Skocz do spisu treści

Światełko

Czasopismo Polskiego Związku Niewidomych dla dzieci starszych

numer 11, listopad 2012

Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka

Kolegium redakcyjne:

Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska

Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa

tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10

e-mail: swiatelko@pzn.org.pl

Uwaga! Jeśli chcesz zamknąć okno a później móc wrócić do ostatnio czytanego artykułu, cofnij się do najbliższego linku "zaznacz" i otwórz go.


Spis treści

Każdemu kiedyś - WISŁAWA SZYMBORSKA
Śmierć po meksykańsku - MONIKA DUBIEL
Listopady - WŁADYSŁAW BRONIEWSKI
Jedyne takie miejsce - MARTA MICHNOWSKA
Ciekawostki
Coś pysznego: La muerte na talerzu
Językowe potyczki: Plecie jak na mękach…
Nie tylko w czarnych barwach - BARBARA ZARZECKA
Nazywam się White, Jack White - KONRAD ZYCH
Z informatyką za pan brat: Poznaj lepiej NVDA - RAFAŁ KANAREK
Przygoda z makijażem - MARTA KANAREK
Psychotest
Spróbuj rozwiązać
Z uśmiechem łatwiej
Rozwiązania zagadek



Każdemu kiedyś - WISŁAWA SZYMBORSKA

Każdemu kiedyś ktoś bliski umiera,
między być albo nie być
zmuszony wybrać to drugie.

Ciężko nam uznać, że to fakt banalny,
włączony w bieg wydarzeń,
zgodny z procedurą;

prędzej czy później na porządku dziennym,
wieczornym, nocnym czy bladym porannym;

i oczywisty jak hasło w indeksie,
jak paragraf w kodeksie,
jak pierwsza lepsza
data w kalendarzu.

Ale takie jest prawo i lewo natury.
Taki, na chybił trafił, jej omen i amen.
Taka jej ewidencja i omnipotencja.

I tylko czasem
drobna uprzejmość z jej strony -
naszych bliskich umarłych
wrzuca nam do snu.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Śmierć po meksykańsku - MONIKA DUBIEL

NIECODZIENNE MUZEUM
W ostatnich latach, zgodnie z modą na historyczne dokumentowanie wszystkiego i wszystkich, powstaje wiele ciekawych, a nawet zaskakujących tematem muzeów. Jednak, spośród wielu ostatnio otwartych, zbiór w Aguascalientes w Meksyku niewątpliwie zajmuje czołowe miejsce. Jest to bowiem muzeum śmierci. Jak twierdzi jego dyrektor Jorge Garcia Navarro, to jedyne takie miejsce na świecie. Muzeum prezentuje ok. 2000 eksponatów. Ma ono, jak mówi dyrektor Navarro, przede wszystkim przedstawiać różne artystyczne wizje śmierci oraz dać zwiedzającym możliwość dokładnego zapoznania się z ewolucją poglądów i wyobrażeń na jej temat. Odpiera też ewentualne zarzuty deprecjonowania śmierci, twierdząc, że muzeum właśnie pokazuje jej ważność w życiu człowieka. Prezentuje ponadto życie pośmiertne, co jest przecież zgodne z nauką kościoła katolickiego.

SZKIELETY NA WAKACJACH
Oczywiście dominującym motywem wśród eksponatów są szkielety, bo stanowią najstarszy chyba i najnaturalniejszy symbol śmierci we wszystkich kulturach. Mimo pozornej monotematyczności nie ma mowy o nudzie. Szkielety zaskakują zwiedzających swobodą z jaką podejmują zwyczajne ludzkie zajęcia, można tam zobaczyć szkielety przedstawione w czasie gry w karty czy uprawiania sportów. Bywają też ubrane w ciekawy sposób np: zawadiackie kapelusze. Eksponaty są wykonane z różnych materiałów: czaszki wyrzeźbione przez Azteków ok. XIV w. z kamienia czy szkła, a także bardziej współczesne wyroby ceramiczne przedstawiające szkielety w najróżniejszych pozach, np: przeprowadzanie operacji chirurgicznej na innym szkielecie. Jest też wiele symboliki chrześcijańskiej, występuje sporo krzyży. Znaleźć można także Jezusa przedstawionego, rzecz jasna, w postaci szkieletu. Jedną z ciekawszych i śmielszych koncepcji artystycznych jest połączenie rzeźby czaszki z logiem coca coli. Podsumowując, nuda w muzeum śmierci z pewnością nam nie grozi.

ŚWIĘTO ZMARŁYCH
Pomysł muzeum takiego jak w Aguascalientes może nam, Polakom, wydawać się w pierwszej chwili szokujący, a niektórym wręcz graniczący z profanacją. Żeby zrozumieć dobrze tę inicjatywę trzeba więc zapoznać się bliżej z podejściem mieszkańców ameryki łacińskiej do śmierci w ogóle oraz do samego święta zmarłych. Przede wszystkim śmierć w kulturze latynoskiej nie jest kresem życia, lecz początkiem kolejnego etapu egzystencji duszy. Wynika to w oczywisty sposób zarówno z nauki kościoła katolickiego, według której dusza po śmierci oddziela się od ciała i zależnie od postępowania człowieka na ziemi idzie do nieba lub piekła, oraz z tkwiących głęboko w podświadomości tamtejszych ludzi wierzeń indiańskich również zakładających odejście duszy w zaświaty. Dlatego też samo święto zmarłych nie jest dniem ponurym, upływającym jak w Polsce pod posępnym hasłem „memento mori”, ale radosną okazją do spotkań z rodziną i wspominania bliskich.

KWIATY I CZEKOLADOWE SZKIELETY
Samo święto zmarłych obchodzi się przez 3 dni. 31 października oraz 1 listopada są to dni poświęcone wspominaniu dusz zmarłych dzieci, zwanych aniołkami. 1 i 2 listopada wspomina się dorosłych. Przygotowania do świąt zaczynają się jednak dużo wcześniej. Jako że meksykanie wierzą, iż w tych dniach dusze zmarłych nawiedzają ich domy, przygotowują wszystko skrzętnie na przybycie krewnych z zaświatów. Przede wszystkim jest to czas gruntownych porządków w domu. Wszak duchy dostrzegą wszystko, nawet to co niewidzialne dla przeciętnego śmiertelnika, nie ma więc mowy o zmiataniu pod dywan. Poza tym przygotowuje się dla przybywających dusz małe ołtarzyki ozdobione kwiatami i świecami, pali się też często rozmaite wonne olejki. Na ołtarzu pozostawia się wieczorem jedzenie dla duchów. Pierwszego dnia, który jest czasem aniołków, są to raczej słodycze, gdyż jak wiadomo, dzieci wolą łakocie. Drugiego wieczoru dla dorosłych wystawia się tradycyjne meksykańskie dania, np: tortille. Przygotowania do święta widać jednak nie tylko w domach. Już dwa tygodnie przed końcem października w sklepach pojawiają się dekoracje przedstawiające trumny, groby oraz szkielety. Najciekawsze są te jadalne, można bowiem kupić czaszki lub szkielety z czekolady, cukru czy nawet gumy do żucia. Zjada się je samemu lub obdarowuje przyjaciół, bo co ciekawe, w dzień zmarłych Meksykanie często dają prezenty swojej rodzinie i znajomym.

ROZMOWY Z DUCHAMI
Meksykanie wierzą, że święto zmarłych to czas, gdy możliwe jest nawiązanie kontaktu z duchami przychodzącymi do ich domów. Starają się rozmawiać z nimi, zachęcając do przyjścia smakowitymi potrawami. Ponadto śpiewane są w gronie rodzinnym pieśni lubiane przez zmarłych, tak więc cmentarze meksykańskie rozbrzmiewają w tym dniu chóralnie wykonywanymi serenadami. Ostatniego dnia natomiast gdy idzie się na cmentarz oczywiście w towarzystwie całej rodziny wszyscy zapalają świece, które mają oświetlić duchom ich drogę powrotną.

ZGODA NA ŚMIERĆ
Meksykanie oczywiście boją się śmierci jak wszyscy ludzie, ale są pogodzeni z faktem jej nieuchronności. Uważają ją za naturalny aspekt życia, dlatego podchodzą do niej i mówią o niej bezpośrednio i szczerze. W Meksyku nie jest to temat tabu jak w Europie, gdzie ludzie starają się o niej w ogóle nie myśleć w nadziei , że w ten sposób ją od siebie odsuną. Z tego też wynika kompletnie odmienny charakter święta zmarłych, który w Europie jest dniem żałoby, a w Ameryce Południowej to dzień radosnego wspominania zmarłych krewnych i rodzinnego celebrowania tradycji. Podejście mieszkańców Meksyku do kwestii związanych ze śmiercią jest pod tym względem dużo zdrowsze, choć nam może wydać się dziwne.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Listopady - WŁADYSŁAW BRONIEWSKI

Całe życie zrywam się i padam,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi,
i chwytają mnie złe listopady
czarnymi palcami gałęzi.
Ja upiłem się tym tchem, tym szumem,
niepokojem, który serce zatruł
to dlatego śpiewać już nie umiem,
tylko wołam wołaniem wiatru,
to dlatego codziennie się tułam
po wieczornych, po czarnych ulicach
i prowadzi mnie wilgotny trotuar
w mgłę wilgotną, która bólem nasyca.
Acetylen słów płonie na wargach,
płonie we mnie bolesna maligna,
chodzę błędny, jak ludzie w letargu,
zewsząd, zewsząd niepokój mnie wygnał.
Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia,
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłużej.
Jestem wiatr szeleszczący w liściach,
jestem liść zagubiony w wichurze.
Tylko w oczach mgła i oczy bolą,
tylko serce bije coraz częściej.
Jak błękitny płomień alkoholu,
płoniesz we mnie moje nieszczęście.
Muszę chodzić, muszę męczyć się wiecznie,
w mgle za włosy mnie wloką wieczory,
lecą za mną, nieprzytomne, pospieszne,
moje słowa, moje upiory.
Muszę wiecznie zrywać się i padać,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi.
Pochwyciły straconą radość
nagie gałęzie.
Przelatują, wieją przeze mnie
listopady chwil, których nie ma...
To - tylko liście jesienne.
To - pachnie ziemia.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Jedyne takie miejsce - MARTA MICHNOWSKA

Na dobry początek „spacerek” przez tor przeszkód, następnie, za głosem dzwoneczków, sprint przez mostek, wprost na kolorowy plac zabaw. Może wspiąć się na gigantyczną pajęczynę, poskakać na trampolinie albo pojeździć wózkiem? Na pewno trzeba zajrzeć do ogródka, przecież dziś w Owińskach pieczemy babkę z dynią!
To tylko jedna z możliwości spędzenia miłego dnia w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Owińskach koło Poznania. Odkąd otwarto w nim nowoczesny Park Orientacji Przestrzennej pomysłów na kreatywną edukację jest znacznie więcej. - W naszym parku zawsze uczymy się poprzez zabawę – opowiada Michał, uczeń szkoły podstawowej w Owińskach. – Ja najbardziej lubię tor przeszkód, dziś rano pani instruktorka strasznie mnie na nim wymęczyła – dodaje. Adrian najchętniej siedziałby cały czas nad wodospadem, bo bardzo podoba mu się odgłos szumiącej wody.
Po 10 latach pracy architektów, tyflospecjalistów, budowniczych powstał jedyny w Europie Park Orientacji Przestrzennej, gdzie każdy z podopiecznych ośrodka znajdzie dla siebie miejsce sprzyjające edukacji. Ci, którzy dopiero zaczynają naukę samodzielnego poruszania się, będą przemierzać park po różnych ścieżkach – inaczej stąpa się po kamiennej uliczce czy trawiastej alejce, a jeszcze inaczej chodzi po drewnianych balach. Ale zawsze dobrze jest mieć grunt pod stopami! Uczniowie bardziej zaawansowani mogą spróbować swych sił na torze przeszkód lub zostać mistrzem w utrzymaniu równowagi, balansując prawie jak na desce windsurfingowej!
Wielbiciele przyrody z pewnością odnajdą się najlepiej w ogrodzie botanicznym – poszukując wybranych roślin, warto kierować się własnym nosem, a czy udało się trafić, łatwo sprawdzimy, odczytując brajlowskie podpisy na tabliczkach przy różnych okazach. Po lekcji teoretycznej, pora na praktykę. Trzeba podlać warzywa w szkolnym ogródku, może któreś już dojrzało i wykorzysta się je na pożytecznych zajęciach, uczących wykonywania codziennych prac domowych.
Aktywnych z pewnością zainteresuje ogromny plac zabaw z rozmaitymi akcesoriami oraz obszar zarezerwowany dla sportu. A po tak wyczerpującym dniu pełnym wrażeń odbieranych wszystkimi zmysłami, najprzyjemniej odpocząć w altanie nad jeziorkiem albo na ławce tuż obok wodospadu – nasłuchując szmeru wody.
Park kosztował około 6 milionów złotych –część przedsięwzięcia dofinansowała Unia Europejska. Od pierwszego września 2012 roku służy przede wszystkim dzieciom z ośrodka w Owińskach, ale otwiera też swoje bramy dla wszystkich, którzy chcieliby go odwiedzić. Chyba nie trzeba przekonywać nikogo z Was, że warto!

zaznacz i zamknij wróć do góry



Ciekawostki

Filiżanka herbaty
Podobno pierwszą filiżankę herbaty zaparzyła w Polsce francuska księżniczka Maria Ludwika Gonzaga, najpierw żona króla Władysława IV, a potem jego brata Jana Kazimierza. Polakom herbata długo, długo nie przypadała do gustu. W przeciwieństwie do kawy, którą polubili od razu. Herbatę nazywano chińską trucizną, choć czasem traktowano ją jak lekarstwo przeciw gorączce i płukankę gardła po torsjach.
Lepsze czasy dla herbaty nadeszły za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, który – jak przystało na anglofila – gustował w popołudniowej herbatce. Razem z nim pijali ją też przedstawiciele rodów magnackich, aby zademonstrować swą europejskość. Aż do upadku Rzeczpospolitej pozostawała jednak napojem elity. W drugiej połowie XVIII wieku w Rzeczpospolitej sprzedawano rocznie 19 ton herbaty, a kawy aż 470 ton. Zaznaczyć należy, że z Wielkiej Brytanii sprowadzano głównie herbatę zieloną, którą i dziś nie wszyscy lubią.
Picia dobrej herbaty nauczyli nas Rosjanie. Prawdziwa moda na herbatę zaczęła się dopiero w połowie XIX wieku. A to za sprawą modnych samowarów, które bardzo ułatwiały szybkie zaparzenie napoju. Wkrótce samowary stały się standardowym wyposażeniem każdego domu. Przyjęto również inne zwyczaje rosyjskie, jak na przykład podawanie herbaty w szklankach, a nie w filiżankach, picie jej z konfiturami lub trzymając kawałek cukru w ustach. Pojawiły się też firmy sprowadzające herbatę z Chin. Otwierano pierwsze herbaciarnie.
Decydujące znaczenie miała jednak obniżka cen cukru. W połowie XIX wieku rozpoczął się na ziemiach polskich gwałtowny rozwój przemysłu cukrowniczego. Gdy już można było posłodzić ten napój do woli, zaczął on smakować Polakom. Pod koniec XIX wieku, po stu latach rosyjskich zaborów, na obszarze dawnego Królestwa Polskiego sprzedano 1292 tony herbaty, a kawy 1284 tony, czyli prawie pół na pół. Wielkim admiratorem herbaty był Józef Piłsudski.
Zasiedlanie Księżyca
Od kiedy badania dowiodły, że w wiecznie zacienionych kraterach w pobliżu księżycowych biegunów mogą być znaczne ilości zamrożonej wody, odżyły nadzieje na budowę bazy księżycowej. Dla astrofizyków ma to ogromne znaczenie. Interesuje ich bowiem niewidoczna z Ziemi półkula Księżyca, całkowicie wolna od radiowych szumów generowanych przez naszą cywilizację. Zbudowanie tam olbrzymich radioteleskopów pozwoliłoby dowiedzieć się, jak doszło do tego, że 13 miliardów lat temu w ciemnym kosmosie rozbłysły pierwsze gwiazdy. Astronautom rozbudowana baza księżycowa mogłaby zaś służyć jako port dla dużych statków kosmicznych, których starty z Ziemi byłyby nieopłacalne, ze względu na silne przyciąganie naszej planety.
Korzyści z zasiedlenia Księżyca odnieśliby też zwykli ludzie. Technologie opracowane na potrzeby eksploracji kosmosu bardzo często znajdowały przecież zastosowanie w życiu codziennym. Wystarczy wymienić tak odległe od astronautyki przykłady, jak ulepszona odżywka dla niemowląt, aparatura do diagnostyki raka piersi czy specjalny smar do kołowrotków wędkarskich. Budowa i utrzymanie bazy księżycowej z pewnością skutkowałyby kolejnymi wynalazkami.
Załogi międzynarodowej stacji kosmicznej wody używają niemal wyłącznie do celów higienicznych i kulinarnych. Dla mieszkańców bazy księżycowej byłaby ona także źródłem tlenu i materiałem do produkcji paliwa rakietowego. Wiele silników rakietowych spala bowiem mieszaninę ciekłego wodoru i ciekłego tlenu. A wody nasz satelita ma pod dostatkiem. Co więcej, metoda jej pozyskiwania jest bardzo prosta.
Zamarzanie żaby
Ciało niektórych żab zimą naprawdę zamarza. Wydaje się to zabójcze, ponieważ lód ma większą objętość niż woda, więc podczas tworzenia się rozrywa błony komórkowe i niszczy tkanki ciała. Żaby na taką okoliczność są przygotowane. Przed zimą gromadzą bowiem w komórkach niezwykle wysokie stężenie glukozy. Dzięki temu punkt zamarzania ich cytoplazmy schodzi znacznie poniżej zera. Gdy więc krew żaby zamienia się w lód, wewnątrz komórek nadal znajduje się przyjazna wobec życia ciecz. Dzięki temu mogą przetrwać do wiosny.
Zaskakujące odkrycia
W tropikalnym lesie w Ekwadorze (Ameryka Południowa) odkryto 30 nieznanych wcześniej gatunków żab, po 3 gatunki salamander i węży oraz kilka gatunków owadów. Jednym z najbardziej zaskakujących odkryć są żaby składające jaja na drzewach, a nie w wodzie. Wykluwają się z nich nie kijanki, ale osobniki podobne do dorosłych, tylko że mniejsze. Niektóre są wielkości łepka od szpilki. Inny gatunek żab z Ekwadoru ma przezroczystą skórę na brzuchu, przez którą można obserwować organy wewnętrzne.
Znalezione w Ekwadorze nowe gatunki węży żywią się przede wszystkim ślimakami. Ich najbliżsi kuzyni żyją w Peru, w odległości około 600 kilometrów, albo w Panamie – prawie dwukrotnie dalej. Naukowcy natknęli się też na rzadkiego, bardzo groźnego węża z podrodziny grzechotnikowatych, osiągającego długość nawet 4 metrów. Ukąszenie tych węży jest dla człowieka śmiertelne.
Wśród nowo odkrytych zwierząt znalazł się także miniaturowy gekon. Jest on tak mały, że z łatwością mieści się na gumce ołówka. Znaleziono też salamandry pozbawione płuc, a oddychające przez skórę i błonę śluzową.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Coś pysznego: La muerte na talerzu

Jak już przeczytałeś w artykule „Śmierć po meksykańsku”, dla mieszkańców niektórych krajów Święto Zmarłych to prawdziwa fiesta. Proponujemy dziś wybrać się w kulinarną podróż i skosztować tych osobliwych „śmiertelnych” potraw.
Na początek proponujemy bułeczkę, która zawsze wtedy pojawia się na meksykańskich stołach. Pan de Muertos – bo tak się ona nazywa - piecze się na 2 listopada, na święto znane jako Dia de los Muertos - Dzień Zmarłych. Wypiekowi nadaje się różne formy, od okrągłego bochenka po kształt czaszki, anioła lub zwierząt.
Tego dnia meksykanie jedzą także czaszki z cukru. My podajemy przepis podstawowy, ale w Meksyku często doprawia się je czekoladą, tequillą lub szarłatem (amarantusem) spożywczym. Ozdabiane są też różowym cukrem lub sezamem. Umieszcza się na nich imiona osób zmarłych, a czasami także żyjących, jako niewinny dowcip.

Pan de Muertos
Składniki do ciasta (ok. 15 porcji):
4 łyżki margaryny
1/4 szklanki mleka
1/4 szklanki ciepłej wody
3 szklanki mąki pszennej
1 i 1/4 łyżeczki suchych drożdży
1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki nasion anyżu
1/4 szklanki cukru
2 jajka
3 łyżeczki startej skórki z pomarańczy
Do glazury:
1/4 szklanki cukru
1/4 szklanki soku pomarańczowego
2 łyżki cukru
2 łyżeczki skórki pomarańczowej

Przygotowanie:
W rondelku podgrzej mleko z masłem, aż masło się roztopi. Zdejmij z ognia i dolej do niego ciepłą wodę. Płyn powinien mieć temperaturę około 45°C. Do dużej miski wsyp 1 szklankę mąki, drożdże, sól, nasiona anyżu i 1/4 szklanki cukru. Wyrób to z ciepłym mlekiem, a następnie dodaj jajka i skórkę pomarańczową. Zagniataj, aż wszystko dobrze się połączy. Dosypuj stopniowo resztę mąki, wyrabiając ciasto ręką do momentu, aż zrobi się ono gładkie i elastyczne. Umieść ciasto w lekko natłuszczonej misce, przykryj plastikową folią i odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość. Zajmie to około 1,5 godziny. Wyrośnięte ciasto zagnieć jednym energicznym ruchem. Oderwij mały kawałek i uformuj z niego dwie kości. Z reszty ulep duży bochenek z okrągłą gałką na czubku, kładąc go od razu na blaszce do pieczenia. W gałce wytnij oczy i nadaj jej kształt czaszki. Połóż przy niej dwie kości na kształt litery X. Ciasto luźno przykryj folią i odstaw do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na około 1 godzinę. Piecz w piekarniku nagrzanym do 175°C przez około 35 do 45 minut. Gdy ciasto będzie gotowe, wyjmij je z piekarnika i zajmij się przygotowaniem glazury (przepis poniżej).
Przygotowanie glazury: W małym rondelku połącz 1/4 szklanki cukru, sok pomarańczowy i skórkę. Doprowadź do wrzenia na średnim ogniu i gotuj przez 2 minuty. Gdy ciasto jest jeszcze ciepłe, rozprowadź po nim glazurę za pomocą pędzelka lub łyżki. Po wierzchu posyp cukrem.

Biała śmierć
Składniki:
cukier puder
sok z cytryny
wykałaczki, patyczki, nożyki do masła (drewniane)
woda w małej miseczce

Przygotowanie:
Wymieszaj cukier puder z sokiem z cytryny, aż powstanie lepka, gęsta, plastyczna masa, ulep kulki, poczekaj, aż nieco wyschną i staną się twarde. Teraz możesz rzeźbić czaszki patyczkami, nożykami lub wykałaczkami. Jeżeli twarde kule z cukru za bardzo wyschły i rozpryskują się, zamiast poddawać rzeźbiarzowi, należy zwilżyć je lekko palcami zanurzonymi w miseczce z wodą. Polewanie wodą bezpośrednio może zniszczyć to, co wyrzeźbiłeś dotychczas. Czaszki można ozdobić kolorowymi posypkami lub farbkami spożywczymi.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Językowe potyczki: Plecie jak na mękach…

Skoro od paru już numerów zajęliśmy się wymierzaniem kar w dawnej Polsce i śladami, jakie pozostały po tym do dzisiaj w języku, nie sposób pominąć tak drażliwego tematu, jak stosowanie tortur. Tortury nie były karą, ale budziły strach czasem nawet większy niż sama kara. Ich celem było zmuszenie podsądnego do dobrowolnego przyznania się do popełnionego czynu.
Stosowano je tylko do kryminalistów i jedynie w miejskich sądach. Szlachecki sąd nigdy tortur nie próbował. Jeżeli uznał to za konieczne, przekazywał obwinionego sądowi miejskiemu. Prawo niemieckie (na jakim zakładano miasta) przewidywało stosowanie tortur dla wydobycia zeznań i miało cały ich katalog. W każdym większym mieście były w ratuszu piwnice specjalnie na tortury przeznaczone, wraz z całym instrumentarium. Był też stały kat i jego pomocnik. W mniejszych miasteczkach w razie potrzeby organizowano izbę tortur gdziekolwiek, w jakimś domu czy stodole.
Scenę tortur plastycznie opisał w 1600 roku Sebastian Klonowic w „Worku Judaszowym” :
Złoczyńcę nieboraka wyciągną na szrubie,
A on woła żałośnie na straszliwej próbie:
Powiem, powiem! Pofolguj! Więc i powie drugi,
A niektórzy wytrwają mękę przez czas długi.
Wyciągną go jak strunę, wywrócą łopatki,
A on plecie i swoje, i cudze niestatki.
Trzeba przyznać, że tortury nigdy nie były w Polsce popularne. Już w I połowie XVII wieku kaznodzieja protestancki Gdacjusz ocenia je – jakże współcześnie! – jako „niebezpieczny i zdradliwy środek i sposób dobadania się prawdy, gdzie przytrafia się i stawa się częstokroć, że drugi na torturze wyzna, czego nigdy nie popełnił, obawiając się mąk cielesnych”. Za czasów stanisławowskich opinia sfer oświeconych, z samym królem na czele, opowiadała się wyraźnie przeciwko torturom. Ostatecznie zniósł je sejm z 1776 roku, chociaż w ówczesnej Europie były jeszcze powszechnie stosowane.
Ocena niskiej skuteczności tych barbarzyńskich zwyczajów przetrwała w staropolskim powiedzonku: „Plecie jak Piekarski na mękach”. A pleść oznacza przecież mówić bez sensu, paplać o czymś. Na przykład pleść od rzeczy, pleść głupstwa, pleść co ślina na język przyniesie itp.
O stosowaniu niegdyś tortur świadczą też inne liczne zwroty i powiedzenia obecne we współczesnym języku. Są to wyrażenia w rodzaju: „Pal go sześć”, „Porachować kości”, „Spławić kogoś” czy „Zalać sadła za skórę”.
Kropka

zaznacz i zamknij wróć do góry



Nie tylko w czarnych barwach - BARBARA ZARZECKA

Zapamiętasz tę opowieść na długo, może nawet na zawsze. Bo historii opowiedzianej przez Śmierć się nie zapomina. To ona poprowadzi Cię przez życie Liesel – bohaterki „Złodziejki książek” Markusa Zusaka. Pokaże Ci codzienność dziewczynki dorastającej w czasach II wojny światowej, przedstawi jej rodzinę, przyjaciół i sąsiadów. Zobaczysz życie pełne strachu i niezasłużonego cierpienia, ale także radości i piękna. Usłyszysz historie smutne i wesołe, przed oczami będziesz miał szalone dziecięce zabawy i przerażające obrazy z bombardowania.
„Najpierw kolory. Potem ludzie. Tak to widzę. A przynajmniej próbuję” – rozpoczyna swoją opowieść Śmierć. I tak właśnie zobaczysz ten wojenny świat - w wielu barwach. Poznasz ludzi, którzy w zależności od sytuacji i siły charakteru – wykazywali się brutalnością lub czułością, tchórzostwem lub niebywałą odwagą, dobrocią lub obojętnością. Ale czasem zupełnie nie wiedzieli, jak się zachować i nie robili nic. Nigdy nie byli tylko dobrzy lub tylko źli. Choćby główna bohaterka, która z jednej strony kradła, a z drugiej uciekała przed złem, dając innym to, co mogła najlepszego - przyjaźń i słowa.
Spojrzysz na wojnę z zupełnie innej perspektywy. Także dlatego, że akcja tej książki dzieje się w Niemczech, a jej głównymi bohaterami są rodacy Hitlera. I wcale nie są pozbawionymi serca antysemitami, są zwyczajnymi ludźmi urodzonymi w złym czasie i miejscu. Dostrzeżesz, że oni także cierpią…
Zusak łamie również stereotypy na temat śmierci. Narratorka książki nie ma nic wspólnego z obrazem, który rysuje się w Twojej głowie. Śmieszy ją ta ludzka wizja kostuchy z kosą. Nic dziwnego, ta Śmierć jest sympatyczna – łagodna, delikatna, współczująca i troskliwa. Uwalnia umierających od strachu, czule całuje ich blade policzki i nosi w ramionach ludzkie dusze. Jest zmęczona ogromem pracy, ale nie może pozwolić sobie na odpoczynek. Czuje się prześladowana przez ludzi. W którymś momencie mówi do nas: „Proszę, bądźcie spokojni (…) Nie stosuję przemocy. Nie ma we mnie podłości. Jestem skutkiem.”
Mimo przerażających momentów „Złodziejka książek” to niewiarygodnie piękna i wzruszająca książka. Poetycka i obrazowa. I choć Śmierć dużo wcześniej zdradza nam finał, wcale nie psuje nam tym lektury, wręcz przeciwnie - fabuła pochłania nas bez reszty. Co jakiś czas narrator pozwala nam odpocząć, przerywając swą opowieść krótkimi uwagami, definicjami, pytaniami. Z początku trochę to przeszkadza w lekturze, szczególnie wtedy gdy słuchamy audiobooka, ale z czasem uznajemy, że to ważny dodatek. Kieruje naszą uwagę na słowo i czyni tę książkę jedyną w swoim rodzaju.
Jej wartość dostrzegam także w tym, że nie ma w niej górnolotnych banałów, słów potępienia ani wywyższania się. Jest za to próba zrozumienia drugiego człowieka i bezradność wobec śmierci tylu istnień. Jest bezinteresowna przyjaźń i miłość do książek, które Liesel kradnie przez specjalnie dla niej uchylone okno.
Ty też zostaw otwarte okno, a „Złodziejka książek” ukradnie Ci serce oraz umysł i wyciśnie niejedną łzę z Twoich oczu...
Uwaga: Książkę polecam raczej Gimnazjalistom, którzy nie boją się trudnych tematów. Można ją kupić lub wypożyczyć w Bibliotece Centralnej PZN. Dostępna jest w formie audiobooka (fragmentu możecie posłuchać na Youtube).

Markus Zusak „Złodziejka książek”. Wyd. Nasza Księgarnia, 2011 r. Czyta Piotr Bąk.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Nazywam się White, Jack White - KONRAD ZYCH

Jack White to chyba największy pracuś w świecie rocka. Trzy zespoły, dwanaście płyt studyjnych, udział w filmie, a nawet piosenka do kolejnej części przygód Jamesa Bonda. I to wszystko przed czterdziestką! Niejeden doświadczony muzyk z większym stażem na scenie nie może poszczycić się tak bogatym dorobkiem.

Figurki z klocków lego
Wszystko zaczęło się piętnaście lat temu w Detroit, mieście kojarzonym z… techno (podobno właśnie tam powstał ten gatunek muzyki) i sceną hiphopową (z Detroit związany był m.in. słynny Eminem). Pewnego dnia początkujący muzyk, dwudziestojednoletni John Anthony Gillis poznał o rok starszą barmankę, Meg White. Zaiskrzyło. Wkrótce para stanęła na ślubnym kobiercu. Spokojne małżeńskie życie nie było im jednak pisane. Państwo White’owie (Jack przyjął nazwisko żony) postanowili podbić muzyczny rynek.
Od początku mieli na siebie pomysł. Ascetyczne instrumentarium (w podstawowym składzie zabrakło nawet basisty!), oszczędny wizerunek (występowali ubrani na biało, czerwono lub czarno, barwy te dominowały również w oprawie albumów), wreszcie artystyczne teledyski i… małe oszustwo (przez długi czas para rozpowiadała, że jest rodzeństwem) sprawiły, że trudno było nie zwrócić na nich uwagi. Uwagę zwracała także muzyka, choć kiedy w 1999 roku wydali swoją pierwszą płytę, zatytułowaną identycznie jak zespół - „The White Stripes” - mało kto chyba przypuszczał, że oto rodzi się jedna z legend rocka.
Debiutancki album przysporzył grupie wielu fanów w rodzinnym Detroit i okolicach. Na światowy sukces trzeba było jednak poczekać do płyty numer trzy. „White Blood Cells”, bo taki tytuł nosiło dzieło, jako pierwsze zyskało popularność nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz również w Europie. O amerykańskim duecie zrobiło się głośno także w Polsce. A wszystko za sprawą jednej piosenki: „Fell In Love With a Girl”. Świetnej muzyce towarzyszył znakomity teledysk, w którym Jack i Meg przedstawieni zostali jako… figurki z klocków lego. Największe sukcesy miały jednak dopiero nadejść.
„White Blood Cells”, choć ciepło przyjęty zarówno przez krytyków, jak i przez publiczność, okazał się bowiem przystawką przed daniem głównym. Dwa lata później ukazała się najsłynniejsza płyta grupy, „Elephant”, uznawana za jedno z największych arcydzieł rocka XXI wieku. Arcydziełem był też wydany na singlu utwór „Seven Nation Army” (opowiadający o rodzinnym mieście pary), który z miejsca stał się rockowym hymnem, mogącym rywalizować z klasycznymi kompozycjami Led Zeppelin, Cream czy The Doors. Z pozycji gwiazdy zespół awansował do rangi legendy.

Do trzech razy sztuka
„Małżeński” duet szybko przestał Jackowi wystarczać (zwłaszcza, że między nim i Meg nie układało się najlepiej - para rozstała się w 2000 roku). Artysta chciał się realizować na innych polach - nie tylko muzycznych. W 2003 pojawił się na planie filmu „Wzgórze nadziei” w reżyserii Anthony’ego Minghelli (twórcy m.in. słynnego „Angielskiego pacjenta”). Piosenkarz wystąpił w tam u boku tak wielkich gwiazd amerykańskiego kina, jak Jude Law, Nicole Kidman czy znana z „Dziennika Bridget Jones” Renee Zellweger. Z tą ostatnią był nawet przez jakiś czas blisko związany.
Świat filmu nie wciągnął jednak artysty zupełnie. W tym samym czasie Jack postanowił spróbować swoich sił z nowym zespołem. Tak pojawili się The Raconteurs. Tym razem lider The White Stripes podwoił siły. Zamiast duetu postawił na kwartet. Sama muzyka, o czym przekonują piosenki takie, jak „Store Bought Bones” czy „Hands”, pozostała jednak ukłonem w stronę rockowej tradycji. W odróżnieniu od The White Stripes mniej było tu tylko bluesa. Artysta znów trafił w dziesiątkę. Debiutancka płyta zespołu, „Broken Boy Soldiers”, zyskała ciepłe oceny krytyków i uznanie słuchaczy, a wytypowana na singiel piosenka „Steady, As She Goes” stała się wielkim przebojem w USA i Wielkiej Brytanii. Równie dobrze radził sobie drugi album formacji - „Consolers of the Lonely”.
Sukces The Raconteurs nie oznaczał rzecz jasna zawieszenia działalności The White Stripes. W tym samy roku, co „Broken Boy Soldiers” do sklepów trafiła piąta płyta duetu, „Get Behind Me Satan” (jak się miało okazać - przedostatnia). Pracuś Jack nie zamierzał jednak poprzestać na grze w dwóch zespołach. Niebawem światło dzienne ujrzał jego kolejny projekt - The Dead Weather. Tym razem liderowi „Pasków” udało się zebrać naprawdę gwiazdorską ekipę. Oprócz niego w składzie zespołu znalazła się m.in. znana z formacji The Kills Alison Mosshart. Efekt wspólnych wysiłków? Kolejne dwie płyty studyjne - obie równie dobre. W międzyczasie muzyk wziął również udział w nagraniu piosenki do dwudziestej drugiej części przygód agenta 007, „Quantum of Solace” (wykonane w duecie z Alicią Keys „Another Way to Die”). Sam również pojawił się na ekranie - tym razem jednak nie w filmie fabularnym, lecz dokumencie „Będzie głośno”, gdzie wystąpił u boku dwóch wielkich rockmanów z przeszłości: Jimmy’ego Page’a i gitarzysty U2, The Edge’a. Przy takim tempie pracy solowy album był tylko kwestią czasu.

Na własną rękę
„Blunderbuss”, bo taki tytuł nosi pierwsze solowe dzieło White’a, powinien przypaść do gustu wszystkim zwolennikom talentu artysty. Możliwe, że gdyby nie kłopoty zdrowotne Meg i zawieszenie działalności The White Stripes płyta ukazałaby się jako siódmy album zespołu. Były lider „Pasków” przygotował bowiem muzykę, która z powodzeniem mogłaby trafić na „White Blood Cells” czy legendarny już „Elephant”. Nie brak tu ani mocnych rockowych dźwięków („Sixteen Saltines”), ani kompozycji pobrzmiewających bluesem i country („Love Interruption”, tytułowy „Blunderbuss” czy zaczynający się urokliwym… walczykiem „Hip (Eponymous) Poor Boy”). Od twórczości The White Stripes nowe piosenki White’a odróżnia jednak bogatsze brzmienie. Oprócz standardowego zestawu gitara plus perkusja pojawia się tu wiele dodatkowych instrumentów, m.in. fortepian i skrzypce, co sprawia, że całość prezentuje się mniej surowo niż albumy nagrane z Meg.
Można się zastanawiać, czy Jack potrzebował w ogóle takiego albumu. Jako kompozytor z powodzeniem „wyżywał się” przecież na płytach The White Stripes (to on był autorem większości piosenek grupy). Nie znaczy to jednak, że na „Blunderbuss” brak niespodzianek. Działanie na własną rękę pozwoliło artyście zgłębić rejony, do których w przeszłości nigdy nie zaglądał. Pewnym zaskoczeniem może być na przykład nieco… hiphopowy „Freedom at 21”, w którym piosenkarz próbuje rapować (aczkolwiek w tle pojawia się - typowa dla White’a - „zeppelinowa” partia gitary i solówka, której nie powstydziłby się sam Jimmy Page). Zaskakująco wypada również połączenie folkowej melodii z… jazzującym fortepianowym wstępem w „I Guess I Should Go to Sleep”. Fortepian pojawia się też m.in. w bluesującym „Trash Tongue Talker” i dynamicznym „Weep Themselves to Sleep”. W tym pierwszym jego partia brzmi nieco barowo lub nawet - wodewilowo (wrażenie potęguje otwierający całość werbel). W drugim stanowi kontrast dla mocnych wejść gitary Jacka. Te ostatnie są jednak na „Blunderbuss” w mniejszości. Solowy debiut byłego wokalisty The White Stripes to bowiem dość spokojna płyta.
Spokojna - co nie znaczy, że nudna. Artysta tej miary, co White nie schodzi przecież poniżej pewnego poziomu. Nawet jeśli „Blunderbuss” nie jest dziełem na miarę „Elephant”, Jack udowadnia, że wciąż jest postacią numer jeden współczesnego rocka. I wszystko wskazuje na to, że ta sytuacja nieprędko się zmieni.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Z informatyką za pan brat: Poznaj lepiej NVDA - RAFAŁ KANAREK

W ostatnim numerze poznaliście bezpłatny screenreader – program do odczytu treści na ekranie komputera – NVDA. Jak już wcześniej pisałem, program ten cechuje wysoka skuteczność, a w niektórych przypadkach darmowe rozwiązanie oferuje nam więcej funkcji, niż drogie oprogramowanie: Jaws for Windows lub Window Eyes. Aby jak najwydajniej pracować z NVDA, chcę Was wprowadzić w jego tajniki i przekazać kilka podstawowych komend, przydatnych w poruszaniu się po oknach, stronach internetowych i po dokumentach tekstowych . Kto z Was korzysta z programu Jaws, nie powinien mieć większych problemów z opanowaniem tego darmowego screenreadera, bo stosowane komendy w obu przypadkach są bardzo podobne.

Jak zacząć pracę?
Gdy po instalacji NVDA nie uruchamia się domyślnie ze startem komputera lub na ekranie logowania, można go uruchomić na dwa sposoby:
1. klikając na ikonkę NVDA znajdującą się na Pulpicie,
2. w pasku „uruchom”(dotrzemy do niego wybierając opcję ‘uruchom’ z menu Start lub wciskając komendę Ctrl + r będąc na Pulpicie), wpisać komendę nvda.exe albo po prostu nvda, a po chwili program sięotworzy.
Podczas pierwszego uruchomienia program pokaże okienko powitalne. Moim zdaniem, najlepiej zaznaczyć pole, by zbędne powiadomienie nie pojawiało się ponownie.

E-speak męczy? Damy radę
Wbudowany w programie głos nie należy do przyjemnych. Owszem, można się do niego przyzwyczaić, ale gdy mamy zainstalowane inne głosy, np. Agatę lub Ivonę, można je wybrać, by z głośników popłynęła bardziej ludzka mowa. Aby to zrobić, należy wejść do menu NVDA (zawsze po wciśnięciu kombinacji klawiszowej Insert + n - w dalszej części tekstu zamiast klawisza „ins” użyję nazwy NVDA), wybrać Ustawienia, rozwinąć listę, a potem zdecydować się na najodpowiedniejszy głos i dopasować ustawienia syntezatora. Ten zabieg sprawi, że z głośników nie będziemy słyszeć wyraźnego , ale sztucznego i nie do końca przyjemnego e-speaka. Należy też pamiętać, że program nie będzie współpracował z syntezatorami zewnętrznymi, jak np. Apollo II czy SMP (wykorzystywany również w Kajetku), przenośnym notatniku elektronicznym z brajlowską klawiaturą.

Czytanie? Nie ma nic prostszego
Tak jak w przypadku Jaws, przyciskiem wywołującym komendy programu jest klawisz Insert (ins) w menu programu oznaczony jako klawisz NVDA. Naciśnięcie Insert wraz z różnymi klawiszami przywołuje rozmaite funkcje programu (umiecie już wchodzić do menu za pomocą kombinacji NVDA+n). Jak możemy sprawniej poruszać się po tekście? Poruszanie się po tekście za pomocą strzałek jest możliwe, tak jak w przypadku innych wcześniej przez Was używanych programów. Co wtedy, gdy chcemy sobie ułatwić pracę? Oto kilka komend wraz z ich krótkim objaśnieniem:
NVDA + strzałka w dół – czyta od kursora np. od początku dokumentu do samego końca. Aby przerwać (bo np. dzwoni do nas telefon), wystarczy wcisnąć klawisz Ctrl, a później ponownie wywołać komendę NVDA+strzałka w dół. Jest jednak małe ułatwienie: przerwać czytanie możemy, wciskając klawisz Shift, by ponownie rozpocząć lekturę od miejsca, gdzie została przerwana, znów wciskamy klawisz Shift.
NVDA + f – odczytuje format tekstu znajdującego się pod kursorem. To bardzo przydatne, jeśli chcemy sprawdzić, jaką czcionką (rozmiar, styl itp.) napisany jest tekst, który czytamy – ucho przecież tego nie usłyszy.
NVDA + strzałka w górę – odczytuje aktualną linię, na której stoi kursor.
Program NVDA dobrze radzi sobie również z tabelkami. Aby przejść do poprzedniej lub następnej komórki w tabeli, należy wcisnąć Ctrl + Alt + strzałka w lewo (poprzednia) lub Ctrl + Alt + strzałka w prawo (następna). Gdy chcemy zmienić linię w tabeli, wciskamy Ctrl + Alt + strzałka w górę (poprzednia) lub Ctrl + Alt + strzałka w dół (następna). Po komórkach możemy również poruszać się klawiszami Tab (następna) lub Shift + Tab (poprzednia) komórka - ta opcja jest bardzo przydatna w wypełnianiu tabel.

Coś dla internautów
A takich z pewnością wśród Was nie brakuje. Podczas buszowania w necie NVDA również przyjdzie z pomocą. Oto kilka przydatnych skrótów klawiszowych, które ułatwią poruszanie się po stronach www. Aby lepiej zrozumieć, dlaczego dana literka odnosi się do określonego skrótu w nawiasach, podam angielskie terminy, które, mam nadzieję również sobie przyswoicie:
h (heading) – nagłówek;
l (list) – lista;
t (table) – tabela;
n – przejście do tekstu na stronie;
f (form) – pole formularza;
u (unvisited) - nieodwiedzony link, na który wcześniej nie kliknęliśmy;
v (visited) - odwiedzony link, na który wcześniej już kliknęliśmy;
e (edit) – pole edycji;
b (buton) –przycisk;
x (checkbox) - pole wyboru;
c (combo box) - pole rozwijalne, znane również jako pole kombi;
r (radio button) - przycisk radiowy używany np. w polach wyboru;
q (quotation) – cytat;
m (frame) – ramka;
g (graphics) – grafika;
cyfry od 1 do 6 - odpowiadają nagłówkom na danym poziomie;
NVDA + F7 – lista linków na stronie, po której można poruszać się strzałkami w górę/w dół.
Wciskając wyżej opisane komendy z klawiszem Shift, przechodzimy np. do poprzedniego nagłówka, pola wyboru itp.

Na deser
A teraz kilka komend, które mogą się przydać w wyjątkowych sytuacjach.
NVDA + 1 – uaktywnia pomoc klawiatury, w takim wypadku naciskanie każdego klawisza lub kombinacji klawiszowej nie wywołuje danej funkcji przyvisku, tylko informuje nas, co oznacza skrót klawiszowy. Aby wyjść z opcji pomocy klawiatury, wciskamy ponownie NVDA + 1;
NVDA + F12 – podpowiada, która jest godzina;
NVDA + dwukrotne wciśnięcie klawisza F12 –podaje datę;
NVDA + q – wyjście z programu (program zapyta, czy chcemy go zamknąć, jeśli nie zmienimy tego ustawienia).
Miłej zabawy i odkrywania różnych funkcji programu, naprawdę warto.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Przygoda z makijażem - MARTA KANAREK

Czy osoba niewidoma może robić sobie make-up tak jak wszystkie inne kobiety? Kiedyś uważałam to za bzdurę. Od dziecka marzyłam, by się malować, ale nigdy nie wierzyłam, że to może się udać.
Jako mała dziewczynka uwielbiałam obserwować malujące się mamę, ciotki, kuzynki. Oglądałam szminki, tusze do rzęs, cienie do powiek, pytałam o zastosowanie, wdychałam ich zapach i wyobrażałam sobie, że gdy dorosnę, też będę się malowała, bo wydawało mi się to takie cudowne. Mama postanowiła choć trochę spełnić moje marzenia. Czasami od święta malowała mi paznokcie lub skrapiała mnie delikatnie perfumami. Nie wystarczało mi to, więc czasem ukradkiem podbierałam jej szminkę czy kredkę do oczu, za co nie raz mi się dostało.
W internacie używałam szminki ochronnej i bawiłam się w robienie makijażu razem z koleżankami. Jedna z wychowawczyń, widząc nasze zainteresowanie kosmetykami, zaproponowała nam zabawę w salon piękności, ale zamiast tuszu, pudru czy cieni używałyśmy kremu bambino. Gdy byłam nastolatką, siostra podarowała mi próbkę cieni do powiek i pokazała jak je nakładać. Byłam w siódmym niebie! Ale cienie szybko się skończyły, w dodatku w internacie niewiele osób pochwalało to, że próbowałam się malować. A przecież makijaż był dyskretny – naprawdę, nie wyglądałam jak wamp. Dlatego porzuciłam marzenia o kosmetykach i zapomniałam o nich na długi czas. Wprawdzie zazdrościłam trochę słabowidzącym koleżankom, że mogą się bez przeszkód malować, ale pogodziłam się z tym, że to nie dla mnie. Zaczęłam nawet się pocieszać, że dzięki temu będę miała zdrowszą cerę.
W zeszłym roku odgrzebałam marzenia z lamusa. Stało się to za sprawą jednej z koleżanek, którą zaprosiłam na przyjęcie urodzinowe mojego męża. Dziewczyna była w zasadzie prawie niewidoma. Rozmawialiśmy sobie miło przy cieście i kawie aż w którymś momencie koleżanka wspomniała, że jest umalowana. - Ty się malujesz? - spytałam zdziwiona, więc zaczęła mi opowiadać, jak przeszła kurs wizażu, uczyła się malować, powoli dochodząc do wprawy. Nadzieja w moim sercu odżyła. Rozmowa z koleżanką pokazała mi, że choć nie widzę, mogę wyglądać pięknie. Umówiłam się z nią, by pokazała mi, jak się maluje.
W tym roku, gdy uczęszczałam z córką do klubu rodzica, na jednym ze spotkań odbyła się sesja zdjęciowa. Poznaliśmy też stylistkę, która dobierała nam kosmetyki do cery. Postanowiłam się z nią spotkać prywatnie, by douczyć się tego i owego - umiałam się malować tylko szminką, pudrem i cieniami do powiek. Podczas spotkania, profesjonalistka nauczyła, jak nakładać róż i tusz do rzęs, dobrała mi odpowiedni podkład. Pokazałam jej swoje kosmetyki, a ona objaśniła, jak i kiedy je stosować. Dowiedziałam się, że róż ożywia moją twarz, tuszem mam malować jedynie końcówki rzęs, a fioletowych cieni do powiek używać tylko wieczorem.
Od tamtej pory maluję się często, może nie codziennie, bo brakuje mi na to czasu, ale na tyle często, by nie wyjść z wprawy. Znajomi twierdzą, że choć nie widzę, maluję się ładnie, a ja czuję się pięknie i kobieco. A najważniejsze, że spełniłam swoje marzenia, udowodniłam sobie, że coś, co wydawało mi się niemożliwe, jednak jest do zrobienia, wystarczy trochę cierpliwości i wprawy.
Czy robienie makijażu jest trudne? Uważam, że nie. Wystarczy nieco treningu, a można uczynić cuda ze swoją twarzą. Mnie osobiście malowanie zajmuje 5-10 minut. Jak to robić?
Podkład i puder to podstawa. Dobiera się je do rodzaju karnacji i typu cery. Większość z nas ma cerę mieszaną - częściowo suchą, częściowo tłustą. Z podkładem jest nieco łatwiej, bo można go nakładać na twarz jak krem - nabrać trochę na opuszki palców, rozetrzeć i rozsmarować na twarzy. Trzeba jednak mieć podkład w dobrym kolorze – odpowiednio dopasowanym DO odcienia naszej skóry – inaczej narobimy sobie plam. Z pudrem jest trochę trudniej, chociaż zamiast pędzelka można użyć gąbki, uważając przy tym, żeby puder się nie osypywał.
Malowanie oczu cieniami jest dość proste. Najlepiej kupić takie, które są od siebie dość czytelnie oddzielone. Można malować powieki jednym kolorem cieni lub nakładać na powiekę dwie albo nawet trzy barwy, np. jaśniejszym odcieniem malując całą górną powiekę, ciemniejszym robić kreskę bezpośrednio nad rzęsami, a najciemniejszym wycieniować zewnętrzny kącik oka. Tak czy inaczej, po każdym użyciu cieni należy na wszelki wypadek przetrzeć brwi, kąt oka, dolną powiekę. Można też namoczyć palce w wodzie i przeczesać nimi rzęsy, by mieć pewność, że nie ma na nich śladu cieni.
Tusz do rzęs to kosmetyk, którego nie wszyscy chcą używać. Nie jest łatwo go nałożyć, ponadto nietrudno go rozmazać, a może też spłynąć wraz z deszczem, co jest nieco kłopotliwe. Poza tym, jeśli ktoś, tak jak ja, ma niekontrolowany oczopląs, ciężko mu nałożyć tusz. Niewiarygodne, ale możliwe - opanowałam tę sztukę do perfekcji. Mam krótkie rzęsy, więc używam tuszu wydłużającego, maluję jedynie końcówki rzęs i czekam aż wyschnie.
Pomadka? Nie będę się nad nią rozwodzić, większość z nas używa szminek ochronnych, zwłaszcza w zimie. Zwyczajną szminkę nakłada się tak samo, trzeba tylko dobrać odpowiedni kolor. Pomadki w mocnych, intensywnych barwach radzę stosować na wieczór.
Róż ożywia bladą cerę i ogólnie w małych dawkach sprawia, że policzki są bardziej rumiane, ale jest niebezpiecznie nałożyć zbyt wiele różu. Najlepiej wziąć odrobinę na pędzelek i rozprowadzić jedynie na kościach policzkowych.
Podzieliłam się z Wami tajnikami techniki makijażu, więc może czas zacząć przygodę?

zaznacz i zamknij wróć do góry



Psychotest

Maruda, luzak czy buntownik? Jak rozpoczynasz rok szkolny?
Co innego cieszyć się ze spotkania z przyjaciółmi z klasy, a co innego wracać do szkolnych obowiązków. Sprawdź, jak sobie radzisz z powrotem do szkoły…
1. Czy kontaktujesz się z osobami z klasy pod koniec wakacji, przed rozpoczęciem roku szkolnego?
A. Tylko wtedy, gdy musisz, na przykład aby zapytać się, o której będzie spotkanie w szkole.
B. Jasne– przez całe wakacje masz z nimi dobry kontakt.
C. Na ogół w wakacje wolisz trochę odpocząć od przyjaciół z klasy, wtedy powitanie jest ciekawsze.
2. 1 września jest deszczowy i pochmurny. Czy to wpływa na twój nastrój?
A. „No tak, ewidentny koniec wakacji. I jak tu się nie dołować?” – myślisz.
B. Absolutnie nie, żałujesz tylko, że w taką pogodę nie będziecie mogli pójść się razem powłóczyć.
C. Nie bardzo, nawet jest ci na rękę to, że wakacyjna pogoda się skończyła, nie będziesz tak bardzo żałować lata.
3. Na pierwszym spotkaniu wychowawczyni zapowiada wam, jakie zmiany czekają waszą klasę. Jak reagujesz na zapowiedź zwiększonej ilości obowiązków?
A. „Można się było tego spodziewać, w szkole nigdy nie mówią niczego dobrego”
B. „E tam, zawsze tak straszą, a potem jest normalnie”
C. Jesteś wściekły, bo po co od razu wszystkich tak dołować? Z niektórymi informacjami mogliby się wstrzymać.
4. Na pierwszej lekcji nauczycielka fizyki mówi, że doskonale pamięta, którzy uczniowie mieli w zeszłym roku „naciągane” oceny, i ma zamiar bacznie się im przyglądać. Wśród tych uczniów jesteś także ty. Jak reagujesz na to ostrzeżenie nauczycielki?
A. „No to nieźle się zaczyna, pewnie będę pytany na najbliższej lekcji i to z rzeczy, których już totalnie nie pamiętam”
B. „Spoko, zajrzę do zeszytu z poprzedniego roku, tak na wszelki wypadek”
C. „Mogłaby sobie darować te gadki! Tak jakbym sam nie pamiętał, ile się musiałem do niej nałazić przez tę fizykę!”
5. Ile dni potrzebujesz, aby przestawić się na poranne wstawanie?
A. Przynajmniej miesiąc. Nie cierpisz rano wstawać.
B. Nie wiesz, jakoś tak „samo się” w końcu przestawia.
C. Poranne wstawianie to nie jest problem, gorzej z pakowaniem się do szkoły, na początku zawsze czegoś zapominasz.
6. Jakie jest twoje postanowienie w tym roku szkolnym?
A. Mieć lepsze oceny.
B. Być bardziej systematycznym.
C. Nie dać się wrobić w żadną dodatkową pracę.
Rozwiązanie
Najwięcej Odpowiedzi A
Nie przepadasz za szkolnymi obowiązkami, ale wiesz, że przed nimi nie uciekniesz. Początek września to dla ciebie trudny czas, bo trzeba wcześnie wstawać, pamiętać o wielu rzeczach. Na szczęście w kolejnych miesiącach jest już lepiej. Już od samego początku roku szkolnego odliczasz czas do kolejnych wakacji. Postaraj się znaleźć dobre strony także w życiu szkolnym. Przecież szkoła to nie tylko zakuwanie do klasówek, tyle innych rzeczy się w niej dzieje.
Najwięcej odpowiedzi B
Jesteś dość luzacko nastawiony do szkolnych obowiązków, ważniejsze dla ciebie jest życie towarzyskie niż nauka i oceny. Powinieneś trochę zmienić swoje nastawienie, bo już nieraz przekonałeś się, że odpuszczanie sobie wszystkiego przez cały rok oznacza sporo nerwów przy wystawianiu ocen na świadectwo. A inni jakoś tak nie muszą się wtedy denerwować, prawda?
Najwięcej odpowiedzi C
Mówiąc wprost: szkoła cię wkurza. Masz wrażenie, że zawsze ty jesteś obarczony najtrudniejszymi obowiązkami. A to nieprawda, po prostu jesteś źle nastawiony do wszystkiego i tak skupiony na sobie, że nie zauważasz ciężkiej pracy innych. Choćby swoich rodziców. Zacznij się życzliwie przyglądać swojemu otoczeniu, od czasu do czasu zaoferuj swoją pomoc, zobaczysz, życie od razu okaże się mniej wkurzające.

„Victor Gimnazjalista”

zaznacz i zamknij wróć do góry



Spróbuj rozwiązać

Zamiana litery 1. Zwierzęta nią karmimy, z jej pomocą zęby czyścimy 2. Biały ptak co fruwa nad morskimi falami, przy jej pomocy rozmawiamy 3. Siedziba wojskowa, zupa się w niej chowa Co ukryło się wśród polskich miast Rozwiązaniem każdego pytania jest nazwa polskiego, opisanego w nim, miasta zawierająca słowo opisane również w pytaniu.
1. Dolnośląskie miasto z wzniesieniem terenu 2. Siedlisko żubrów z dzwonnicą 3. Stolica podlasia z pochyłością terenu 4. Między Gdynią a Gdańskiem mokre z gorąca miasto
5. Polski biegun zimna do zakręcania włosów 6. Miejscowość letniskowa na Helu z epoką dinozaurów 7. Miasto Kopernika z drogą dla pociągu 8. Stolica tatr z górą siana 9. Miasto na Śląsku z miejscem do uprawy zboża lub ziemniaków 10. Miasto pod ukraińską granicą z ideą Gdzie ukryły się miasta? W poniższym tekście ukryto 10 nazw polskich miast w taki sposób, że stanowią część jednego, dwóch lub trzech słów. Znajdź te miasta! Tomek po wielu latach poraz pierwszy odwiedził swoje rodzinne strony. Był rad domowej atmosferze, która powitała go w chacie rodziców. Chodząc po ogrodzie, wspominał swoje wagary, gdy uciekał ze szkoły nad rzekę. Jego ulubionym miejscem była skarpa czarująco porośnięta kaczeńcami. Często chował się też wśród pól pszenicy. Z ulgą zauważył, że wszystko było dokładnie takie, jak zapamiętał z dzieciństwa: stodoła zielona, góra za rzeką porośnięta trawą, a młyn drewniany. Tomek z uśmiechem przypomniał sobie, jak doszło do tego, że opuścił rodzinną wioskę. Wszystko zaczęło się zanim jeszcze ci nowi sąsiedzi się wprowadzili. Wraz z kilkoma kolegami z klasy tomek chciał dla zabawy zmieniać wygląd mebli w szkole. Jego zmysł artystyczny nie został doceniony. Rodzice zostali wezwani na rozmowę, gdzie dowiedzieli się, że ich syn ma znaleźć sobie nową klasę, zanim wygnie znowu jakąś ławkę. Rodzice oczywiście ulegli wicedyrektorowi i Tomek musiał się przenieść do ciotki do miasta. W zasadzie był zadowolony, gdyż miał już dość ówczesnych przyjaciół nachodzących go w domu i wyśmiewających jego porażkę. Wyprowadzając się, zebrał graty chyba z całego domu. Potem tylko sąsiedzi wspominali z nostalgią, że ryb nikt już nigdy tak jak Tomek nie umiał łowić.

zaznacz i zamknij wróć do góry



Z uśmiechem łatwiej

Sekretarka podaje gościowi filiżankę kawy i pyta:
- Pan słodzi?
- Nie, ze Stalowej Woli.
**
Przychodzi Eskimos do baru:
- Kelner, whisky!
– Z lodem?
– Nawet mnie nie wkurzaj!
**
Ojciec zmywa naczynia. Przybiega syn i pyta:
- Tato, co to jest „tytuł honorowy”?
- Wytłumaczę ci na przykładzie: twoja mama mówi przy gościach, że to ja jestem głową rodziny.
**
Jacek dostał jedynkę z matematyki, a na lekcji wychowania muzycznego szóstkę za wykonanie piosenki.
Zdziwiona mama mówi:
- Dostałeś pałę i jeszcze chciało ci się śpiewać!
**
W wyniku rozprawy sądowej włamywacz został uniewinniony. Zwraca się do swojego adwokata:
- Gdybym wiedział, jaki będzie wynik procesu, nie wydałbym na pana ani złotówki.
**
W sklepie z artykułami gospodarstwa domowego jakaś wyjątkowo grymaśna klientka długo przebiera w miotłach. Wreszcie decyduje się na jedną z nich.
Sprzedawca pyta:
- Zapakować czy od razu pani poleci?
**
Ania pisze list do babci:
„Kochana babciu, bardzo dziękuję ci, że przysłałaś mi na urodziny 10 złotych i 100 całusów. Czy następnym razem mogłoby być odwrotnie?

zaznacz i zamknij wróć do góry



Rozwiązania zagadek

Zamiana litery: 1. pasza/pasta, 2. mewa/mowa, 3. baza/waza
Co ukryło się wśród polskich miast: 1. Jelenia Góra, 2. Białowieża, 3. Białystok, 4. Sopot, 5. Suwałki, 6. Jurata, 7. Toruń, 8. Zakopane, 9. Opole, 10, Przemyśl.
Gdzie ukryły się miasta: Radom, Karpacz, Częstochowa, Zielona Góra, Szczecin, Gniezno, Gliwice, Rybnik.

zaznacz i zamknij wróć do góry

Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2009 Pochodnia. Wszelkie prawa zastrzeżone.