Redakcja:
Ewa Fraszka-Groszkowska (red. naczelna)
Marta Michnowska
Barbara Zarzecka
Kolegium redakcyjne:
Wanda Chotomska
Hanna Karwowska-Żurek
Anna Nowakowska
Małgorzata Pacholec
Magdalena Sikorska
Adres redakcji:
ul. Konwiktorska 9,
00-216 Warszawa
tel.:(22) 831-22-71 wewn. 253 lub (22) 635 19 10
e-mail: promyczek@pzn.org.pl
strona WWW: http://promyczek.pzn.org.pl
Czasopismo współfinansowane ze środków PFRON i MEN
Numer ISSN: 1427-9312
KALENDARIUM
Odwiedziny - NATALIA USENKO
Choinkowa wróżka - ANNA PASZKIEWICZ
Chcę wiedzieć więcej… o niezwykłych prezentach - KAROLINA PREWĘCKA
Gwiazdkowy podarunek - ANNA PASZKIEWICZ
Patyki pod choinkę
O opłatku - JAN TWARDOWSKI
Gwiezdny teatr - ANNA PASZKIEWICZ
Dla każdego coś ciekawego
Małe co nieco: Wpadła śliwka…
Ty też potrafisz! Czerwononosy renifer - EWA KOWALSKA
Megafauna plejstocenu, czyli wielkie ssaki z przeszłości - PRZEMYSŁAW BARSZCZ
Świąteczna katastrofa - URSZULA KITLASZ
Ćwicz razem z nami: W podskokach przez zimę, czyli zabawy ze skakanką - BEATA ORLIŃSKA
Zagadki
Uśmiechnij się!
Rozwiązania zagadek z nr. 11.:
najważniejsze wydarzenia grudniowe
3 XII Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych
4 XII Barbórka - Dzień Górnika i Naftowca
6 XII mikołajki
24 XII Wigilia Bożego Narodzenia
25 XII Boże Narodzenie
31 XII Sylwester
zaznacz i zamknij wróć do góry
Dziś wieczorem bezmę smycz
I pobiegnę z pieskiem
Przez osiedle, tam, gdzie park
I te drzewa niskie.
Na [polance ławkę znam.
Usiądziemy na niej
I będziemy czekać tam,
Aż się zjawią sanie…
Wtem Mikołaj wyjrzy z sań!
Spojrzy w naszą stronę!
Będę machać czapką mu,
A mój pies ogonem!
„Świerszczyk”
zaznacz i zamknij wróć do góry
Choć to jeszcze nie Wigilia,
już nam lasem pachnie w domu.
Już migocą światła lampek
i cichutko, po kryjomu,
z każdej igły i łańcucha,
z każdej bombki i wydmuszki
spływa na nas wielka radość
– dar od choinkowej wróżki.
Ona kryje się wśród ozdób,
na gałązkach lekko pląsa
i z anielskich srebrnych włosów
czarodziejski pyłek strząsa.
A na kogo pył ten spadnie,
ten wycisza się, przemienia,
w tego serce wkracza magia –
czar Bożego Narodzenia.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Każdy prezent może być niezwykły, jeśli dostajecie albo ofiarowujecie go z serdeczną myślą o kimś. Taki niezwykły podarek stanie się jeszcze wspanialszy, kiedy będzie samodzielnie wykonany. Oto krótka instrukcja, jak zostać twórcą niezwykłego prezentu.
Po pierwsze: postanowienie
Spróbujcie zapomnieć, że istnieją sklepy. Ulubione, z zabawkami, pełne nowych kolekcji klocków, lalek, przytulanek, i inne, zwłaszcza te przyciągające ogłoszeniami, że mają „najlepsze prezenty dla pań, panów, na każdą okazję...". Zamiast rozbijać skarbonki i kupować gotowe podarki, zróbcie listę rzeczy, które chcieliby mieć Wasi rodzice, rodzeństwo i dziadkowie, koledzy i koleżanki. Potem pomyślcie, jak możecie spełnić te marzenia bez wchodzenia do sklepu.
Po drugie: bank pomysłów
Najpierw możecie mieć pustkę w głowie, bo jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że prezenty po prostu się kupuje. Nie zniechęcajcie się jednak, bo po chwili cierpliwości na pewno polubicie tę zabawę w wymyślanie podarunków, a po dwóch chwilach wyobraźnia podpowie, że na przykład najfajniejszym prezentem dla mamy będzie pojemniczek z całusami. Znajdźcie więc w domu jakieś ładne pudełko albo zachowajcie butelkę po napoju, wymyjcie ją, ponaklejajcie ozdoby i napiszcie „Sto pocałunków". Babcia i dziadek będą zachwyceni, jeśli przygotujecie dla nich zaproszenia na domowy teatrzyk i sami w nim wystąpicie. Koleżance czy koledze możecie narysować wyjątkowy projekt kostiumu na bal karnawałowy.
Po trzecie: efekt murowany
Samodzielnie wykonane prezenty, choć wydają się proste i skromne, są najbardziej niezwykłe, bo nikt i nigdy ich dokładnie nie powtórzy. Zawsze będą wyjątkowe. Schowane w ważnym miejscu w domu, po latach staną się miłym wspomnieniem. A poza tym nietypowe prezenty mają wspaniałą zdolność rozmnażania się. Ktoś, kto dostanie całusy w butelce albo oryginalny projekt stroju czarnobrodego pirata, zapragnie odwzajemnić się czymś równie miłym.
„Świerszczyk”
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zima, choć bardziej deszczowa niż biała, zaczęła się na dobre. Za oknem szybko zapadał zmrok, dni były krótkie i senne. Ludzie na przystankach kulili się w wiatach, chowając twarz w ciepłych kołnierzach palt i kurtek. Dorośli pędzili przed siebie, by jak najszybciej schronić się w cieple swoich domów. Mroźny wiatr przegonił z podwórka wszystkie dzieci i tylko resztki uschniętych liści tańczyły na placach zabaw – teraz cichych i opuszczonych.
Był jednak ktoś, kogo nie martwiła plucha i brak śniegu. Tym kimś był mały pluszowy niedźwiadek o wdzięcznym imieniu Ptyś. Późna jesień i zima zwykle oznaczały dla niego zabawę, radość i mnóstwo czasu spędzanego w towarzystwie Joasi, do której należał. Wiadomo przecież, że dzieci, nie mogąc wyjść na dwór, bawią się w domu. Jeśli mają przy tym tak wielką wyobraźnię jak Joasia, to zimne dni wypełniają im loty kosmicznymi rakietami z poduszek, budowanie domków z krzeseł i starych prześcieradeł, gotowanie plastelinowych zupek i deserów oraz inne, równie pasjonujące zajęcia.
Większość lata Ptyś spędzał podobnie jak inne pluszaki – siedział na półce w pokoju Joasi, czekając na wieczór, gdy dziewczynka przytuli go na dobranoc. Joasia, jeśli akurat nigdzie nie wyjeżdżała, tropiła na podwórku złodziei piaskowych babek, zakopywała skarby, ścigała się z kolegami na hulajnodze, skakała na skakance albo grała w piłkę. Jednym słowem – była bardzo zajęta i na zabawę w domu nie miała czasu. Wyjątkiem były dni, kiedy padało, ale nawet wtedy bez trudu znajdowała dla siebie coś ciekawego. Nic dziwnego, że Ptyś tęsknił za zimą, kiedy z racji pogody i krótszych dni mógł towarzyszyć Joasi w jej niezwykłych podróżach do krainy fantazji. Gdy nadchodziły ciemne i chłodne popołudnia, pokój dziewczynki zamieniał się w jaskinię pełną groźnych niedźwiedzi (z Ptysiem w roli najstraszniejszego z nich), w planetę ufoludków (z Ptysiem-kapitanem statku kosmicznego), w szkołę (z Ptysiem-prymusem), w sklep (z Ptysiem-panem z kolejki) i w wiele innych miejsc.
Ale najbardziej ze wszystkich dni Ptyś lubił wigilię Bożego Narodzenia. W całym domu pachniało wtedy piernikami i choinką, od rana było uroczyście i niemal baśniowo. A kiedy przychodził czas na prezenty, wszystkie zabawki aż drżały z nadmiaru emocji, czekając niecierpliwie, kto dołączy do ich grona. Nowy kolega czy koleżanka oznaczał jeszcze więcej radości, bo gdy Joasia się bawiła, niemal wszystkie zabawki szły w ruch.
Tym razem jednak było inaczej. Zapowiedź zmian nadeszła wraz z późną jesienią i kolejnym zębem, który zaczął się ruszać w buzi dziewczynki. Już od jakiegoś czasu Ptyś miał wrażenie, że jego właścicielka się zmienia – urosła, spoważniała, więcej czasu spędzała na rysowaniu lub przeglądaniu książek. Ptyś słyszał nawet, że próbuje sama czytać. Ponieważ jednak wciąż się nim bawiła, nie zawracał tym faktem swej wypchanej watoliną głowy. Z niecierpliwością czekał na Gwiazdkę, zastanawiając się, co też Joasia znajdzie pod choinką w tym roku. Czy będą to nowe klocki, z których zbuduje zamek dla Ptysia-rycerza, czy może nowa lalka, której miś mógłby bronić przed strasznym potworem? Niedźwiadek miał nadzieję, że jak co roku będzie to coś niezwykłego, co zapewni im wiele godzin wspaniałej zabawy.
Jakież było jego zdziwienie, gdy z kolorowego pudła Joasia wyciągnęła futerał, a z niego... skrzypce. Cóż, Ptyś słyszał kilka miesięcy temu, jak dziewczynka mówiła rodzicom, że chciałaby się nauczyć grać na jakimś instrumencie. Ale żeby od razu zażyczyć go sobie pod choinkę? I jak niby mają grać na nim razem, skoro jest tylko jeden smyczek! Słuchanie koncertów nie było tym samym, co mrożąca krew w żyłach wyprawa na zbudowany z koców Księżyc. Okazało się jednak, że to nie koniec niespodzianek. Joasia musiała koniecznie znaleźć jakieś miejsce dla nowego prezentu, a najlepsza do tego celu wydała je się półka, na której dotychczas siedziały pluszowe zwierzaki. Dla Ptysia i jego przyjaciół oznaczało to szybką przeprowadzkę. Zanim miś się obejrzał, siedział w szafie, wciśnięty między stare klocki lego, żyrafę Zuzię i kota Maćka. Przez szparę w drzwiach widział zachwyconą buzię dziewczynki, z czułością gładzącej futerał nowych skrzypiec.
Mijały kolejne dni. Zima przeszła w wiosnę, potem lato i jesień. Joasia coraz rzadziej sięgała po stare zabawki. Coraz więcej z nich upychała w szafie, robiąc miejsce dla nowych książek, zestawów koralików, zeszytów z nutami, a potem także tornistra i podręczników. Czasami jeszcze bawiła się w szkołę albo którąś ze swych magicznych podróży, ale czegoś tym zabawom brakowało. Zwykle uczestniczyło w niej tylko kilka zabawek i nie zawsze Ptyś był jedną z nich. Nic więc dziwnego, że miś czuł się coraz bardziej smutny i samotny. Co prawda dzielił niedolę z innymi pluszakami, ale marna to była pociecha. Jego oczka z guzików straciły blask, puszyste dotychczas futerko zmierzwiło się, a uszy oklapły. Zbliżająca się kolejna Gwiazdka nie cieszyła jak dawniej, niosła groźbę dalszych, jeszcze mniej przyjemnych zmian.
Pewnego dnia drzwi szafy rozwarły się szeroko, ukazując uzbrojoną w wielki plastikowy worek mamę Joasi. Dziewczynka stała obok, a po jej minie trudno było czegokolwiek się domyślić. Jednego Ptyś był pewny – bynajmniej nie chodziło o zabawę.
– Najwyższa pora zrobić tu porządek – oznajmiła mama, wyciągając po kolei zabawki z szafy. – Jeśli przejrzymy je dzisiaj i spakujemy, to zdążą dotrzeć na czas. Ty wybierasz, a ja pakuję, dobrze?
Ku wielkiemu przerażeniu Ptysia dziewczynka pokiwała głową, a mały miś zrozumiał, że oto nadeszła najgorsza dla zabawki chwila: Joasia zamierzała go wyrzucić! Stał się zupełnie zbędny, niechciany i niekochany. Już nigdy nie poleci w kosmos, nie uratuje żadnej lalki-królewny, nie zdobędzie drogocennego skarbu. Miś skulił się, próbując stać się niewidzialnym wśród wielu stłoczonych zabawek. Niestety, na niego także przyszła kolej i wkrótce znalazł się w rękach Joasi. Ku jego zdziwieniu dziewczynka pogładziła go delikatnie po głowie, a potem mocno przytuliła. Przez chwilę Ptyś miał nadzieję, że nic mu nie grozi, że znów jest tak, jak dawniej. Tym bardziej zdziwił się, gdy niespodziewanie znalazł się w worku razem ze swoimi przyjaciółmi. Niczego nie widział, bo choć worek był przeźroczysty, to cały świat przysłoniła mu żyrafa Zuzia. Słyszał tylko strzępki rozmowy, a potem poczuł, że dokądś go niosą i po chwili ogarnęła go ciemność. Tego, że znajduje się w samochodzie, domyślił się po odgłosie silnika – kilka razy towarzyszył Joasi w podróży do lekarza czy babci, więc potrafił rozpoznać charakterystyczny dźwięk.
Podróż straszliwie się dłużyła. W dodatku większość drogi przebył leżąc na głowie i słuchając jęków pluszowego kota Maćka. Przyjaciel był pewny, że jadą na wysypisko śmieci albo w inne, równie przerażające miejsce. Ptyś nie zdążył z nim o tym porozmawiać, bo gdy dotarli do celu, zostali rozdzieleni. Niespodziewanie czyjeś ręce chwyciły niedźwiadka, a potem czyjś głos zdecydował, że należy go wyprać. O tym, co działo się w pralce, lepiej nie wspominać – dość, że miś miał potem wrażenie, jakby cały świat kręcił się wokół niego niczym wielka karuzela. Musiał jednak przyznać, że kiedy wreszcie wysechł, gdy ktoś delikatnie uczesał jego futerko, poczuł się nad wyraz dobrze.
Skoro mnie wyprano, to przecież nie po to, by mnie teraz zostawić na jakimś wysypisku, stwierdził w duchu. Ta myśl pokrzepiła go na tyle, że z ciekawością zaczął się przyglądać otoczeniu, w którym się znalazł. Odkrył, że siedzi na stole w jakimś pokoju wraz z innymi zabawkami. Wszystkie zostały niedawno wyczyszczone, wyprane lub naprawione. Kilkoro ludzi kręciło się po pokoju, pakując zabawki do kolorowych reklamówek z wizerunkiem świętego Mikołaja. W rogu stała maleńka choinka, przystrojona ręcznie wykonanymi ozdobami z papieru i krepiny. Wydawała się taka skromna w porównaniu z ogromnym drzewkiem, które co roku stało w domu Joasi. Prawdę mówiąc, wszystko w tym pokoju wyglądało na bardziej zużyte i zniszczone – zarówno stoły i krzesła, jak również ściany, z których gdzieniegdzie odchodziła farba.
Ptyś również trafił do reklamówki. Na szczęście tym razem wszystko doskonale widział. Kiedy niesiono go przez długi korytarz, a potem układano pod choinką w ogromnej sali, do jego uszu dotarły głosy dzieci. Czyżby znalazł się w jakimś przedszkolu? Może nie wszystko jeszcze stracone, może to szkoła Joasi, a to całe zamieszanie jest częścią jakiejś dziwnej zabawy?... Miś miał nadzieję, że tak właśnie jest, że za chwilę ujrzy swoją dawną właścicielkę i wróci z nią do domu. Niestety, ktoś zgasił światło i wokół zapadła ciemność. Zmęczony wrażeniami Ptyś skulił się w swojej reklamówce, z niepokojem wypatrując jutra. Było mu bardzo niewygodnie, bo w plecy wbijał mu się jakiś batonik i ciasteczka. Kiedy nastał kolejny dzień, czuł się obolały i bardzo zmęczony. Dopiero pod wieczór drzwi do sali otworzyły się i do środka wbiegły dzieci. Było ich tak wiele i w tak różnym wieku, że Ptysiowi aż zakręciło się w głowie. Ku jego zdziwieniu dzieci nie przepychały się, ale powoli podchodziły do odświętnie ubranego mężczyzny, który głośno wołał je po imieniu. Każde z nich otrzymywało jedną torbę, z którą wracało na swoje miejsce. Część dzieci od razu rozpakowywała swój prezent, wpychając do ust słodycze i oglądając zabawki. Część odwlekała ten moment, by jak najdłuższej delektować się cudowną chwilą oczekiwania.
W końcu przyszła kolej na Ptysia. Jego reklamówka powędrowała do rąk małego chłopca, który chwycił ją szybko i mocno przycisnął do siebie. Serce misia zadrżało, gdy niecierpliwe paluszki otworzyły torbę, omal nie wysypując na podłogę jej zawartości. Chłopiec nawet nie spojrzał na słodycze. Wpatrywał się w Ptysia, a na jego buzi powoli rozkwitał szeroki uśmiech. Kiedy w końcu wydostał niedźwiadka, przytulił go do siebie i wyszeptał:
– Kocham cię, mój misiu.
A Ptyś? Ptyś poczuł się szczęśliwy jak dawniej. Znów był bezpieczny i komuś potrzebny i znalazł nowy dom.
zaznacz i zamknij wróć do góry
„Z koszyka Świętego Mikołaja nie będą sterczały Mojżesza bose pięty, tylko będą się uśmiechały do wszystkich prezenty”, „Kiedy dziecko długo czeka, zaraz się jak indor wścieka” - takie śmieszne rymowanki układał ks. Jan Twardowski. Pewnie słyszeliście to nazwisko w szkole lub w kościele, a może nawet w rozmowach koleżanek i kolegów. Bo książki dla dzieci ks. Twardowskiego są bardzo lubiane.
Nic dziwnego - jest w nich dużo humoru, a mało trudnych niezrozumiałych słów. Wasi rówieśnicy często powtarzają, że te wiersze po prostu nie są nudne. Ale jeśli sami chcecie się przekonać, czy rzeczywiście tak jest, sięgnijcie po jeden z jego tomików (koniecznie dla dzieci, te dla dorosłych są zbyt poważne).
My polecamy „Nowe patyki i patyczki”, a w grudniu szczególnie pierwsze utwory tego zbioru, które opowiadają o świętach Bożego Narodzenia. O barszczu czerwonym, co śmieszy nas uszkami. O opłatku, który pachnie najprościej, jak chleb. O chorej dziewczynce, która czeka na Świętego Mikołaja i o owieczce, która swą wełnę oddała na skarpetki dla małego Jezusa.
Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? – pytają czasem dzieci. A dlatego, żebyś się uśmiechał i uczył kochać - odpowiada ksiądz Twardowski. I w tych wierszach zobaczymy, jak można kochać cały świat. Każdego robaczka i każdą najmniejszą trawkę. I że można złożyć świąteczne życzenia nawet upartemu osiołkowi i ryczącemu wołowi.
Zamiast przed telewizorem odpocznijmy więc po wigilijnej kolacji, zaczytując się „Nowymi Patykami i Patyczkami”. A potem:
„Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplatało,
węzły, konflikty, powikłania
Oby się wszystkie trudne sprawy,
porozkręcały jak supełki.
Własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby paskudne w nas jędze,
pozamieniały się w owieczki.
A w oczach mądre łzy stanęły,
jak na choince barwnej świeczki”.
Audiobook „Nowe patyki i patyczki” ks. Jana Twardowskiego (Wydawnictwo Święty Wojciech) czyta Aleksander Machalica. Na płycie znajdują się wszystkie wiersze i opowiadania opublikowane w tomach: „Zeszyt w kratkę”, „Nowy zeszyt w kratkę” oraz „Patyki i patyczki”.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Jak wygląda wigilijny opłatek? Cieniutki, cichy, biały jak śnieg. Czasem pachnie choinką, ale nie zawsze. Kiedy go połamię, zapach zostaje jeszcze na talerzyku, jak zapach suszonych kwiatów na bibule.
Pewna dziewczynka potrafiła odróżniać dwadzieścia tysięcy zapachów, umiała rozpoznać po zapachu olejek kamforowy i olejek goździkowy, wiedziała, że inaczej pachnie pomarańcza cała, a inaczej rozcięta, tłumaczyła, że trzeba poznać najpierw zapach bliskich kwiatów, żeby określić zapach dalekich.
Otóż ta dziewczynka powiedziała kiedyś, że opłatek pachnie najprościej, jak chleb.
Nieraz na opłatku wytłoczone są święte obrazki, nieraz jest goły, ale przepasany wstążką z gwiazdą.
W czasie Wigilii opłatek jest najważniejszy i zawsze pierwszy.
Dopóki się nie podzielimy opłatkiem, nie można skosztować czerwonego barszczu z uszkami, czarnego maku, brązowych orzechów i srebrnych ryb.
Nie wypada śpiewać nawet kolęd.
Jak wygląda chwila dzielenia się opłatkiem? Trudno to wszystko opowiedzieć.
Nikt nie siedzi, nawet dziadek staje na baczność jak przed generałem.
Mamusia bierze z talerzyka opłatek, łamie i rozdaje.
Boże kochany, co się dzieje.
Co się zaczyna wyprawiać! Tak, jakby gwiazda najdalsza przyleciała i stanęła w lufciku jak oswojony ptak.
Ciocia, która stale gniewała się na wujka i trzaskała przed nim drzwiami jak źrebak kopytami, bierze go w ramiona i całuje w policzek.
78 Ktoś się uśmiecha.
Ktoś zaczyna beczeć jak osioł w stajni.
Trochę się wstydzi, więc chowa twarz do kamizelki, płacze wprost na szelki.
Narzeczony miał powiedzieć: kocham, ale zaczął się jąkać ze wzruszenia i krzyczeć: ko, ko, ko, ko - jakby chciał jajko znieść.
Podobny do klarnetu, który spośród dętych instrumentów potrafi najlepiej spotęgować i uciszyć dźwięk.
Nawet owczarek szkocki, tak zwany collie, który wsadzał do lodówki swój pysk marzycielski i zarazem bystry, z właściwym sobie sposobem podnoszenia uszu - usiadł poważnie, jakby pozował do rodzinnego portretu.
79 Ktoś popatrzył komuś w niebieskie oczy, ktoś szepce do ucha: - Już nie będę gubił rękawiczek.
- Mamusia nic już nie mówi, tylko myśli: <
Bo jest zawsze taka mądra łza, która umie się pomieścić w szczęściu, nawet gorzka i zielona.
Po spożyciu połamanego opłatka zostaje talerzyk.
Trochę na nim igieł wprost z choinki.
Blask zimnego ognia.
I wszyscy, którzy szukali bardzo wysokiej gwiazdy na najwyższym niebie, nawet nie spostrzegli, że w świętym wzruszeniu spotkali się z łaską Pana Jezusa przy zwykłym stole, na którym tyle razy mamusia stawia zupę pomidorową.
Choćby śnieg padał na bakier z ciemnej chmury.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Gdy noc zakradnie się na paluszkach,
gdy dzieci zasną już w ciepłych łóżkach,
budzą się ze snu gwiazd konstelacje...
Już Lew poluje na swą kolację,
Herkules Hydrze głowy ucina,
Strzelec cięciwę łuku napina,
wściekłe Psy Gończe warczą do siebie
i Niedźwiedzicę gonią po niebie,
zaś para Bliźniąt wrażeń spragniona,
pędzi na Wozie przez Pas Oriona.
Panna kometom splata warkocze –
w piękne koszyczki, supły urocze,
Wodnik z Wolarzem, gdzieś nad chmurami,
niosą z połowu wiadro z Rybami.
Tu w berka z Bykiem gra Koziorożec,
tam z dumą pręży róg Jednorożec...
Wkrótce na niebie jest taki zamęt,
że hałas budzi Słońce zaspane,
które przybiera ojcowską minę
i spuszcza swego blasku kurtynę.
zaznacz i zamknij wróć do góry
We wszechświecie najwięcej jest gwiazd. Każda jest wirującą kulą gorącego, świecącego gazu. Większość gwiazd składa się głównie z wodoru i helu. Cykl życia gwiazdy trwa miliardy lat, podczas których zachodzi w niej wiele przemian, nazywanych syntezą jądrową. Proces ten rozpoczyna się od przemiany wodoru w hel. Potem, kiedy reakcje zachodzą w coraz wyższej temperaturze, powstają coraz cięższe pierwiastki. Najcięższym z nich jest żelazo. W życiu większości gwiazd zachodzi tylko część tego procesu.
Xxx
O tym, w jaki sposób rozwija się i umiera gwiazda decyduje jej masa. Gwiazdy o masie mniejszej niż 8 mas Słońca kończą życie jako białe karły. Część materiału, z którego są zbudowane, ulega rozproszeniu, a reszta stygnie, tworząc zwarte gwiazdy dwukrotnie większe od Ziemi. Gdyby z materii tworzącej białego karła zrobić pudełko od zapałek, ważyłoby ono tyle, co słoń.
Xxx
Gwiazda o masie równej 8 masom Słońca może zakończyć życie podczas olbrzymiego wybuchu. Staje się wtedy na krótko supernową, ponieważ wybuch wygląda jak nowa jasna gwiazda. Kiedy wielka gwiazda wybucha jako supernowa, jej jądro zapada się pod wpływem olbrzymiej siły grawitacji. Materia jest w niej bardzo ściśnięta. W ten sposób powstaje gwiazda neutronowa, której średnica wynosić może tylko 10-15 kilometrów. Wirująca gwiazda neutronowa, która emituje promieniowanie radiowe nazywa się pulsarem. Główka szpilki zrobiona z materiału, z którego zbudowane są pulsary, ważyłaby więcej niż supertankowiec.
Xxx
Konstelacja gwiazd to po polsku gwiazdozbiór. Jest to obszar nieba o umownie wyznaczonych granicach. Podziału nieba na takie gwiazdozbiory zaczęto dokonywać bardzo dawno temu, bo około czwartego wieku przed naszą erą w Grecji. Nazwy wówczas czerpano przede wszystkim z mitologii. Stąd się wziął na przykład Herkules, Kasjopea czy Orion – jeden z najłatwiejszych do zauważenia gwiazdozbiorów nieba zimowego, bo należące do niego gwiazdy świecą jasno i wyraźnie wyznaczają postać mitycznego myśliwego.
Xxx
Dalsze gwiazdozbiory, przede wszystkim na południowej półkuli nieba, ustalano od XII do XVIII wieku. Otrzymywały one wtedy przeważnie nazwy zwierząt czy figur geometrycznych, na przykład Żyrafa, Wielka i Mała Niedźwiedzica, Psy Gończe, Cyrkiel, Węgielnica itp. Dwanaście gwiazdozbiorów, nazywanych zodiakiem, tworzy tło, po którym poruszają się Słońce i planety. Są to: Koziorożec, Wodnik, Ryby, Baran, Byk, Bliźnięta, Rak, Lew, Panna, Waga, Skorpion i Strzelec.
xxx
Międzynarodowa Unia Astronomiczna w 1922 roku przyjęła obowiązujący obecnie podział nieba na 88 gwiazdozbiorów. Gwiazdy w obrębie danego gwiazdozbioru oznacza się, poczynając od najjaśniejszej, kolejnymi literami greckiego alfabetu lub kolejnymi liczbami.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Zimą owoce nie smakują tak dobrze jak latem. Dlatego podczas grudniowych świąt tak chętnie zjadamy bakalie. Orzechy, rodzynki i kandyzowane owoce zazwyczaj wrzucane są do przepysznych keksów, serników lub pierników. A suszone śliwki, jabłka i gruszki najczęściej wpadają do wigilijnego kompotu. Ale może tym razem uratujecie niektóre z nich przed upieczeniem lub gorącą kąpielą i spróbujecie coś z nich wyczarować na kolejne świąteczne dni.
Sałatka wigilijna
Składniki:
15 orzechów włoskich (wyłuskanych),
mała puszka ananasów,
10 suszonych śliwek,
10 suszonych moreli,
garść rodzynek,
1 banan,
1 łyżeczka cynamonu,
1 łyżka miodu.
Przygotowanie
Do miski włóż śliwki, morele, rodzynki, wyłuskane orzechy, zalej wszystko gorącą wodą i odstaw. Banana obierz, włóż do drugiej miski, dodaj łyżkę miodu, łyżeczkę cynamonu i dokładnie rozgnieć widelcem. Powinna powstać gęsta, gładka papka. Otwórz puszkę z ananasami (jeśli nie ma specjalnego wieczka, poproś o pomoc kogoś starszego). Odlej sok, a ananasy wyłóż na deskę i pokrój w drobną kostkę. Odcedź na sitku suszone owoce oraz orzechy, które moczyły się w wodzie. Wyłóż je na deskę i pokrój. Następnie połącz wszystkie owoce z bananową papką.
Śliwki po nałęczowsku
Składniki:
20 sztuk suszonych śliwek,
260 g gorzkiej czekolady (2 i pół czekolady),
50 g masła,
2 łyżki cukru pudru,
opakowanie cukru waniliowego,
1 łyżka śmietany,
folia do zawijania śliwek w czekoladzie.
Przygotowanie
Poproś kogoś dorosłego, by pomógł Ci w przygotowaniu masy. Połam gorzką czekoladę i połowę (130 g) włóż do rondelka, dodaj masło i rozpuść je na małym ogniu, cały czas mieszając. Następnie dodaj cukier puder i cukier waniliowy. Mieszaj, aż cukier się rozpuści. Na końcu dodaj śmietanę i znów wymieszaj. Masę ostudź i wstaw na 15 minut do zamrażalnika (co kilka minut musisz ją wyjąć i zamieszać). Tacę lub duży talerz wyłóż papierem do wypieków. Kiedy masa będzie na tyle twarda, że będzie można ją lepić, wyjmij ją z zamrażalnika. Nabieraj łyżką trochę masy i rozgnieć ręką na placek, na środku ułóż śliwkę i ulep kuleczkę. Gotowe czekoladki kładź na tacy lub talerzu i włóż do lodówki.
Po godzinie rozpuść pozostałą czekoladę (najłatwiej w kuchence mikrofalowej) i poczekaj aż wystygnie. Każdą kulkę nadziej na patyczek do szaszłyków i obtocz w rozpuszczonej czekoladzie.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Witajcie, Czytelnicy!
W naszej kulturze renifery stały się jedną ze świątecznych ikon. Nie wyobrażamy sobie sań Mikołaja bez tych sympatycznych zwierząt. Wystarczy jeden zimowy, przedświąteczny wieczór i odrobina chęci, a czerwononose renifery zagoszczą na dłużej w naszym domu.
Materiały potrzebne do wykonania pracy:
1. dwa korki od butelek (jak od wina, najlepiej z prawdziwego korka);
2. mrugające oczy;
3. drucik „kreatywny”;
4. czerwony koralik;
5. nożyk introligatorski;
6. termotopliwy klej.
Sposób wykonania:
1. Jeden korek od butelki przecinamy nożykiem na pół, drugi pozostaje nienaruszony.
Uwaga!
Tam, gdzie zachodzi potrzeba użycia nożyka introligatorskiego musimy poprosić o pomoc kogoś dorosłego!
2. Jedna część przeciętego korka posłuży nam za głowę, do której przyklejamy po bokach mrugające oczy, zaś za nimi, wygięty w rogi, mały kawałek srebrnego, puchatego drucika. Z przodu mordki mocujemy czerwony koralik, to będzie nosek renifera.
3. Drugą część korka przecinamy na cztery równe kawałki - to będą nogi zwierzątka.
4. Teraz przystępujemy do złożenia ze wszystkich części całego renifera.
Korek, który pozostał nienaruszony, pełni rolę tułowia - do niego przyklejamy od góry gotową już głowę, a od spodu cztery nogi.
5. Tak wykonany „czerwononosy renifer” posłuży nam za piękną, świąteczną ozdobę.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Życie na Ziemi pojawiło się miliardy lat temu. Zanim nastały czasy panowania gatunku ludzkiego, a świat przybrał znaną nam postać, w mrokach niewyobrażalnie długiej historii pojawiały się i wymierały niezwykłe zwierzęta. Najbardziej znane z pradawnych istot to dinozaury, warto jednak zwrócić uwagę na inne, nie mniej osobliwe stworzenia.
Około 10 000 lat temu kończyła się epoka plejstocenu, zwana też epoką lodowcową. Wielkie góry lodowe zaczęły topnieć, klimat ocieplał się, a bezdrzewna dotychczas mroźna tajga stopniowo pokrywała się lasami, jakie znamy dzisiaj. Wraz ze zmianami klimatu, roślinności i pojawieniem się łowieckich wspólnot ludzkich kończyło się panowanie olbrzymich ssaków epoki lodowcowej, czyli megafauny plejstocenu.
Jednym z gigantów tamtej epoki był leniwiec olbrzymi – megaterium, czyli w tłumaczeniu z łaciny „olbrzymia bestia”. Nie przypominał zbytnio dzisiejszych leniwców. Osiągał 5 metrów wysokości, kilka ton wagi, a olbrzymimi pazurami mógł łamać lub wyrywać z korzeniami drzewa, by pożywić się ich liśćmi.
Leniwiec olbrzymi zamieszkiwał Amerykę Południową wraz z gliptodontem – pancernikiem ważącym kilkaset kilogramów, wyglądającym jak żywy czołg i przypominającym raczej stegozaura, sajchanię lub innego dinozaura. Podobnie jednak jak inne opisane tu gigantyczne zwierzęta, gliptodont należał do gromady ssaków. W razie potrzeby gliptodonty potrafiły walczyć masywnym, opancerzonym ogonem, używając go jako maczugi.
W polskich zbiorach przyrodniczych, w muzeum Polskiej Akademii Nauk w Krakowie znajduje się jedyny na świecie zachowany w całości okaz nosorożca włochatego. Wielkością, kształtem i rogami na końcu pyska przypominał nosorożce żyjące współcześnie, cały był jednak pokryty długim, gęstym futrem.
W owych czasach tereny Europy przemierzał również jeleń olbrzymi. To zwierzę rozmiarów wielkiego konia obdarzone było imponującym porożem. Ozdoba głowy jelenia olbrzymiego ważyła nawet 50 kilogramów i osiągała 3 metry rozpiętości.
Na olbrzymich roślinożerców polowali olbrzymi drapieżcy. Najbardziej znanym z nich jest południowoamerykański smilodont, należący do tak zwanych tygrysów szablastozębnych. Dorosły drapieżnik ważył 400 kilogramów i dzięki niezwykle silnym przednim łapom i kłom rozmiarów sporych noży polował na dużą zdobycz. W podkrakowskich jaskiniach zachowały się kości innych drapieżników tej epoki – lwów jaskiniowych, a także niedźwiedzi jaskiniowych, ważących nawet tyle co kilkunastu dorosłych mężczyzn.
Dzieje tych zwierząt są tym bardziej fascynujące, że chociaż dziś o stworach już zapomniano, żyły jeszcze stosunkowo niedawno. Ostatnie mamuty wymarły zaledwie 4 000 lat temu, a więc w czasach, gdy piramidy egipskie były już stare, a na świecie istniały rozwinięte cywilizacje.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Ciężka, wypchana śniegiem po brzegi chmura zawisła nad miastem. Cierpliwie, powoli posypywała drobnymi płatkami ulice, auta, domy, bezpańskiego kota, korony bezlistnych drzew i jedną zapomnianą choinkę na balkonie.
Śnieg osiadał na każdej gałązce, jak cukrem pudrem posypywał każdą pachnącą igiełkę, aż w końcu, pod naporem białego puchu drzewko przekrzywiło się nieco i oparło o balkonowe okno.
W środku, w mieszkaniu Maksa, Mama siedziała na kuchennym stole i tępym wzrokiem patrzyła przed siebie. Tata w przedpokoju rytmicznie uderzał głową w ścianę, a Maks... Maks leżał w swoim łóżku i próbował tego wszystkiego nie słyszeć. I nie myśleć.
Całej tej sytuacji przyglądał się Pieseł, biegając od człowieka do człowieka w beznadziejnej próbie pocieszenia swoich Ludzi. Bo Pieseł bardzo lubił swoich Ludzi, wbrew pozorom.
***
Wiecie, jak to jest. Możesz sobie w głowie ułożyć cały plan, bardzo dokładnie.
Możesz wejść na drogę, z pewnością i przekonaniem iść prosto przed siebie, gdy nagle ścieżka skręci, zwinie się w supełek i, ni stąd, ni zowąd pojawi się przepaść, smok czy wodospad. Albo, na przykład, Pieseł.
Ten konkretny miał długie czarne futro, cztery krzywe łapy i ogon, który nie mógł przestać merdać. Rodzina Maksa nigdy nie planowała mieć psa, ale ten pies akurat zaplanował, że będzie mieć rodzinę.
Tak to bywa z planami. Krzysztof Kolumb też nie planował odkryć Ameryki. Ale odkrył.
Tak więc drogi Pieseła i Rodziny spotkały się wreszcie i zupełnie niechcący, krzywe łapy i rozmerdany ogon zrobiły swoje i Pieseł znalazł się w domu Maksa.
Miał niewątpliwie wiele zalet, za które wszyscy go kochali. Był psem miłym, przyjaznym, puchatym, przytulnym, mądrym i posłusznym.
Ale miał też jedną wadę. Podkradał i zjadał to, co ukradł. A to zabłąkaną skarpetkę, a to porzuconego w kącie pluszaka, a to zostawioną na widoku chusteczkę higieniczną. Rodzina jednak wybaczała mu te sporadyczne wybryki, bo przecież w kochającej rodzinie nie takie rzeczy się wybacza. Do czasu.
***
Jakieś dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia Tato wrócił z pracy radosny jak skowronek na wiosnę. Pogwizdując pod nosem otrzepał palto z płatków mokrego śniegu i sprężystym krokiem wmaszerował do kuchni, gdzie Mama robiła przedświąteczny przegląd szafek, żeby wiedzieć, co trzeba dokupić.
Tata wyjął z portfela pokaźny zwitek banknotów i pomachał nim zwycięsko. Za całkiem niezłą premię mogli teraz kupić prezenty i jedzenie na świąteczny stół. Super!
Planom nie było końca. Cała rodzina cieszyła się jak szalona, bo kto by się nie cieszył, mogąc spełnić swoje marzenia. W całym tym chaosie nikt nie zwrócił uwagi na Pieseła, który najpierw aktywnie uczestniczył w rodzinnej radości, plącząc się wszystkim pod nogami, po czym znudzony bieganiem i merdaniem, znalazł sobie inne zajęcie.
A potem - kiedy ucichł już krzyk Mamy, kiedy Tata zrezygnował wreszcie z odzyskania resztek banknotów z psiej paszczy i kiedy Maks doszedł do słusznego wniosku, że to najtrudniejsze puzzle, jakie kiedykolwiek próbował ułożyć - nastała cisza.
Pieseł patrzył na swoją Rodzinę i raptem poczuł się strasznie, przeokropnie winny. Nie mógł pojąć, o co ta cała awantura. O tych kilka papierków? Ale napięta atmosfera udzieliła się w końcu i jemu, zatem karnie podkulił ogon i zrobił najsmutniejszą minę, jaką tylko potrafił. Naprawdę – bardzo smutną.
***
Do świąt Bożego Narodzenia zostało już niewiele czasu. Kiedy stało się jasne, że nici z prezentów i dwunastu potraw na stole, cała rodzina pogrążyła się w apatii. Apatia to taki przykry stan, kiedy nie chce ci się ruszyć ręką ani nogą, bo i tak nie widzisz sposobu na rozwiązanie problemu.
I tak sobie trwali, wszyscy. Oprócz Pieseła.
Pieseł miał kłopot zgoła odmienny. Musiał, po prostu musiał wyjść na spacer i to już, zaraz, natychmiast. Próbował zajrzeć w oczy Mamie, ale ta odwróciła głowę i udała, że go nie widzi. Podreptał do Maksa, ale i on spojrzał tylko z wyrzutem i nawet nie wstał z łóżka.
Pieseł z miną winowajcy podreptał do przedpokoju, gdzie Tata na jego widok przestał na chwilę walić głową w ścianę i stwierdził, że niestety, nie jest w stanie wyjść z nim na spacer. Gdyż – zwyczajnie – nie zniesie widoku swoich pieniędzy z… No wiecie. Z drugiej strony psa. Nie, i już.
W końcu jednak zlitował się nad Piesełem i chociaż był to wyjątkowo krótki spacer, a Tata wrócił do domu siny na twarzy, to pies uznał, że zostało mu wybaczone.
Noc przespał spokojnie, bo mocno wierzył w swoją Rodzinę.
***
Kilka dni później Maks był już naprawdę zmęczony przygnębiającą atmosferą w domu. Co, jak co – pomyślał – ale prezenty będą, i koniec. I usiadł przy biurku, żeby swoim rodzicom zrobić świąteczne kartki. Uzbrojony w farby, nożyce, flamastry i klej tworzył barwne kompozycje, którymi opowiadał o tym, co czuje i czego życzy swoim najbliższym.
Praca tak go zajęła, że nie zauważył, że Mama i Tata również zadziwiająco mało czasu spędzali na swoich zwykłych zajęciach. Tata godzinami przesiadywał w piwnicy, a Mama w garderobie. Ale o tym Maks nie mógł wiedzieć, bo okazało się, że ludzi, którym chciał ofiarować dobre słowo na kolorowym kartoniku było znacznie więcej. Pisał, rysował i wyklejał. Tym bardziej, że nikt nie gonił go co chwilę po jakieś zapomniane zakupy. Pieniądze zniknęły w psim brzuchu, więc nie musiał biegać a to po groszek, a to po zapomniane suszone grzyby. Miał czas. I pomysł. A jeśli ma się i jedno, i drugie, to musi z tego wyniknąć coś dobrego.
***
I tak, nieubłaganie, nadeszła Wigilia.
Przytargana z balkonu choinka zajęła wreszcie należne sobie, honorowe miejsce. Zgodnie z rodzinną tradycją wszyscy zajęli się jej przystrajaniem. Wśród pudeł z bombkami, lśnienia łańcuchów i kojącego zapachu lasu rodzina zapomniała na chwilę o swoich kłopotach.
Wprawdzie Mama raz czy dwa wbiegła do kuchni, żeby sprawdzić, czy nic się nie przypala, ale – garnki stały puste i nie miało się co przypalać – więc dała sobie spokój. Na wigilijną kolację będą kanapki... - pomyślała, ciężko wzdychając. - Ale, cóż. Dobre i to. - I włączyła w radiu kolędy, żeby wszystkim było choć trochę przyjemniej.
A kiedy Pierwsza Gwiazdka zaświeciła na niebie i odświętnie ubrana rodzina spotkała się przy pustym stole, nie sposób było ukryć wzruszenia. Mama już, już miała się rozpłakać, gdy u drzwi zadzwonił dzwonek. I jeszcze raz. I znowu.
W progu pojawiła się sąsiadka, spod siódemki. Z wielkim dzbankiem barszczu. Razem z nią – pani z apteki. Plus karp i pierogi.
Dzwonek nie przestawał dzwonić i co chwilę pojawiał się ktoś z dobrym słowem i podarunkiem. Z życzeniami. Bo wszyscy, do których Maks wysłał swoje pocztówki, chcieli podziękować rodzinie za pamięć.
Gości przybywało, stół uginał się od smakołyków, było gwarno, radośnie i ciepło.
Pod choinką – a jakże – znalazły się też prezenty. Od Maksa - listy do obydwojga rodziców. Od Taty dla Maksa piękna, drewniana skrzynka na skarby, dla Mamy- pierścionek z metalowego kółka i kolorowych kamyków. Mama zaś, w tajemnicy, uszyła swoim ukochanym eleganckie muchy, które oczywiście natychmiast założyli.
Radości i śmiechom nie było końca. Wiecie...najlepsze prezenty to nie te – największe. I nie te – najdroższe. To te ofiarowane z serca. Z miłością.
***
I tak płynął ten magiczny wieczór. Ktoś wchodził, ktoś wychodził. Ktoś zaplanował wpaść na chwilę, i już został. Ktoś się śmiał, ktoś ocierał łzę wzruszenia. Choinka pachniała, świece płonęły łagodnym blaskiem.
Pod stołem Pieseł merdał jak opętany. Patrzył na swoją rodzinę, chłonął ich szczęście.
- Ale extra! - powiedział i szybko zasłonił pysk łapą, ponieważ zaplanował sobie, że nikt się nie dowie, że w wigilijną noc zwierzęta naprawdę potrafią mówić.
Ale – to już temat na osobną historię.
Wesołych Świąt!
zaznacz i zamknij wróć do góry
Niektóre leniuszki w długie, chłodne grudniowe wieczory siedzą bez ruchu i tłumaczą się tym, że nie ma warunków do uprawiania sportu.
To prawda, zimowa pogoda często nie sprzyja wychodzeniu na świeże powietrze. Szybko zapada zmrok, często pada deszcz, a nawet deszcz ze śniegiem, a czasami wieje silny wiatr. Jednak dla tych, którzy uwielbiają sport, nie jest to żadną przeszkodą, aby się poruszać. Jeśli na dworze jest naprawdę paskudnie, zawsze przecież można poćwiczyć w domu i to naprawdę intensywnie. Jak to zrobić w naszych często za małych mieszkaniach?
Proponuję dzisiaj trochę poskakać...
To nie prawda, że skakanki są tylko dla dziewczynek. Bardzo często prawdziwi sportowcy używają ich podczas treningów, na przykład bokserzy.
Zanim zaczniemy zabawę, musicie pamiętać, że:
• skakanka musi być dopasowana do wzrostu – nie może być ani za długa, ani za krótka, bo skakanie nie będzie sprawiało frajdy;
• najpierw zawsze otwieramy okno, aby zapewnić sobie stały dopływ świeżego powietrza - a będzie Wam go potrzeba naprawdę baaaardzo dużo;
• Twoje stawy są bardzo ważne – dbaj o nie, skacząc zawsze na lekko ugiętych nogach, aby zamortyzować uderzenie ciała o podłoże - na nogach powinniście mieć odpowiednio miękkie i dobrze dopasowane obuwie lub po prostu skaczcie na bosaka;
• Jeśli piętro niżej mieszkają sąsiedzi, nie będzie im przyjemnie, gdy ktoś zacznie skakać nad głową, a więc starajcie się robić jak najmniej hałasu, np. skacząc na miękkim dywanie.
Oto kilka pomysłów na zabawę ze skakanką.
„Szczur” – jedna osoba, trzymając za koniec skakanki, kręci nią dookoła siebie nisko przy ziemi, pozostałe osoby przeskakują przez nią. Ktoś, kto nie przeskoczy przez skakankę (skusi), wchodzi do środka i teraz to ona „rozkręca” skakanie.
„Mistrz podskoków” - każdy uczestnik zabawy skacze samodzielnie na skakance (na jeden obrót skakanki przypada jeden przeskok) i liczy, ile wykonał przeskoków. Skakać można na różne sposoby: w przód i w tył, rowerkiem, obunóż, na jednej nóżce, krzyżakiem itd. Wygrywa ten, kto wykona najwięcej skoków danego rodzaju. Pamiętajcie jednak, że zawsze zaczynamy od rozgrzewki.
Skoki w parach - przez skakankę mogą skakać naraz dwie osoby - jedna obraca skakanką, a druga, stojąc bardzo blisko, przeskakuje umówionym sposobem razem z osobą obracającą.
Skoki w trójkach – dwie osoby kręcą skakanką duże koła, a jedna osoba przeskakuje przez nią bokiem. Gdy „skusi”, skacze następna osoba. Jeśli macie bardzo długą skakankę czy linkę, do zabawy, może przyłączyć się więcej dzieci, które będą po kolei wskakiwały do kręcącej się skakanki.
„Rowerek na spacerek” – zawodnik, przeskakując przez skakankę, wypowiada rymowankę: „Jedzie rowerek na spacerek, jaki z tyłu ma numerek? Raz, dwa, trzy - rzucam skakankę w tył”. W momencie wypowiadania ostatniego słowa zawodnik wyrzuca skakankę za siebie. Nie odwracając się, szacuje, na ile kroków za jego plecami upadła skakanka. Następnie odwraca się i wykonuje podaną liczbę kroków. Jeśli przy ostatnim kroku dosięgnie stopą skakankę, to wygrywa i dalej skacze. Jeśli się pomyli, oddaje skakankę kolejnej osobie.
Inną zabawą jest przechodzenie przodem pod rozciągniętą skakanką. Początkowo trzyma się ją na wysokości głowy zawodników, a następnie jest opuszczana coraz niżej. Wygrywa ten, kto przejdzie pod najniżej trzymaną skakanką i nie straci równowagi.
Życzę wspaniałych rekordów w skakaniu na skakance, utrzymania świetnej kondycji i wyśmienitego humoru w czasie długiej zimy.
zaznacz i zamknij wróć do góry
1. Przypięte do sań
cicho pobrzękują
przybycie świętego Mikołaja
światu zwiastują.
2. Listki zielone,
co zimą nie opadają,
na Boże Narodzenie
domy nam przystrajają.
3. Iglaste gałązki
pachnące jak las,
wypełniają sklepy i domy
w świąteczny czas.
4. Nie na naszej głowie,
lecz w barszczu pływają,
przepyszne grzyby
je wypełniają.
5. Na stole wigilijnym
z miodem i bakaliami,
może być też w cieście
albo i z kluskami.
6. Kiedy święta rodzina
występuje na scenie,
na pewno świetnie znasz
to grudniowe przedstawienie.
7. Wcześniej konie owies
z niego pałaszowały,
ale teraz w nim leży
Pan Jezus mały.
8. Po niebie ciągnie
swój ogon złoty,
leci szybciej
niż wszystkie samoloty.
Ukryte słowa
Odpowiedzią na wszystkie pytania jest słowo zawierające słowo: pole.
1. Wygładzać
2. Rozkaz,
3. Na kimś - czyli mu ufać
4. Miasto na Śląsku
5. Słodka na ciastkach albo lodach
6. Region we wschodniej Polsce.
7.Peryferia opłotki
8. Spór, dyskusja
9. Stopienie, połączenie na stałe
10. Na ramionach oficerskiego munduru
Dwuznaczności
1. Rysunkowy lub mieszkalny
2. Rejestracyjna lub w klasie
3. Przy komputerze albo w pułapce
4. Na włosy albo do ciasta
5. Zegara albo ochronna dla rycerza
zaznacz i zamknij wróć do góry
- Dlaczego w morzu jest woda?
- Żeby statki się nie kurzyły przy hamowaniu.
Ciekawy zawód
- Dziś porozmawiamy o ciekawych zawodach - poinformowała pani dzieci w klasie. - Eryku, kim jest twój ojciec?
- Jest chory - odpowiada chłopiec.
- Ale co on robi?
- Kaszle.
***
Koniec roku szkolnego. Tata pyta syna:
- Zdałeś?
- Tak, tato, z trzeciej a do trzeciej b…
***
Na lekcji pani pyta Wojtka:
- Widziałeś kiedyś żywą sarenkę?
- Tak, w telewizji.
- A w lesie? - chce dowiedzieć się nauczycielka.
- Nie, my nie zabieramy telewizora do lasu - odpowiada chłopczyk.
***
Mama pyta synka:
- Dlaczego już nie przyjaźnisz się z Kaziem?
- A czy ty, mamusiu, chciałabyś się bawić z kimś, kto kłamie i używa brzydkich słów?
- Oczywiście, że nie.
- No widzisz. Kazik też nie chce…
***
Mama prosi swoich dwóch synów, by pomogli jej w kuchni:
- Michał, Maciej, przyjdźcie tu do mnie!
- Nie możemy! - odpowiada Michał.
- A co robisz? - pyta mama.
- Leżę.
- A co robi Maciej?
- Pomaga mi.
***
Witkowi urodził się młodszy brat.
- Do kogo jest podobny? - dopytują koledzy.
- Z oczek do mamy - mówi Witek. - Z noska do taty, a z głosu do karetki na sygnale.
***
Wpada spóźniony Edzio do klasy.
- Edziu, znów spóźniłeś się na lekcję! - mówi pani.
- Na naukę nigdy nie jest za późno, proszę pani!
***
- Umyj uszy - prosi mama Jędrusia.
- Nie umyję! - upiera się chłopiec.
- Jak umyjesz uszy, to pójdziemy na plac zabaw.
- Nic z tego, nie umyję! - Jędruś obstaje przy swoim. - Zaraz zacznie padać i na żaden placyk nie pójdziemy, a ja będę siedzieć w domu z czystymi uszami!
***
Po sprawdzianie:
- Co napisałeś na sprawdzianie?
- Nic. - Ja też nic.
- To bardzo źle. Pani znowu powie, że od siebie ściągaliśmy.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Morskie stwory: 1. wieloryby, 2. delfiny, 3. meduza, 4. ośmiornica, 5. rekin, 6. rozgwiazda, 7. krab, 8. koralowiec, 9. małże.
Krzyżówka: 1. sztorm, 2. zamieć, 3. tajfun, 4. oceany, 5. równik, 6. Murena.
Dwuznaczności: 1. syrena, 2. fala, 3. prąd, 4. maszt, 5. maska.
zaznacz i zamknij wróć do góry
Wersja offline wygenerowana automatycznie.
Copyright © 2013 Promyczek - miesięcznik dla dzieci młodszych. Wszelkie prawa zastrzeżone.