z mielonego mięsa. Nie może oczywiście zabraknąć mnóstwa słodkości. Gdy już uda się to wszystko zjeść, można wyciągnąć prezenty spod choinki.
Przenosząc się bardziej na południe, odwiedźmy Włochy, skąd wywodzi się tradycja bożonarodzeniowych szopek. Znaleźć je można dosłownie wszędzie: w szkołach, urzędach, na ulicach, wyspach i oczywiście w kościołach. Włosi podobnie jak my zaczynają święta 24 grudnia uroczystą kolacją. Ciekawy jest fakt że włoskim dzieciom prezentów nie przynosi święty Mikołaj, dzieciątko czy aniołek, lecz czarownica Befana. Jak głosi legenda, gdy urodził się Jezus w Betlejem, chciała ona pójść złożyć mu dary, ale się zgubiła i pukała do różnych domów, pytając o drogę i rozdając niesione podarki.
Ciekawa tradycja dotycząca prezentów istnieje również w Hiszpanii, gdzie dzieci obdarowywane są dopiero szóstego stycznia przez Trzech Króli. Zwykle tego dnia w miastach odbywają się wielkie parady. Królowie w kolorowych wozach wynurzają się z morza i przejeżdżając ulicami, rozdając cukierki. Tego dnia zjada się też tradycyjnie ciasto rosca, w którym są zapieczone małe niespodzianki. Kto znajdzie figurkę króla, będzie miał szczęście, a kto monetę, musi zapłacić za ciastko lub upiec je za rok. Hiszpanie nawet w trakcie Bożego Narodzenia nie przerywają zabawy. Po wigilijnej wieczerzy i pasterce wychodzą na ulice z przyjaciółmi, gdzie świętują do rana.
Jeśli chcecie przeżyć najdłuższe święta w życiu, koniecznie musicie wybrać się do Grecji, gdzie obchody trwają aż 12 dni. Na Peloponezie podobnie jak w Hiszpanii boże narodzenie to czas nie tyle rodzinny co towarzyski. Zamiast choinki w domach przystraja się model żaglowca, a prezenty rozdawane są aż dwa razy. Tradycyjną potrawą jest ”Christopsomo” - chleb Chrystusa. W każdym domu zawiesza się misę wypełnioną święconą wodą i raz dziennie moczy się w niej krzyż z gałązką bazylii, a następnie kropi nim wszystkie pokoje, co ma chronić przed złośliwymi krasnalami: "Killantzaroi”.

Ameryka Południowa
W Meksyku święta zaczynają się w połowie grudnia od tzw. Posada, czyli przedstawień historii Marii i Józefa wędrujących do Betlejem. Ważnym elementem jest piñata - ozdobiony bibułą gliniany garnek pełen owoców i słodyczy, w który dzieci z zasłoniętymi oczami uderzają kijami, aż naczynie pęknie, zasypując je lawiną łakoci. Właściwe Boże Narodzenie zaczyna się 24 grudnia uroczystą poranną mszą i wspólnym posiłkiem. W domach ustawia się tradycyjne szopki choć pod wpływem USA ostatnio pojawiły się też choinki. Ciekawy jest dzień świętych młodzianków, obchodzony 28 grudnia, który choć upamiętnia tragiczne biblijne wydarzenia, jest świętem radosnym, przypominającym nasz prima aprilis. W dzień Trzech Króli, podobnie jak w Hiszpanii, przez miasta przechodzą wielobarwne parady, a dzieci dostają prezenty.
W Brazylii Boże Narodzenie jest najważniejszym świętem religijnym, obchodzonym w kręgu rodzinnym. Podobnie jak w Meksyku, w każdym domu tradycyjnie stawia się szopkę, do której co roku należy dołożyć nową figurkę, a starym zmienić szaty. Obok tradycyjnych postaci przy brazylijskim żłóbku znaleźć można pancernika czy amazońskie motyle. Na stole wigilijnym ląduje natomiast na honorowym miejscu pieczony indyk, raba nada - będący rodzajem ciasta francuskiego, szynka oraz nieprzebrane ilości bakalii - głównie orzechów. O północy w Wigilię, zamiast na pasterkę, wychodzi się z domu, by obejrzeć pokaz fajerwerków, a następnie udać się do barów ze znajomymi, gdzie już będzie się omawiać przygotowania do karnawału.
W Wenezueli Boże Narodzenie poprzedza święto pasterzy, które ma odtworzyć moment, gdy pasterze dowiedzieli się o narodzinach dzieciątka i idą go powitać radosnymi śpiewami i tańcem. Tradycyjnie więc wszyscy noszą kolorowe stroje pełne kokard, kwiatów i wstążek. Połowa ma reprezentować pasterzy, a druga pasterki, choć wszystkie postaci odgrywają mężczyźni. Jak w pozostałych krajach Ameryki Łacińskiej, również i w Wenezueli wystawia się szopki. Odbywają się konkursy na najładniejszą z nich, a przez cały styczeń odbywa się tzw. wykradanie Dzieciątka ze żłóbka, szukanie go i świętowanie Jego odnalezienia. Podobnie jak w Polsce, najważniejszym dniem jest Wigilia Bożego Narodzenia, którą wypełniają radosne tańce i kolacje w dużym gronie rodzinnym, na których głównym daniem jest Hallaca - zawinięta w bananowy liść masa kukurydziana z mięsem i rodzynkami.

Afryka i Australia
W raz z końcem roku kalendarzowego w Afryce rozpoczyna się lato i wakacje, dlatego w trakcie Bożego Narodzenia mieszkańców, zwłaszcza dzieci, przepełnia podwójny entuzjazm.
W Kongo Wigilia zaczyna się bardzo wcześnie, gdy to grupy kolędników ruszają ulicami miast i wsi, by śpiewać pod domami sąsiadów. Kościoły pękają w szwach. Msze są bardzo głośne, radosne i pełne elementów tanecznych. Wierni przychodzący na nabożeństwo przynoszą podarki, które pozostawiają później na specjalnym podeście przy ołtarzu. Następnie organizowane są przed domami wielkie uczty, na których wspólnie bawią się rodziny i przyjaciele. Śpiewy i tańce trwają do rana, dlatego pierwszy dzień świąt jest raczej leniwym wypoczynkiem po Wigilii.
W republice południowej Afryki większość mieszkańców wykorzystuje okres Bożego Narodzenia na wyjazd na wakacje. Dlatego campingi i hotele przeżywają istne oblężenie. Jednak ci, którzy pozostaną we własnych domach, nie będą się z pewnością nudzić. Biorą udział we wspólnym kolędowaniu przy świecach, dekorują dom kwiatami i sosnowymi gałązkami, przygotowują dla rodziny i przyjaciół uroczysty obiad na Świeżym powietrzu. Na stole znajdą się z pewnością: indyk, pieczeń, babeczki mince pie, żółty ryż z rodzynkami i pudding śliwkowy.
W Ghanie Boże Narodzenie nie pachnie choinką lecz kakao, gdyż właśnie wtedy wypadają jego zbiory, dlatego jest to podwójnie radosny okres pełen tańców i maskarad. Domy i kościoły dekoruje się już z początkiem adwentu. W Wigilię ulicami miast maszerują dzieci, śpiewając Kolędy i zapowiadając nadejście Chrystusa. Wieczorem natomiast wierni gromadzą się w kościołach pełnych świec i palm.
W Ugandzie dźwięk bębnów zapowiada nadejście świąt już tydzień wcześniej. W Wigilie kolorowe korowody wędrują ze śpiewem od chaty do chaty. Należy odwiedzić wszystkich krewnych i zjeść z nimi posiłek czyli najczęściej świąteczną matokę (zielone banany duszone w liściach bananowca).
Podobnie jak Afrykanie, Australijczycy od grudnia do lutego mają wakacje, dlatego często spędzają święta poza domem. Charakter ich obchodów jest mniej religijny, a bardziej towarzyski. Niemniej jednak, nie brakuje wspólnego kolędowania, dekorowania domów wieńcami, choinkami i światełkami. W stolicy organizowane jest wielkie bożonarodzeniowe widowisko, a pomniejsze miasta mają swoje lokalne festyny. Zamiast wieczerzy wigilijnej jest obiad ze skromnym grillowanym menu, ale najczęściej spożywany na plaży nad oceanem.
Taki zróżnicowany charakter obchodów wynika z faktu, że nie wszędzie Boże Narodzenie jest świętem religijnym, a jedynie okazją do spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Ponadto w Afryce i Ameryce misjonarze szerzący chrześcijaństwo, chcąc zachęcić miejscową ludność do przyjęciawiary, często wykorzystywali miejscowe obrzędy, które obecnie weszły na stałe do obchodów świąt kościelnych. Należy pamiętać również, że nawet w obrębie chrześcijaństwa mamy różne kościoły, dlatego np.: protestanckie Wigilie w Szwecji i Anglii nie są bynajmniej postne. Ten, niestety, dość krótki przegląd, uświadamia nam jednak, jak niezwykle bogate i zróżnicowane są tradycje bożonarodzeniowe na całym świecie.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Podróż - KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI

A podobno jest gdzieś ulica
(lecz jak tam dojść? którędy?)
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którymżeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: "gdzieś pan był tyle lat?"
"Wędrowałem przez głupi świat".
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazdka na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
Blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:
LULAJŻE, JEZUNIU,
MOJA PEREŁKO,
LULAJŻE, JEZUNIU
ME PIEśCIDELKO...

zaznacz i zamknij wróć do góry



Ciekawostki

Zagrożone królestwo aligatorów
Park Narodowy Everglades, jeden z największych w USA, wpisany przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego, nazywany jest rzeką traw, bo to właściwie sawanna pod wodą. Pięć tysięcy lat temu południowa Floryda znajdowała się poniżej powierzchni oceanu. Morskie organizmy umierając budowały z muszelek i skorupek wapienne podłoże. Teraz rejon ten wystaje już nad lustro morza, ale niewiele, bo najwyższy punkt w Miami znajduje się tylko 5 metrów ponad nim.
Skaliste dno, zbudowane z porowatego wapienia, pokryte jest cienką warstwą gleby. Na tych mokradłach rosną kłocie, zwane też trawą piłą, bo ich długie, trawopodobne łodygi pokryte są kolcami. Po tym podłożu spływa do Zatoki Florydzkiej „rzeka traw”. Jest to rzeka potężna, bo ma 80 kilometrów szerokości i 160 kilometrów długości, ale płynie, a właściwie cieknie, z szybkością zaledwie kilkudziesięciu metrów na dobę. Jest też bardzo płytka. W najgłębszych miejscach ma metr głębokości, a na skraju tylko kilkanaście centymetrów.
Wśród kłoci, cyprysów i mangowców żyje prawie 300 gatunków ryb, 20 gatunków płazów, 350 gatunków ptaków, ponad 40 gatunków ssaków, w tym zagrożona wyginięciem puma florydzka, a także ponad 50 gatunków gadów. To jedyny na świecie ekosystem, w którym obok siebie mieszkają słodkowodne aligatory amerykańskie i zagrożone wyginięciem słonolubne krokodyle amerykańskie.
Prawdziwymi władcami Everglades są – a właściwie były -aligatory. Nie miały naturalnych wrogów. Natomiast w jamach, które samice drążą swoimi potężnymi ogonami, w porze suchej zbiera się woda ratująca przed śmiercią inne gatunki. Do gniazd aligatorów napływają ryby, a za nimi przylatują ptaki.
Ten niezwykle bogaty ekosystem zmaga się z poważnym problemem, jaki stanowią tak zwane gatunki inwazyjne, czyli takie, które naturalnie nie występowały w ekosystemie, ale zostały tam w różny sposób przywleczone przez ludzi. Pozbawione naturalnych wrogów rozpychają się, wypierając gatunki naturalne obecne na mokradłach od dawien dawna. Nigdzie na świecie nie ma ich zresztą tyle, co na Florydzie. A królem tych intruzów jest pyton tygrysi ciemnoskóry.
Jego ojczyzną są lasy deszczowe Azji Południowo-Wschodniej, ale - paradoksalnie – w swoim naturalnym środowisku jest bliski zagrożenia wyginięciem. A to na skutek mody na te węże w Stanach Zjednoczonych, do których w latach 1996-2006 sprowadzono prawie 100 tysięcy pytonów tygrysich ciemnoskórych. Są to jedne z największych węży na świecie. Mają 7 metrów długości i ponad 70 kilogramów wagi! Skórę mają piękną, błyszczącą, pokrytą ciemnobrązowymi plamami, które poprzecinane są złotymi cętkami. Z małego węża wyrasta jednak olbrzym, no więc żeby pozbyć się kłopotu wypuszczano je na słynnych bagnach na Florydzie, gdzie znalazły idealny dla siebie nowy dom.
Pytony lubią jeść ptaki, ryby, płazy, gady i ssaki. W brzuchach zabitych węży znajdowano resztki jeleni, a także dorosłych aligatorów amerykańskich. Nie dość, że te inwazyjne pytony są w stanie podjąć walkę z aligatorami, to na dodatek są to jedyne węże z „importu”, które w Everglades się rozmnażają. Nie robią tego ani obce boa dusiciele, ani pytony siatkowe, ani anakondy zielone i żółte. Ci nieproszeni goście długo też żyją – od 15 do 25 lat. Nic dziwnego, że w obronie rodzimych gatunków wydano im bezpardonową wojnę. Ciągle jednak nie wiadomo z jakim skutkiem.
Moda na stare neony
Reklamy świetlne – coraz niestety rzadsze – zostały w końcu uznane za dzieło sztuki. Powstało nawet Muzeum Neonów przy ulicy Mińskiej w Warszawie.
Pierwszy napis z rurek wypełnionych świecącym gazem zaprezentował w 1902 roku na paryskim salonie samochodowym wynalazca Georges Claude. Pierwsze reklamy neonowe zawisły w Warszawie już 16 lat później. Wkrótce było ich tak wiele, że władze zaczęły je nieco ograniczać ze względu na bezpieczeństwo kierowców.
Po wojnie, w czasach odbudowy Warszawy, neony miały jeszcze funkcję dodatkową. Miały zasłaniać wyzierające zza nowych budynków gruzy. Często łatwiej było zawiesić wielki, świecący napis, niż do końca odbudować kwartał kamienic czy wstawić plombę. Wtedy zaczęły powstawać reklamy giganty, projektowane – co warto podkreślić - przez najlepszych grafików, architektów, plakacistów. Pierwszy był w latach 50. wielki globus Orbisu w Alejach Jerozolimskich. Słynna była też siatkarka na Placu Konstytucji.
Światła reklam zaczęły masowo gasnąć w latach 80. Neon jest bowiem drogi i kłopotliwy. Godzina świecenia niedużego znaku kosztuje złotówkę. Natomiast powszechna obecnie reklamowa płachta ze zdjęciem jest tania i prosta w utrzymaniu. Podobnie jak kolorowe pudła pleksi z energooszczędną żarówką w środku. Nie mają jednak ani tego uroku, ani tego klimatu. Wystarczy rozejrzeć się za nielicznymi neonami, które pozostały w przestrzeni miast albo wybrać się do muzeum.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Językowe potyczki: Jasełka, szopki, herody…

Jasełka to zdrobnienie od jasła, czyli żłobu. Najpierw tak nazywano żłobek, potem figurki kościelne wyobrażające scenę narodzin Chrystusa, a w końcu widowiska ludowe związane z Bożym Narodzeniem. Wypada od razu zaznaczyć, że były one mniej popularne niż podobne widowiska wielkanocne.
Pierwsze wzmianki o przedstawieniach religijnych na Boże Narodzenie pojawiają się dopiero w XVI wieku. Za ich zalążek uważa się franciszkański zwyczaj adoracji żłobka (tzw. kołysanie Jezuska), zaświadczony w polskich kolędach z tego okresu. Teksty dramatyczne pochodzą zaś z XVII i XVIII wieku. Choć ich autorami byli pisarze nie najwyższego lotu, przeważnie anonimowi bakałarze, organiści i proboszczowie, to są one bardzo ciekawe. Wątek biblijny przeplatał się w nich bowiem z elementami świeckimi, obejmującymi realia codziennego życia oraz wtręty natury politycznej i obyczajowej.
Najbardziej popularna była w nich część pastoralna, która rozrastała się do rozmiarów samodzielnego utworu. Występowali w niej – obok pasterzy oczywiście – żołnierze, wędrowne dziady i inne postaci ludowe, przemawiające nawet niekiedy gwarą. Tutaj też przedstawiano realistycznie ówczesną chłopską rzeczywistość, co dla badaczy dawnych zwyczajów jest bezcenne.
U schyłku XVIII wieku w kościołach franciszkanów i kapucynów w Warszawie w okresie Bożego Narodzenia - obok tradycyjnych figurek nieruchomych – wprowadzono także postaci ruchome, przedstawiające na przykład tańczącą szynkarkę, bójkę chłopców, musztrę żołnierzy, czy zapasy śmierci z diabłem. Pomysł ten bardzo się ludziom podobał, ale spotkał się ze sprzeciwem biskupów. Przeniósł się więc na scenę i tak powstał teatrzyk marionetkowy, zwany szopką.
W XIX i XX wieku te szopki według ludowych wzorów nasycano aktualnościami i aluzjami politycznymi. W rezultacie powstawały utwory satyryczne, zwane szopkami politycznymi, gdzie zamiast figurek jasełkowych występują znane osobistości.
Niezależnie od tych widowisk istniał żywy jeszcze do niedawna zwyczaj „chodzenia z szopką”, czyli obnoszenia nieruchomych figurek i kolędowania. W niektórych dzielnicach szopki takie były bardzo ozdobne i pomysłowe. Słynął z nich zwłaszcza Kraków, gdzie do dziś urządza się konkursy na najpiękniejszą szopkę.
Podczas tego kolędowania urządzano też mini przedstawienia. W rolach głównych występował w nich zwykle Herod, diabeł i śmierć. Dlatego na kolędników mówiło się też herody.
Kropka

zaznacz i zamknij wróć do góry



Cooltura: Zwykła niezwykła gwiazda - KONRAD ZYCH

Nie wstydzi się swojej tuszy, unika dziennikarzy, nie jest bohaterką skandali. Jednym słowem – w niczym nie przypomina współczesnych gwiazd muzyki pop. Na tle Rihanny czy Lany Del Ray wydaje się wręcz uosobieniem zwyczajności i bezpretensjonalności. Zwykła niezwykła gwiazda – chciałoby się powiedzieć.

Spice Girls i Londyn
Kiedyś młodzi wykonawcy mówili, że do sięgnięcia po gitarę czy mikrofon zainspirowali ich artyści tacy, jak The Beatles, Led Zeppelin, Pink Floyd czy Jimi Hendrix. Czasy się jednak zmieniają a wraz z nimi – muzyczni bohaterowie. Adele Laurie Blue Adkins, znana po prostu jako Adele, wśród swoich największych inspiracji nie wymienia klasyków rocka, lecz wykonawców w rodzaju Aaliyah, Destiny’s Child czy Pink. Przede wszystkim jednak – Spice Girls. To dzięki popularnym przed laty „Spicetkom” przyszła gwiazda zaczęła komponować. Bo w odróżnieniu od innych współczesnych gwiazd Adele sama pisze swoje piosenki. Jest również autorką tekstów – zawsze bardzo osobistych, opowiadających o ważnych dla niej ludziach i miejscach.
Takich, jak rodzinny Londyn, któremu poświęciła swój pierwszy przebój, „Hometown Glory”. Podobno napisała ten utwór w niecałe 10 minut po rozmowie z matką, która próbowała namówić ją do przeprowadzki i pójścia na studia. Jak łatwo się domyślić, przyszła gwiazda miała zupełnie inne plany. Piosenka jest hołdem wokalistki dla Londynu i jego mieszkańców. „Dokoła mojego miasta/krążą świeże wspomnienia/(…) ludzie, których spotykam/są cudami mojego świata” – śpiewa w refrenie, dając tym samym do zrozumienia, że nie zamierza opuszczać miejsca, z którym łączy ją tak wiele.

Przechadzka w pidżamie
Piosenka, wydana początkowo tylko na płycie winylowej w zaledwie 500 egzemplarzach, nie od razu stała się wielkim przebojem. Świat usłyszał o niej (i o Adele) dopiero przy okazji premiery debiutanckiego albumu wokalistki, „19”. Od tego momentu kariera piosenkarki potoczyła się w zawrotnym tempie. Płytę docenili zarówno słuchacze, jak i krytycy, a wytypowana na drugi singiel piosenka „Chasing Pavements” zdobyła nagrodę Grammy w kategorii „Najlepsze żeńskie wykonanie Pop”. Jury tego prestiżowego konkursu wyróżniło również samą piosenkarkę, przyznając jej tytuł „Najlepszego nowego artysty”. Podobnego zdania byli inni krytycy, którzy w ankiecie zorganizowanej przez telewizję BBC wybrali wokalistkę „topowym debiutantem” roku 2008. I pomyśleć, że gdy dwa lata wcześniej zgłosił się do niej przedstawiciel wytwórni z propozycją podpisania kontraktu, przyszła gwiazda sądziła, że to żart!
Szybko zdobyta sława nie zmieniła młodej Angielki. Mimo wielu przychylnych recenzji i nagród dla debiutanckiego albumu woda sodowa nie uderzyła jej do głowy. Do swojej popularności piosenkarka odnosi się bowiem z dużym dystansem. Nie boi się nawet żartować ze swojej wagi. W jednym z wywiadów przyznała, że na gali wręczenia nagród Grammy miała na sobie... cztery pary wyszczuplających majtek. Innym razem przechadzała się po centrum Londynu w samej piżamie i narzuconym na nią zielonym płaszczu. Tylko nieliczni przechodnie rozpoznali w tej dziwnie ubranej kobiecie słynną piosenkarkę. „To dlatego, że zwykle ubieram się na czarno” – przyznawała w wywiadach, tłumacząc swój niecodzienny strój tym, że dzień wcześniej pracowała do późna. Trudno posądzać ją jednak o chęć zwrócenia na siebie uwagi. Wokalistka jak ognia unika bowiem szumu wokół swojej osoby. Dlatego stroni od wystawnych bankietów i fotoreporterów. Nawet wywiadów udziela niechętnie. Kiedy już jednak się na to zdecyduje, podkreśla, że życie celebrytów zupełnie jej nie interesuje.

Rodzina zamiast płyty
Zainteresowania mediów trudno jednak uniknąć – zwłaszcza, gdy wydaje się płyty tej miary, co „19” czy „21” (oba tytuły oznaczają wiek wokalistki, w momencie rozpoczęcia nagrań). Szczególnie drugi z wymienionych albumów godny jest uwagi. Adele udało się bowiem przebić znakomity debiut. „21” już dziś zaliczany jest do najlepszych dokonań kobiecej wokalistyki, sama Adele bywa zaś porównywana do artystek tej miary, co Aretha Franklin czy Amy Winehouse. Także wydane na singlach piosenki „Rolling in the Deep” i „Someone Like You” szybko wspięły się na szczyty list przebojów w kilku krajach (m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Australii). Płyta przyniosła też piosenkarce kolejne prestiżowe nagrody (m.in. sześć statuetek Grammy i dwie nagrody Brit Awards – dla najlepszej wokalistki i najlepszego albumu w 2012 roku). Głos Adele można również usłyszeć na ścieżce dźwiękowej najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda.
Niejeden artysta na jej miejscu starałby się wykorzystać swoje pięć minut. Adele pokazała jednak, że nie uznaje reguł rządzących współczesnym przemysłem muzycznym. Zamiast wejść do studia i zacząć nagrywać kolejny bestsellerowy album, postanowiła poświęcić się rodzinie. Ta ostatnia niedawno uległa zresztą powiększeniu. W połowie października piosenkarka urodziła syna. Z tego powodu nie pojawiła się na premierze najnowszego filmu o przygodach agenta 007. Pytana o plany na przyszłość, przyznaje, że choć tworzenie muzyki i dalsza kariera są dla niej ważne, na pierwszym miejscu stawia swoich bliskich. Kolejny album? Cóż, wygląda na to, że fani muszą uzbroić się w cierpliwość.

zaznacz i zamknij wróć do góry



W oczekiwaniu na cud - BARBARA ZARZECKA

Elisabet cofa się w czasie. Dokąd zmierza? Wraz z towarzyszami podróży – aniołami, mędrcami, pasterzami i barankami podąża ku tajemnicy. Sama również jest zagadką – nie tylko dla nas, czytelników, ale także dla pewnego chłopca, który kupuje niezwykły bożonarodzeniowy kalendarz. Kartki, które w nim znajduje, spędzają mu sen z powiek. Z każdym dniem historia Elisabet coraz bardziej go wciąga (i nas przy okazji też). Kto zrobił magiczny kalendarz i ukrył w nim sekretne kartki? Kim jest ten dziwny sprzedawca kwiatów? Czy historia Elisabet jest prawdziwa?
„Tajemnica Świąt Bożego Narodzenia” Josteina Gaardera, autora kultowego „Świata Zofii”, to opowieść, którą trzeba czytać codziennie od 1 grudnia do Wigilii. Książka przeniesie Cię w niezwykły świat, bo „w tej historii roi się od zdumiewających zależności… Zupełnie jakby przez wszystkie stulecia biegały krasnoludki.” Nastroi Cię na święta; w piękny, trochę baśniowy sposób przypomni Ci, co wtedy jest naprawdę ważne. Właściwie jest to powieść dla każdego – dla Ciebie, Twojego młodszego lub starszego rodzeństwa, ale także dla Twoich rodziców. Będzie świetną lekturą zarówno dla wielbicieli świątecznego rozgardiaszu, jak i dla pluszowych baranków, które najchętniej by gdzieś uciekły, bo nie mogą już znieść brzęku aparatów kasowych i towarzyszącej zakupom paplaniny.
Jeśli zamiast telewizora lub komputera włączysz audiobook z tym tytułem, ten świąteczny czas będzie naprawdę cudowny. Bo – jak powiedział jeden z bohaterów powieści - na Boże Narodzenie trzeba umieć czekać.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Podwładni jednego króla - MAREK GROSZKOWSKI

Klasztor Jasnogórski był w XVII wieku miejscem szczególnym dla katolików i pozostał nim do dziś. Jego oblężenie przez Szwedów podczas pierwszego roku „potopu” obrosło w legendę i jest obecnie znane wszystkim, za sprawą literackiej, pełnej heroizmu wizji Sienkiewicza. Obrońcy Jasnej Góry w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, podczas gdy większość ludzi odpoczywała, musieli odpierać bardzo silne ataki. Mało kto jednak wie, że tak naprawdę było to starcie pomiędzy poddanymi tego samego króla. Faktem jest również, że wbrew temu, co myśli się dzisiaj o obronie Częstochowy, wcale nie była ona uważana przez współczesnych jej za wydarzenie o decydującym znaczeniu. A jak było naprawdę?
Obrona Jasnej Góry rozpoczęła się 18 listopada 1655 roku. Trwała prawie 6 tygodni i zakończyła się 27 grudnia zupełną porażką i odstąpieniem oblegających Szwedów. Polska załoga klasztoru, z przeorem (przywódcą) miejscowego zgromadzenia zakonu Paulinów, Ks. Augustynem Kordeckim na czele, mogła odetchnąć z ulgą. Wcześniej jednak musiała przeżyć niemało stresujących chwil.
W momencie rozpoczęcia zmagań sytuacja naszego kraju, który w tym czasie wraz z Litwą tworzył Rzeczypospolitą Obojga narodów, była nie do pozazdroszczenia. W lipcu 1655 roku oddziały szwedzkie wkroczyły do Wielkopolski. Po jej zajęciu posuwały się dalej w głąb państwa. Bez większego oporu poddawały im się kolejne prowincje. W skandynawskim królu Karolu Gustawie widziano powszechnie kogoś, kto jest w stanie w końcu zaprowadzić porządek w Rzeczypospolitej. On sam bardzo dbał o własny wizerunek, zabraniając swoim żołnierzom między innymi dopuszczać się nadużyć na ludności cywilnej oraz obiecując szlachcie i magnaterii, że będzie lepszym monarchą, niż dotychczas panujący Jan Kazimierz.
Sami mieszkańcy klasztoru jasnogórskiego mogli czuć się realnie zagrożeni przez najeźdźców od 17 października, kiedy to wojska szwedzkie po 3-tygodniowym oblężeniu zajęły najbliższy większy ośrodek – Kraków. Ks. Kordecki zdecydował zatem na początku listopada o poddaniu się Szwedom. W akcie wysłanym Karolowi Gustawowi Paulini przyrzekali mu wierność. Odpowiedź Szwedów była przychylna. Przedstawiciele obydwu stron spotkali się w Krakowie, by omówić szczegółowe warunki ugody.
Tymczasem 8 listopada, znajdujący się w służbie szwedzkiej, nic niewiedzący o prowadzonych rozmowach, hrabia Jan Weyhard Wrzesowicz podjął próbę zajęcia klasztoru. Kierował się przy tym głównie własną ambicją. Dysponował 200 żołnierzami i kilkoma małymi armatkami polowymi. Załoga Jasnej Góry liczyła mniej więcej tyle samo zdatnych do obrony ludzi, posiadała jednak zdecydowanie więcej dział, przy czym były one cięższego kalibru. Poza tym, obrońcy byli schowani za wysokimi murami, położonymi w dodatku na wzgórzu.
Wrzesowicz nie miał zatem najmniejszych szans, by zająć klasztor zbrojnie. Próbował więc dokonać tego za pomocą układów. W trakcie stawiał jednak bardzo wygórowane warunki, wręcz upokarzające zakonników. Mieliby opuścić Jasną Górę i zdać ją na łaskę Szwedów. W zamian za to gwarantowano im jedynie nietykalność osobistą. Taka ugoda była dla księdza Kordeckiego i podległych mu ludzi całkowicie nie do przyjęcia. Porozumienie utrudniał też fakt, że w listopadzie 1655 roku dla większości obywateli Rzeczypospolitej było już jasne, że Szwedzi nie dotrzymują zawieranych umów i że nie można im ufać. Dopuszczali się bowiem licznych nadużyć w zajętych przez siebie prowincjach. Nic dziwnego zatem, że powyższe warunki zostały przez obrońców odrzucone. Wrzesowicz rozkazał więc „dla postrachu” ostrzeliwać klasztor ze swoich armatek, a następnie podjął decyzję o wycofaniu się. Pierwsza próba zajęcia Jasnej Góry zakończyła się zatem niepowodzeniem.
Nieco później, 11 listopada, do Częstochowy powrócili wysłannicy z Krakowa. Okazało się, że Szwedzi koniecznie chcą mieć, chociażby tylko w części, swoją załogę w klasztorze. Karol Gustaw słusznie obawiał się, że pozostający na Śląsku niezrzekający się polskiej korony Jan Kazimierz będzie stamtąd organizował oddziały do walki z okupantami. Poza tym istniała realna możliwość, że niechętnie patrzący na wzrost potęgi Skandynawów Austriacy wyślą wojska na pomoc Rzeczypospolitej. Król szwedzki zatem potrzebował załogi w Częstochowie, by jak najskuteczniej przeszkadzać planom Jana Kazimierza oraz by zabezpieczyć znajdującą się bardzo blisko granicę z Austrią.
Kolejną próbę zajęcia Jasnej Góry podjął generał Burhardt Miller. Według poświęconej oblężeniu Częstochowy „Nowej Gigantomachii”, do której wrócę jeszcze nieco dalej, dysponował on 9 tysiącami żołnierzy. Tę wersję przedstawił również w „Potopie” Henryk Sienkiewicz. Korzysta z niej także wielu przewodników oprowadzających współcześnie turystów po Jasnej Górze. Według nowszych ustaleń historyków jest ona jednak nieprawdziwa. Pod rozkazami generała służyło bowiem zaledwie 1,5 tysiąca żołnierzy (1200 jazdy i 300 piechoty). Mniej więcej połowę z nich stanowiło polskie wojsko, które wcześniej przeszło na stronę Szwedów. Dosyć niechętnie uczestniczyło ono w opisywanych działaniach. Co więcej Miller dysponował w chwili rozpoczęcia oblężenia tylko tymi działami, które przekazał mu Wrzesowicz i które „pokazały co potrafią” pod Jasną Górą 8 listopada. Poza tym jego piechurzy byli bardzo słabo wyszkoleni. Inaczej wprawdzie sprawa miała się z jazdą, ale w przypadku oblężeń była ona formacją w bardzo małym stopniu przydatną.
Nic dziwnego, że Miller rozpoczynając 18 listopada oblężenie, przede wszystkim próbował zdobyć klasztor układami. Trwały one, z niewielkimi przerwami na symboliczne działania wojenne z obydwu stron, do 10 grudnia. Zakonnicy starali się jak tylko mogli zyskać na czasie. Wielu spośród nich do Szwedów zdecydowanie zniechęcił wcześniej wspomniany samowolny atak Wrzesowicza. W niemalże każdej rozmowie, czy wymianie korespondencji zakonnicy cały czas podkreślali, że są poddanymi Karola Gustawa, boją się tylko agresywności jego żołnierzy po wejściu do klasztoru. Ksiądz Kordecki wynajdywał coraz to nowe formalności niepozwalające Skandynawom zająć Jasnej Góry. Na przykład, wysłuchawszy wyraźnego rozkazu króla szwedzkiego nakazującego obsadzić Częstochowę obcą załogą, stwierdził, że klasztor nie jest jej częścią i stanowi osobną, podległą przeorowi placówkę
Sytuacja zmieniła się nieco 10 grudnia, kiedy Miller otrzymał 6 dział dużego kalibru oraz dodatkowo 200 żołnierzy piechoty. Rozpoczął on wówczas silniejsze ostrzeliwanie klasztoru, próbując nawet podłożyć pod nim minę. Oblężeni zaczęli poważnie zastanawiać się nad sensem dalszej obrony. Do kontynuowania walki przekonywała ich jednak zmieniająca się na korzyść Rzeczypospolitej sytuacja militarna, o której, mimo oblężenia, otrzymywali co jakiś czas dokładne meldunki. W całym kraju ludność buntowała się przeciwko Szwedom, a Jan Kazimierz szykował się do powrotu.
Pod wpływem tego Karol Gustaw, chcąc łagodniej przysposobić sobie Polaków, wydał 1 grudnia rozkaz o zaniechaniu oblężenia, poprzestając jedynie na formalnym uznaniu przez klasztor swojej władzy. Dotarł on do obozu Millera 25 grudnia i spowodował wymarsz Szwedów spod Jasnej Góry dwa dni później. 23 grudnia szturmujący otrzymali dwa ciężkie moździerze. Historycy są zgodni, że konsekwentne bombardowania klasztoru z ich udziałem musiałyby w ciągu maksimum tygodnia przynieść skuteczny efekt. Do ich przeprowadzenia jednak nie doszło. Ostatni, i chyba najpoważniejszy, szturm miał miejsce w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia.
Wbrew powszechnej dotychczas opinii, w dalszym okresie „potopu” oblężenie klasztoru nie było wykorzystywane propagandowo w żaden sposób. Dwór królewski traktował je jako jedno z wielu działań przeciwko Szwedom, nie przyznając częstochowskim operacjom pierwszeństwa w żaden sposób. Dopiero pod koniec 1657 roku zrodził się pomysł rozpropagowania ich wśród społeczeństwa. Zaowocowało to wydaniem kilka miesięcy później przez księdza Kordeckiego „Nowej Gigantomachii”. Jest to dostępny do dzisiaj w wielu antykwariatach i bibliotekach opis oblężenia Jasnej Góry autorstwa samego przeora. Dopiero on przyczynił się do upowszechnienia wiedzy o omawianych działaniach u większości społeczeństwa, stwarzając też wizję Rzeczypospolitej jako ostoi katolicyzmu w walce z luterańską Szwecją.
Na koniec warto zauważyć, że oblężenie Jasnej Góry miało miejsce jedynie na skutek zbiegu kilku okoliczności. Gdyby nie butna postawa Wrzesowicza to istnieje duże prawdopodobieństwo, że zakonnicy doszliby do porozumienia ze Szwedami i w ogóle by do niego nie doszło. Poza tym Karol Gustaw mógł, co zresztą poważnie rozważał, wydać wspominany już rozkaz rezygnacji z działań pod Częstochową wcześniej. Wtedy rezultat byłby taki sam lub niewiele różniłby się od powyższego. Wydarzenia historyczne często mają jednak to do siebie, że dzieją się na skutek jakiegoś przypadku i oblężenie Jasnej Góry nie jest tutaj odosobnionym zjawiskiem.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Coś pysznego: Świąteczne skojarzenia

Wigilia – wiadomo - ryby, grzyby i kapucha. A z czym kojarzą Ci się późniejsze dni – pierwszy i drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia? Z jakimi zapachami i smakami? Z pomarańczami? Bakaliami? Słodkim karmelem? Korzennymi przyprawami? Wybierz swój ulubiony bożonarodzeniowy składnik i pobaw się z nami w skojarzenia.

Chrupiące migdały
Składniki
1 szklanka cukru
3 szklanki migdałów (lub innych orzechów)
pół łyżki cynamonu
1/4 szklanki wody

Przygotowanie
Rozgrzej patelnię na średnim ogniu i zmieszaj na niej cukier z wodą i cynamonem. Dodaj migdały i mieszaj łyżką do momentu aż kryształki cukru całkowicie się rozpuszczą a migdały zostaną pokryte słodkim, cynamonowym syropem. Ściągnij patelnię z ognia i przełóż migdały do ostygnięcia, najlepiej na papier do pieczenia. Migdały mogą być przygotowane kilka dni wcześniej.

Pomarańcze w karmelu
Składniki
szklanka cukru
szklanka wody
kilka sztuk pomarańczy

Przygotowanie:
Do garnka wsyp cukier i wlej pół szklanki wody. Postaw na małym ogniu i mieszaj do momentu, aż cukier się rozpuści. Następnie, nie mieszając, doprowadź do wrzenia. Do cukrowej masy wlej pół szklanki wrzątku i jeszcze raz zagotuj cały czas mieszając. Gdy masa będzie jednolita, zdejmij z ognia. Pomarańcze obierz i pokrój na plasterki, ułóż na talerzu, polej karmelem.

Korzenna kawa
Składniki
6 łyżeczek Inki
2 szczypty mielonego kardamonu
pół łyżeczki cynamonu
2 szczypty imbiru
1 szczypta mielonego anyżu gwiazdkowego
1 goździk
cukier waniliowy
cukier do smaku

Przygotowanie
Do rondelka wsyp przyprawy i Inkę. Zalej wrzątkiem (ok. pół litra wody). Zamieszaj. Kawę możesz chwilkę podgotować z przyprawami, ale nie musisz. Na koniec napój posłódź i przelej do kubków.
Uwaga: Jeśli nie masz któregoś składnika, nie przejmuj się – sam możesz stworzyć swoją niepowtarzalną kompozycję.

zaznacz i zamknij wróć do góry



English corner

Hello. How are you? Mam dla Was niespodziankę. Studenci i studentki z Lublina postanowili odwiedzić nasz „Kącik języka angielskiego”. Dzisiaj gościmy Edytę Kusz – studentkę piątego roku filologii angielskiej KUL, która przygotowała dla Was grudniowe opowiadanie. Myślę, że Wam się spodoba, a ja mam nadzieję, że studenci zadomowią się w naszym kąciku na stałe! Dziękujemy, pani Edyto!

Santa and a naughty girl
Before Christmas Santa Claus was very busy. He was preparing presents for all good children. Sarah was waiting for her Christmas present too. But Sarah was not a good girl.
On Monday, Sarah wrote a letter to Santa Claus: "Dear Santa! I want a real sports car.” Santa was very surprised because Sarah was too young to drive, He gave her a toy car but Sarah did not like it and threw it away.
very busy – bardzo zajęty
was preparing – przygotowywał
was waiting – czekała
Monday – poniedziałek
wrote a letter – napisała list
a real sports car – prawdziwy samochód sportowy
surprised – zaskoczony, zdziwiony
too young to drive – zbyt młoda na prowadzenie samochodu
a toy car – samochód zabawka
threw it away – wyrzuciła

On Tuesday, Sarah had a different wish: "I want a magical hat which will make me invisible so that I can play horrible tricks on people.” But Santa gave Sarah a normal hat. The hat was beautiful but Sarah did not like it. She took a pair of scissors and cut it to pieces.
Tuesday – wtorek
different wish – inne życzenie
a magical hat – magiczny kapelusz
which will make me invisible – który sprawi, że będę niewidzialna
beautiful – piękny
took – wzięła
a pair of scissors – nożyczki (po angielsku dosłownie: parę nożyczek)

On Wednesday, the girl changed her mind. "I want to have diamond shoes!" she said. Santa Claus was confused. He gave Sarah a pair of shoes decorated with glass beads but Sarah was furious. “These are not real diamonds”, she screamed.
Wednesday – środa
changed her mind – zmieniła zdanie
diamond shoes – diamentowe buty
was confused – był zmieszany, nie wiedział, co robić
decorated with glass beads – ozdobione szklanymi koralikami
furious – wściekła
screamed – wrzasnęła

On Thursday Santa got another letter from Sarah. This time, Sarah wanted a saxophone. She wanted to be a famous musician. Santa was happy. “At last, this is a sensible wish”, he thought. But Sarah decided that the saxophone was too difficult to play and she quickly got bored with it
Thursday – czwartek
another letter – jeszcze jeden list
this time – tym razem
demanded – zażądała
a famous musician – sławny muzyk
happy – szczęśliwy
at last – wreszcie
a sensible wish – rozsądne życzenie
he thought – pomyślał
decided – postanowiła (tu: stwierdziła)
too difficult to play – zbyt trudny, żeby na nim grać
she quickly got bored with it – szybko się nim znudziła

On Friday Sarah wrote another letter to Santa. This time she wanted a hen laying golden eggs. Poor Santa was beginning to lose his patience but he gave Sarah an ordinary hen. Of course, Sarah did not like the present.
Friday – piątek
a hen laying golden eggs – kura znosząca złote jajka
poor – biedny
was beginning to lose his patience – zaczynał tracić cierpliwość
an ordinary hen – zwyczajna kura
of course – oczywiście

On Saturday she asked Santa for a star! Poor Santa! He thought and thought and finally gave Sarah a star fish. “What a horrible creature!” shouted Sarah. “Take it away!”
Saturday – sobota
she asked for a star – poprosiła o gwiazdę
thought and thought – myślał i myślał
finally – w końcu
a star fish – rozgwiazda
a horrible creature – okropne stworzenie
shouted – krzyknęła
take it away – zabierz ją

“This is too much”, thought Santa when he got another letter. This time, Sarah wanted a throne and a golden crown. She wanted to be a queen! On Sunday morning Sarah woke up and found a big box next to her bed. ‘Great! This must be my throne”, she thought. She quickly opened the box. But instead of a throne inside the box …
this is too much – tego już za wiele
when – gdy, kiedy
a throne and a golden crown – tron i złota korona
to be a queen – być, zostać królową
on Sunday morning – w niedzielny poranek
woke up – obudziła się
found a big box – znalazła wielkie pudło
next to her bed – obok łóżka
Great! – Super!
this must be my throne – to musi być mój tron
she quickly opened the box – szybko otworzyła pudło
but instead of a throne – ale zamiast tronu
inside the box – wewnątrz pudła

What do you think was in the box? Jak myślicie, co było w pudle? Mam nadzieję, że Wy nie sprawicie Mikołajowi takich kłopotów jak Sarah i że potraficie ucieszyć się nawet z najdrobniejszego prezentu!
Merry Christmas!
Bob

zaznacz i zamknij wróć do góry



Sport to zdrowie: Daj nurka po medal - KRZYSZTOF KOC

Ostatnie stresujące chwile przed skokiem, a potem już tylko walka ze wzburzoną wodą, czasem, sobą samym, walka o prawdziwy medal. Paraolimpiada w Londynie za nami, ale niewidomi pływacy już rozpoczynają przygotowania do Rio - następnych Igrzysk Paraolimpijskich w Brazylii. W Warszawie odbyły się integracyjne zawody pływackie, w których wzięli udział niewidomi i słabowidzący zawodnicy w różnym wieku.

Dowody na zalety wody
Pływanie jest sportem, który ma wiele walorów zdrowotnych. Zasadniczo sprzyja rozwojowi fizycznemu i sprawności osób systematycznie biorących udział w zajęciach na pływalni. Uznaje się je wręcz za najzdrowszą dyscyplinę, ponieważ w środowisku wodnym jest najmniejsze prawdopodobieństwo odniesienia kontuzji, odciążone są stawy. Pływanie hartuje organizm, wzmacniając odporność na choroby, sprzyja rozwojowi układu oddechowego i sercowo-naczyniowego. Ruch w wodzie poleca się szczególnie dzieciom i młodzieży oraz osobom z niepełnosprawnością. Niewidomi w basenie mogą poruszać się samodzielnie, ponieważ układ przeszkód nie ulega zmianom: tory zaznaczone są przeciągniętymi równolegle linami, wzdłuż których odbywa się ruch pływaków. Jedyne niebezpieczeństwo może stanowić brzeg basenu. Jeśli jest niski, wystarczy zabezpieczyć go miękką matą. Inny sposób to zasygnalizowanie niewidomemu pływakowi, że zbliża się do końca toru. Na zawodach stosuje się „pukanie” z brzegu długą, miękko zakończoną laską w ramię lub plecy dopływającego do ściany zawodnika. Sygnał musi być dotykowy, ponieważ głos w wodzie zbyt słabo się słyszy.

Mistrzowie na basenie
W połowie października (13-14.10) tradycyjnie osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu ruchu i wzroku startowały z warszawską młodzieżą podczas integracyjnych zawodów pływackich „Muszelka 2012”. Wyścigi rozgrywane były na dystansach 50, 100, 200, 400 m. stylem dowolnym, 50 i 100 m. stylem grzbietowym, klasycznym i motylkowym oraz 150, 200 m. stylem zmiennym. W klasyfikacji generalnej liczyła się suma punktów z trzech najlepszych startów zawodnika. Pływacy byli podzieleni na kategorie wiekowe: seniorzy (roczniki 1995 i starsi), juniorzy (roczniki 1996-1998) i kadeci (roczniki 1999 i młodsi). W zawodach wzięło udział blisko 90 niepełnosprawnych sportowców z 15 klubów z całej Polski.
W grupie niewidomych i słabowidzących bardzo dobrze zaprezentowali się zawodnicy UKS Laski prowadzeni przez trenera kadry narodowej Waldemara Madeja oraz zawodnicy Startu Wrocław. Pierwsze „trójki” pływaków w grupach startowych kształtują się następująco:
Mężczyźni, 17 lat i starsi
1. Głowacki Dawid, UKS Laski – 1368 punktów w 3 startach
2. Wołoszyn Marcin, Start Wrocław – 1167 punktów w 3 startach
3. Duda Arkadiusz, UKS Laski –1056 punktów w 3 startach
Chłopcy, 14 - 16 lat
1. Rzetelski Kamil, Start Wrocław – 1667 punktów w 3 startach
2. Kowalewski Kacper, UKS Laski – 1394 punktów w 3 startach
3. Kisiel Krystian, UKS Laski – 1384 w 3 punktów w 3 startach
Chłopcy, 13 lat i młodsi
1. Kozioł Arkadiusz 99 UKS Laski – 320 punktów w 3 startach

Więcej informacji oraz komplet wyników można znaleźć na stronie internetowej: http://www.muszelka.f-pro.pl lub http://swim.info.pl
Rozpocznij przygodę ze sportem, zacznij trenować na pływalni i weź udział w zawodach, by zdobywać medale i niezapomniane przeżycia.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Spróbuj rozwiązać!

Zamiana litery
1. Skupienia albo zjednoczony, stop z żelaza i węgla zrobiony 2. Oceny albo dźwięki na niej się lokują, Indianie swoim wrogom chętnie go zdejmują 3. Gdy nas złapie to ciężko chorujemy, z niej smaczną kaszę jemy 4. Zwierzę, co wszystko spałaszuje, modelka do obrazu ją przyjmuje 5. Na drapieżnika łapie, kolor nieba i mórz nie tylko na mapie 6. Adwokat lub notariusz, murawa przed domem zielona już 7. Orzech mlekiem tryskający, w nim jedwabnik śpiący Dodatkowa litera 1. Nad piwnicą poziom, na wspólnika w interesach to dobre słowo 2. Wyścigu kres, złoto i żelazo nim jest 3. Ptaszek z głosu znany, dzięki niemu pułapek ortograficznych unikamy 4. Na biegunach bujany, stół i kredens może być przez niego zjadany 5. Walka krwawa, z tym instrumentem dętym jest zabawa 6. Miara długości, pociągi podziemne na dużej głębokości 7. Osobnik interesujący, modę prezentujący
Kalambury Słowo będące rozwiązaniem pierwszej części pytania wraz ze słowem będącym rozwiązaniem drugiej części utworzą słowo będące rozwiązaniem części trzeciej. 1. Gdy nam ulży, oddychamy pełną, tam gdzie nie ma słońca, na palcu królowej biżuteria błyszcząca. 2. Wściekłość i pies Ali, zdatny byśmy w lesie w nim zamieszkali. Kalambury wiązane
Ostatnia litera pierwszego i pierwsza drugiego słowa jest wspólna. 1. Trzymamy w nim oszczędności, w świecy zapłonie, pieniądz, co szeleści, gdy trafi w Twoje dłonie. 2. Bicz dla konia, głosu brzmienie, któż go chętnie nie je? 3. Ptak pogwizdujący, berbeć dokazujący, pukiel włosów na twarz opadający. Kalambury szufladkowe
Drugie słowo należy wpisać między litery pierwszego, aby otrzymać rozwiązanie. 1. Kryje dachy, dziki zwierz go wydaje, w Meksyku zwłaszcza chili się podaje.
2. 100, wigilijna ryba,
każdy ma ją na nodze chyba

zaznacz i zamknij wróć do góry



Z uśmiechem łatwiej

Jacek skarży się koledze:
– Z tą moją nową dziewczyną nie ma w ogóle o czym gadać. Ona nie ogląda w telewizji meczów piłkarskich.

**
- Po czym można poznać wesołego motocyklistę?
- Po komarach na zębach.

**
- Jak się pisze słowo: „mysz”?
- M-y-s-z.
- A co na końcu?
- Ogonek.

**
- Aniu, czy twój braciszek zaczyna już chodzić? - pyta koleżanka.
- Jeszcze nie, ale ma już nóżki.

**
Instruktor pyta uczestnika kursu spadochronowego:
- Co zrobisz, jeśli spadochron nie otworzy się po pierwszym pociągnięciu?
- Pomyślę, że mam jeszcze siedem sekund, aby nauczyć się fruwać...

**
- Mamo, kiedy się urodziłem?
- Gdzieś, koło północy.
- Ojej, ale chyba cię nie obudziłem?

**
Pytanie Jasia w czasie kąpieli:
- Mamo, a jak się dziewczyna kąpie, to też jest w stroju Adama?

**
W szpitalu pacjenta odwiedza mężczyzna i pyta:
- Czy to pan miał wczoraj robione badania?
- Tak.
- A ile ma pan wzrostu?
- Metr osiemdziesiąt.
- Aha - mówi mężczyzna i wychodzi.
- Panie doktorze, ale jak moje wyniki? - woła za nim pacjent.
- Nie jestem lekarzem, tylko stolarzem.

**
- Ależ pana piesek jest chudy, sama skóra i kości. A jak się wabi?
- Anoreksio.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Rozwiązania zagadek:

Zamiana litery: 1. stan/stal, 2. skala/skalp, 3. grypa/gryka, 4. koza/poza, 5. pazur/lazur, 6. prawnik/trawnik, 7. kokos/kokon.
Dodatkowa litera: 1. parter/partner, 2. meta/metal, 3. słowik/słownik, 4. konik//kornik, 5. bój/obój, 6. metr/metro, 7. okaz/pokaz.
Kalambury: 1. pierścień, 2. szałas.
Kalambur wiązany: 1. banknot, 2. baton, 3. kosmyk.
Kalambury szufladkowe: 1. papryka, 2. skarpetka.

zaznacz i zamknij wróć do góry

Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2009 Pochodnia. Wszelkie prawa zastrzeżone.